Antologia niewątpliwie cenna, choć nieco bałamutna.
 
Jest wciąż zimno, ponuro, cynicznie, bezwzględnie. Detektywi jak czołgi, policjanci jak beton, kobiety jak żmije, gangsterzy jak świat dookoła nich. Aż kipi tu od archetypów gatunku – z tym, ze gatunków w antologii  mamy de facto kilka: klasyczną prozę noir mamy właściwie tylko w części pierwszej o detektywach. W drugiej i trzeciej – Gliny i Łobuzy – mamy mniej lub bardziej udane przykłady literatury hard boiled, policyjnej czy gangsterskiej. I nie powinno być usprawiedliwieniem, iż każda z nich ma elementy noir, wszak tak etykietując okaże się, iż worek czarnego kryminału mógłby pochłonąć 90% gatunkowej twórczości.
">  Antologia niewątpliwie cenna, choć nieco bałamutna.
 
Jest wciąż zimno, ponuro, cynicznie, bezwzględnie. Detektywi jak czołgi, policjanci jak beton, kobiety jak żmije, gangsterzy jak świat dookoła nich. Aż kipi tu od archetypów gatunku – z tym, ze gatunków w antologii  mamy de facto kilka: klasyczną prozę noir mamy właściwie tylko w części pierwszej o detektywach. W drugiej i trzeciej – Gliny i Łobuzy – mamy mniej lub bardziej udane przykłady literatury hard boiled, policyjnej czy gangsterskiej. I nie powinno być usprawiedliwieniem, iż każda z nich ma elementy noir, wszak tak etykietując okaże się, iż worek czarnego kryminału mógłby pochłonąć 90% gatunkowej twórczości.
"> Arcydzieła czarnego kryminału /antologia/ - Portal Kryminalny

Arcydzieła czarnego kryminału /antologia/

Autor: Tomasz Daniel Dobek
Data publikacji: 24 kwietnia 2008

Ta antologia jest na naszym rynku niewątpliwie cenna jako wycinek historii gatunku, lecz gdy przyjrzeć się jej z dystansem okaże się pozlepiana ad hoc i nieco bałamutna.

Kryminalne „czernie” zawartych tu opowiadań są rzeczywistą dominantą, wszak, poza chyba odgałęzieniami caper i cozy, raczej trudno zaklasyfikować kryminał do literatury optymistycznej. Jest wciąż zimno, ponuro, cynicznie, bezwzględnie. Detektywi jak czołgi, policjanci jak beton, kobiety jak żmije, gangsterzy jak świat dookoła nich. Aż kipi tu od archetypów gatunku – z tym, ze gatunków w antologii  mamy de facto kilka: klasyczną prozę noir mamy właściwie tylko w części pierwszej o detektywach. W drugiej i trzeciej – Gliny i Łobuzy – mamy mniej lub bardziej udane przykłady literatury hard boiled, policyjnej czy gangsterskiej. I nie powinno być usprawiedliwieniem, iż każda z nich ma elementy noir, wszak tak etykietując okaże się, iż worek czarnego kryminału mógłby pochłonąć 90% gatunkowej twórczości.

Stąd najmocniej wybrzmiewają klasycy – nieco zapomniany Carroll John Daly ze swym „praojcem” private eye Racem Williamsem, i prawodawczą pierwszoosobową narracją, wciągającą nas w mroczny nocny klub, nocne, brudne miasto, i historię pewnej młodziutkiej Bernie. O ile Williams, człowiek zawsze chętny do „przespacerowania się” po czyjejś twarzy uwodzi typowo „czarnym” dystansem do życia i swej detektywistycznej roboty, o tyle mały odprysk Dashiella Hammeta jest prozą suchą, bez językowej żylety, choć dobrze poprowadzoną. Podobnie jest z bezimiennym detektywem z tekstu Chandlera, który jest jeszcze nieśmiałą przymiarką do brawury Philipa Marlowa. Za to największy jego konkurent, Ross MacDonald przedstawia nam przygodę Lew Archera, która rzeczywiście mocno depta po piętach prozie mistrza: gdy czytamy, iż jedna z postaci zawsze miała „dziedziczny pociąg do wszystkiego, co jasnowłose, duże i głupie”, nie mamy wątpliwości, iż autora do Chandlera przymierzano słusznie. Natomiast nagromadzenie tropów noir w drobiazgu Roberta Leslie Bellema (Głowa umarlaka): obcięta głowa, prywatny detektyw, inwazyjna kobieta u jego drzwi, aktor ze spaloną karierą, zdradzająca go żona, a przy tym trup padający dosłownie co kilka minut, a wszystko to połączone narracją szybką i „filmową”, sprawia wrażenie ocierania się już o parodię gatunku.

W części policyjnej mamy czystą, miejską sensację, gdzie akcja, palba i pościg ważniejsze są od eksploracji miasta i wyobcowanego „miejskiego kowboja”. Zachęcające nazwisko Spillane’a sygnuje prozę stonowaną, nie zapowiadającą jeszcze bezkompromisowego Mike’a Hammera. Za to Bardzo śmieszne Elmore’a Leonarda, o gangsterze siedzącym na podminowanym fotelu to udana, cyniczna humoreska, warta odnotowania z pewnością.

I wreszcie Łobuzy, czyli opowieści snute z punktu widzenia elementu przestępczego - to dwie perły, przyzwoita reszta i jedna, kompletna pomyłka (Quentin Tarantino?!). W.R. Burnett opowiada o młodym studencie, który przypadkiem załapuje się na autostop z dwoma gangsterami. Proza to rzetelna, ważniejsze jest jednak to, iż autor antologii, Peter Haining, przypomina nam zapomnianego mocno pisarza, który przecież odpowiada za pierwowzory kilku filmowych dziś pomników: tytuły Mały Cezar, Człowiek z Blizną czy Podwójne ubezpieczenie niech mówią tu same za siebie. James M. Cain, u nas kojarzony zaledwie z adaptacji filmowych powieści Listonosz zawsze dzwoni dwa razy, uraczy nas znowuż mocną narracją stylizowaną na prowincjonalnego, przaśnego opowiadacza, w kawałku mocnym i sprawnym. Zawiedzie zaledwie poprawny Stephen King, a Quentin Tarantino – dołączony został chyba tylko marketingowo, jako marny odprysk rzekomej prozatorskiej wersji filmu Pulp fiction – epizod o zegarku wygłaszany przez Christophera Walkena…

Dla polskiego czytelnika będzie zatem owa antologia cenna jako kolejna, ważna cegiełka klasycznej twórczości pulp-owej, jakiej de facto u nas jest bardzo mało. Dla zachodniego odbiorcy zbiór Haininga ważny będzie o tyle, iż ten ceniony znawca literatury popularnej wygrzebał prawdziwe, niemal niedostępne już dziś „białe kruki”. Zatem sięgnąć po pozycję trzeba bez wątpienia - choć zęby zgrzytają na rodzimego edytora książki, który ładuje na okładkę wabik nazwiska Jamesa Ellroya – a tego w niej jednak ani słychu, ani widu…



Peter Haining (autor wyboru)

Arcydzieła czarnego kryminału


TYTUŁ ORYGINALNY: Pulp Frictions
PRZEKŁAD: Dariusz Wójtowicz
DATA WYDANIA: 27.03.2008
WYDANIE: I
WYDAWNICTWO PRÓSZYŃSKI I S-KA
Cena 32,-

Udostępnij