{mosimage} Cała powieść zasadza się na poczuciu zmiany, nadchodzącej nieubłaganie a jednocześnie już się dokonującej, na poczuciu schyłkowości. Niepokój związany z przyszłością jest tu tak silny, że nieuchwytny psychopata wydaje się chwilami po prostu jego emanacją, nic dziwnego, że zbrodnie, które nie pozostawiały na ciałach ofiar żadnego śladu (przynajmniej dla mniej „upartego” oka) wielu mieszkańców miasta gotowych było przypisać samemu diabłu. Co najmniej równie ciekawie, co ten ogólny nastrój prezentują się konkretne przykłady, przejawy zamętu towarzyszącego odchodzeniu jednej i stawaniu innej epoki intelektualnej."> {mosimage} Cała powieść zasadza się na poczuciu zmiany, nadchodzącej nieubłaganie a jednocześnie już się dokonującej, na poczuciu schyłkowości. Niepokój związany z przyszłością jest tu tak silny, że nieuchwytny psychopata wydaje się chwilami po prostu jego emanacją, nic dziwnego, że zbrodnie, które nie pozostawiały na ciałach ofiar żadnego śladu (przynajmniej dla mniej „upartego” oka) wielu mieszkańców miasta gotowych było przypisać samemu diabłu. Co najmniej równie ciekawie, co ten ogólny nastrój prezentują się konkretne przykłady, przejawy zamętu towarzyszącego odchodzeniu jednej i stawaniu innej epoki intelektualnej."> Krytyka zbrodniczego rozumu, Michael Gregorio - Portal Kryminalny

Krytyka zbrodniczego rozumu, Michael Gregorio

Autor: Łukasz
Data publikacji: 01 października 2007

Krytyka zbrodniczego rozumu

Autor: Michael Gregorio
Liczba stron: 520

Nie trzeba skończyć podstawówki żeby kojarzyć nazwisko Immanuel Kant i wiedzieć czym się ten pan z grubsza zajmował. Nie trzeba skończyć specjalistycznych studiów żeby wiedzieć, że był w swojej dziedzinie tak dobry, ze nawet dla tych kolegów po fachu, którzy nie darzyli go sympatią (Nietzsche, Ayn Rand) stanowił bardzo ważny punkt odniesienia. Nie trzeba wreszcie znać jego biografii na wyrywki żeby słyszeć historie o tym, że mieszkańcy Królewca nakręcali zegarki według jego spacerów. Kto jednak wie, że twórca idealizmu transcendentalnego był także ojcem współczesnej kryminalistyki? I, że pod koniec życia pisał traktat o umyśle seryjnego mordercy, mogący stanowić podręcznik dla agentów Grahama i Starling?

Ten niecodzienny pomysł jako bazę fabuły sygnalizuje już sam tytuł, Krytyka zbrodniczego rozumu, tyleż oryginalny, jak na kryminalne standardy, co płaski i zbyt ostentacyjny jako aluzja. Płaskie nie jest, na szczęście, rozwiniecie pomysłu. Tajemniczy debiutant Michael Gregorio (najprawdopodobniej pseudonim małżeńskiego tandemu pisarskiego) przedstawiając swoją opowieść o śledztwie prowadzonym (czy może raczej, nadzorowanym, ale o tym za dłuższą chwilę) przez jednego z największych filozofów w historii Europy podjął dość ryzykowną grę i zmuszony był do dokonania niełatwych wyborów twórczych, generalny rezultat jest jednak bardzo interesujący. By czerpać z tego rezultatu pełną satysfakcję trzeba sobie jednak uświadomić i wyjaśnić parę rzeczy.

Najpierw filozofia. Powinowactwa tej dziedziny wiedzy z kryminałem jako gatunkiem są rzeczą doskonale znaną. Napisano całe tomy o sposobie w jaki struktury fabularne, obrazowanie świata, nawet typy postaci powieści kryminalnej wpisują się w poważne dyskusje o możliwościach dotarcia do obiektywnej rzeczywistości i samym jej istnieniu, o różnych drogach poznania (porównanie „metody” detektywów z brytyjskich powieści Złotego Wieku z działaniami protagonistów hard boiled wydaje się wręcz idealnie ilustrować spór miedzy  zwolennikami racjonalizmu i empiryzmu), o wpływie realiów społecznych na moralność jednostek. Najkrócej ujął to wszystko badacz postmodernizmu Brian McHale stwierdzając, że kryminał to gatunek epistemologiczny par excelence i par excelence modernistyczny, idealnie odpowiadający poszukiwaniom i najważniejszym obsesjom tego ruchu. Ta teza doskonale tłumaczy dlaczego w stronę kryminału zwracali się zarówno wybitni twórcy modernistyczni (Kafka, Conrad, Faulkner, Mann w Wyznaniach hochsztaplera Feliksa Krulla), jak i podejmujący dyskusję z ich spuścizną najwięksi z postmodernistów (Borges, Eco, Pynchon). Świadomość tego filozoficznego potencjału mieli (i mają) nie tylko artyści ukrywający za „kostiumem gatunku” treści daleko poza gatunkowość wykraczające, ale i pisarze ukierunkowani przede wszystkim na ową gatunkowość, czego najlepszym dowodem „Traktat morderczo-filozoficzny” Philipa Kerra. Jak w tę historię wzajemnego przenikania wpisuje się Gregorio? Nie tak, jak można by oczekiwać.

Po powieści, która samym tytułem konotuje wyraźną samoświadomość „gatunku z potencjałem”, w dodatku wykorzystującej tak ważną dla filozofii postać spodziewalibyśmy się sporej ilości wymagających koncentracji i „pomyślunku”, ale i porywających błyskotliwością dyskusji dorównujących tym z Traktatu... czy Imienia róży, a także przybliżenia choć trochę meandrów myśli najsłynniejszego obywatela Królewca. Niestety, nie uświadczymy tu tego. O filozofii Kanta dowiadujemy się tu mniej niż z najkrótszej notki w podrzędnej encyklopedii, słyszymy tylko w kółko, że to „najbardziej racjonalny człowiek na Ziemi”, „twórca metody rozumowej analizy zjawisk” itd. Jedynym cytatem na jaki się natkniemy jest znane wszystkim zdanie z „Krytyki praktycznego rozumu” o gwieździstym niebie (i jego niepokojąca trawestacja). Nie znajdziemy tu też dyskusji filozoficznych z prawdziwego zdarzenia, te, które dostajemy wydają się zbyt proste żeby trzeba było w nie angażować aż Immanuela Kanta. Zaznaczam od razu, ze nie oczekiwałem oczywiście traktatu samego w sobie, ani utworu zagłębiającego się w umysł geniusza (Gregorio od początku sygnalizuje swój takt i zdrowy rozsądek nie przedstawiając nam historii z punktu widzenia samego filozofa, uciekając się do świetnie znanego motywu narratora-ucznia). Spodziewałem się jednak, że ta powieść, która przedstawia nam się jako „kryminał z pomysłem i ambicjami” (w wersji dla złośliwych: „kryminał z pretensjami”) pójdzie konsekwentnie w stronę pogłębionych rozmyślań nad naturą samego procesu poszukiwania prawdy, w stronę skomplikowanej epistemologii, będącej przecież sednem Kantowskiego systemu. Potrzebowałem kilkuset stron żeby zrozumieć, że to po prostu moje oczekiwania były mylne. Cała sytuacja jest też bardziej skomplikowana, z jednej strony bowiem Gregorio tak naprawdę wcale nie obiecuje lektury o wielkich ambicjach, z drugiej jednak ma pewne ambicje i w pełni je realizuje.

Słowem kluczem jest historia. W tej sferze Gregorio okazuje się mistrzem, Krytyka... to bowiem kryminał historyczny najwyższej próby. Obraz Prus przełomu XVIII i XIX wieku jest z każdą stroną coraz bardziej sugestywny i porywający, do tego stopnia, że byłem skłonny odłożyć na chwilę moje rozczarowanie względem warstwy filozoficznego dyskursu. Pierwszoosobowa  narracja, w połączeniu ze szczegółowością opisu i umiejętnością kreowania odpowiedniego nastroju sprawiają, że tu naprawdę jesteśmy w stanie wczuć się w sytuację mieszkańców Królewca dotkniętego wyjątkowo srogą zimą, stanowiącego bardzo prawdopodobny cel spodziewanego ataku Napoleona i terroryzowanego przez tajemniczego mordercę. Perspektywa młodego i niedoświadczonego prokuratora, któremu zupełnie niespodziewanie sam król zleca schwytanie tegoż mordercy pozwoliła na rzecz szczególnie ciekawą dla każdego miłośnika kryminału – mały wgląd w historię kryminalistyki. Akcja rozgrywa się bowiem w okresie w dużej mierze przełomowym dla dziejów zwalczania zbrodni, jak piszą w Krwawej setce Burszta i Czubaj: „Kończą się czasy przestępców działających brawurowo i jawnie, zbrodnia nabiera cech tajemnicy i wymaga zmiany całej procedury śledczej. Początek XIX wieku przynosi więc wielką reorganizację policji”. U Gregorio ta reorganizacja jeszcze się nie rozpoczęła, czujemy jednak, że jest nieunikniona w miarę jak nowe pokolenie śledczych, których przedstawicielem jest bohater, Hanno Stiffeniis, odkrywa całkowitą nieprzystawalność metod wypracowanych przez swoich poprzedników do zmieniającej się rzeczywistości. Dość powiedzieć, że ta „stara szkoła” sprowadzała się do łapania pierwszego podejrzanego z brzegu i „przyciskania go” tak długo aż przyzna się do wszystkiego i sprawę spokojnie można będzie uznać za zamkniętą (co dziwnie przypomina praktyki policji w XX wiecznych krajach autorytarnych vide filmy Obywatel X czy Memories of murder). „Zwiastunem nowego” i nauczycielem innego sposobu, czy przede wszystkim innego myślenia o prowadzeniu śledztwa staje się Kant, jak nietrudno się domyślić odpowiedzialny za awans naszego prokuratora (swojego dawnego ucznia i towarzysza rozmów). Filozof w istocie nie tyle prowadzi dochodzenie, co edukuje swojego podopiecznego, wskazując mu warte rozważenia tropy i szczegóły umykające jego uwadze. A każąc mu próbować wyobrazić sobie sposób myślenia mordercy i pokazując możliwości jakie stwarzają tak szokujące wtedy działania, jak sekcje zwłok, rysunki położenia ciała w momencie jego znalezienia, dokładne oględziny miejsca zbrodni, zmusza go żeby zdecydowanie wyprzedził swój czas.

Pomysł uczynienia Kanta prekursorem w dziedzinie doskonale nam dziś znanych procedur policyjnych to na pierwszy rzut oka udany postmodernistyczny żart idący pod prąd stereotypom (nie do końca mającym oparcie w faktach) jakie narosły wokół tego filozofa, przedstawiającym go jako mało elastycznego, nudnego konserwatystę. Gregorio wydobywa jednak z tego konceptu poważne i bardzo ciekawe znaczenia.

Najpierw niektóre z Kantowskich innowacji okazują się wyjątkowo zaskakujące, przede wszystkim korzystanie z usług cieszącego się nienajlepszą sławą nekromanty, potem zaczynamy zauważać, że fascynacja filozofa i jego ucznia ludzkimi głowami umieszczonymi w formalinie może być niepokojąca nie tylko z punktu widzenia przyglądającego się temu dobrodusznego pomocnika Hanna, kapitana Kocha. Zdajemy sobie sprawę, że chcąc zbliżyć się do powstrzymania i zrozumienia zła najbardziej analityczny umysł swoich czasów poddaje się irracjonalizmowi w jego najbardziej niepokojącym wymiarze. Staje wiec przed podobnym problemem i wątpliwościami co wspomniani na początku bohaterowie powieści Thomasa Harrisa, ale i realni współcześni łowcy „seryjnych”. Gregorio każe (nie będąc w tym oryginalnym, ale przekonującym) zastanowić się nad psychicznymi kosztami „spoglądania  w otchłań” ze słynnego aforyzmu Nietzschego, kosztami, które mogą przynieść udrękę nawet genialnemu umysłowi. Przede wszystkim jednak, umieszczając odkrywających te prawdę bohaterów w takim, a nie innym momencie historycznym, dotyka jednego z najbardziej frapujących fenomenów znanych filozofii kultury – przełomu formacji kulturowych.

Cała powieść zasadza się na poczuciu zmiany, nadchodzącej nieubłaganie a jednocześnie już się dokonującej, na poczuciu schyłkowości. Niepokój związany z przyszłością jest tu tak silny, że nieuchwytny psychopata wydaje się chwilami po prostu jego emanacją, nic dziwnego, że zbrodnie, które nie pozostawiały na ciałach ofiar żadnego śladu (przynajmniej dla mniej „upartego” oka) wielu mieszkańców miasta gotowych było przypisać samemu diabłu. Co najmniej równie ciekawie, co ten ogólny nastrój prezentują się konkretne przykłady, przejawy zamętu towarzyszącego odchodzeniu jednej i stawaniu innej epoki intelektualnej. Początkowo niektóre z tych konkretnych elementów: ukazanie żony i dzieci Hanna w kluczu sentymentalizmu, samobójca zaczytujący się w Cierpieniach młodego Wertera wydawały mi się zbyt łatwe, oczywiste, a utożsamianie romantyzmu wyłącznie z fascynacją mrokiem i szaleństwem uznałem za oburzające wręcz uproszczenie, pójście z prądem stereotypów. Stopniowo stwierdzałem jednak, że takie przedstawienie wynika nie tyle  z myślowego lenistwa autora, ale z podjętej przez niego próby autentycznego wczucia się w punkt widzenia człowieka żyjącego wtedy i wychowanego w pewnej formacji kulturowej, zarówno w jej racjonalnym, jak i sentymentalnym aspekcie. Niektórzy zdziwią się na pewno, ze nagle znajduję coś takiego w powieści, która dopiero, co rozczarowała mnie okazując się rzetelnym i inteligentnym, ale jednak tylko czytadłem z postmodernistycznym pomysłem. Rzecz w tym, że ten autentyzm nie jest czymś, czego trzeba się doszukiwać. On naprawdę tu jest, przykrojony na miarę, bądź co bądź, historii z dreszczem, ale jest. I to on jest głównym punktem ambicji Gregoria, pozwalającym mu dokonać rzeczy niesłychanych.

W połączeniu z tym autentyzmem kluczowa w Krytyce… dialektyka racjonalizmu i irracjonalizmu, jedyny tak naprawdę filozoficzny wątek tej powieści nabiera niezwykłej siły. Gregorio odmalowuje nam świat, w którym oddzielenie od siebie jasnych i ciemnych aspektów rzeczywistości, wyznaczenie granicy między tym co intelektualne, a tym, co powodowane ciemnym instynktem wydawało się jeszcze możliwe, w którym wierzono w możliwość zrozumienia człowieka jako istoty bez brania pod uwagę jego przerażającej strony.

Świat w którym te kwestie wydawały się w istocie bardzo proste. I ten świat się kończy, czy może raczej zaczyna zdawać sobie sprawę, z własnej iluzoryczności. Ukazanie tych pogłębiających się pęknięć, wkradania się a może ujawniania zbyt dobrze znanej człowiekowi XX/XXI wieku przewrotności, jest fascynujące. Kluczowa dla całej opowieści rozmowa we mgle przywodziła mi wręcz na myśl (teraz będę bluźnił, ale to skojarzenie było i jest nieodparte) utwory Tomasza Manna, z ich bohaterami konfrontującymi się z Jungowskim Cieniem i próbującymi odnaleźć równowagę miedzy nim a swoimi świadomymi ideałami. Największe zaskoczenie dotyczy jednak prześladującej mnie przez całą książkę wątpliwości dotyczącej zbyt jednoznacznego, uproszczonego obrazu samego oświecenia, niewystarczającego zaakcentowania faktu, że wspominane tu z lękiem rządy jakobinów ufundowane były na oświeceniowym projekcie społecznym. Po przeczytaniu stwierdziłem, że akcentowanie tego nie było konieczne, bohaterowie mają tego wystarczającą świadomość. I w odróżnieniu od naszej, oddalonej perspektywy, dla nich ta świadomość jest nieprawdopodobnie gorzka i przytłaczająca.

Miałem nadzieję na powieść kryminalno-filozoficzną (czy, w chwilach największego optymizmu – filozoficzno-kryminalną), dostałem powieść „tylko kryminalną”, która przy bliższym przyjrzeniu i pomyśleniu okazała się nie być jednak pozbawiona warstwy filozoficznej, tyle, ze zupełnie innej niż oczekiwana przeze mnie. Nie tak „bezpośredniej”, otwarcie erudycyjnej, tak rozbuchanej po prostu, jak oczekiwałem. Co tu dużo mówić, czuję się wywiedziony w pole. I dawno to uczucie nie było tak przyjemne. Gregorio zdążył już wydać drugą książkę o przygodach Hanno Stiffeniisa, zatytułowaną Days of Atonement. Nie wiem, jak inni, ja jestem bardziej niż ciekawy.                            

       

 

KRYTYKA ZBRODNICZEGO ROZUMU

/Critigue of criminal reason/

Michael Gregorio

Wydawnictwo Literackie , Luty 2007
ISBN: 978-83-08-03965-6
Liczba stron: 520
cena 32,-




 

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Krytyka zbrodniczego rozumu" Michael Gregorio