{mosimage} Widać, jak autor z karty na kartę się rozpędza, wchodzi na całość w tworzone realia, i odpowiednie daje rzeczy słowo. Zwłaszcza w partiach końcowych – zaskakująco! – brzmiących prawdziwą estetyką grozy; grozy spod znaku Finchera, Demme’a z Milczenia owiec czy rodzimego obrazu Billboard Łukasza Zadrzyńskiego. Do tego ostatniego zresztą podobieństwa są bardzo literalne. Buczek nie boi się makabry, choć nie przesadza ani razu… Ale te partie i tak… bolą namacalnie."> {mosimage} Widać, jak autor z karty na kartę się rozpędza, wchodzi na całość w tworzone realia, i odpowiednie daje rzeczy słowo. Zwłaszcza w partiach końcowych – zaskakująco! – brzmiących prawdziwą estetyką grozy; grozy spod znaku Finchera, Demme’a z Milczenia owiec czy rodzimego obrazu Billboard Łukasza Zadrzyńskiego. Do tego ostatniego zresztą podobieństwa są bardzo literalne. Buczek nie boi się makabry, choć nie przesadza ani razu… Ale te partie i tak… bolą namacalnie."> Umów się i giń, Robert Buczek - Portal Kryminalny

Umów się i giń, Robert Buczek

Autor: Webmaster
Data publikacji: 06 września 2007

Umów się i giń

Autor: Robert Buczek

Znając czytelnicze przyzwyczajenia trzeba mi na wstępie zaznaczyć, że – debiut fabularny Roberta Buczka jest powieścią wyborną. Trzeba to zaznaczyć mocno, bo z obowiązku, ale i ku przestrodze, najpierw wymienię kilka przywar, które rażą i mogą istotnie psuć odbiór całości.

Buczek wszak komplikować wątki umie rzetelnie, acz z dialogami czasem sobie nie radzi. Nawet nie w sensie nieumiejętnego zróżnicowania postaci, ale w przesadnej, „jarmarcznej” grypserze, która buduje nastrój parodii tam, gdzie fabuła brnie w rejony bynajmniej nie rozrywkowe. Przydałby się jeszcze jeden redaktorski szlif, tym bardziej, iż gdy autor nie sili się na chodnikowe żarciki („ciemno jak w dupie u… Afroamerykanina…” – nawet ujęte w eufemizm brzmi to banalnie), potrafi sprzedać narrację prawdziwie przejmującą, uczuciową, obyczajową… Nawet w wykorzystanym slangu policyjnym się to nie sprawdza: Vega w Pitbullu zachował w środowiskowej stylizacji proporcje, policyjni protagoniści Buczka brzmią zaś niczym świeżo upieczona studenteria z podręcznikiem slangów pod pachą…

Na szczęście – nie wszędzie. Na szczęście widać, jak autor z karty na kartę się rozpędza, wchodzi na całość w tworzone realia, i odpowiednie daje rzeczy słowo. Czasem zgrzytnie jeszcze tu i tam, a wówczas potrafi to rozbić nastrój irytująco, zwłaszcza w partiach końcowych – zaskakująco! – brzmiących prawdziwą estetyką grozy; grozy spod znaku Finchera, Demme’a z Milczenia owiec czy rodzimego obrazu Billboard Łukasza Zadrzyńskiego.

Do tego ostatniego zresztą podobieństwa są bardzo literalne. Buczek nie boi się makabry, choć nie przesadza ani razu… Ale te partie i tak… bolą namacalnie. Tym bardziej, iż atmosfera gęstnieje konsekwentnym crescendo: pomijając prolog, który kieruje nas w kierunku frankensteinowskiego thrillera, od pierwszego rozdziału idziemy kolejno przez śledztwo policyjne, sensację, erotykę, odrobinę szpiegostwa, wreszcie do thrillera stricte… A nad tym mamy i romans, i obyczaj, i drobną gratkę środowiskową…

Rzecz rozgrywa się w Krakowie, choć topografia miasta nie urasta do bajecznego etosu (vide Świetlicki ), a służy tylko jako podręczny chwyt autora-krakowianina (choć miejscowym miło będzie namacalnie poczuć miejsca, którymi toczy się choćby pewien śledczy rajd). Fabuła przewraca romantyczne randki „pod Adasiem” w makabrę: grasujący, seryjny morderca dybie na młode dziewczęta, a podejrzenie pada na internetowego randkowicza w ciemno o nicku Casanova. Sprawę prowadzą dwaj podstarzali policjanci: Kaszana (Jan) i Gorman (Jerzy), obaj o sporym doświadczeniu, instynkcie i… sporych kompleksach przedemerytalnych. A, wydawałoby się, w klasyczny pościg za kolejnym psychopatą wmieszają się wątki Białoruskiej agentury i pewnego, enigmatycznego mężczyzny o archetypowym imieniu Igor, który, co Buczek wykłada dosadnie, ma rys potwora Frankensteina i mgiełkę  intryg z Akt X.

Wymieniam z pędu, przywołuję podobieństwa nachalnie, lecz – tak trzeba. Powieść Buczka przypomniała mi czytaną lata temu, zresztą świetną, sensacyjną powieść Arthura Ray’a (pseudonim rodzimego autora) pt. Zabij, Bóg wybacza łotrom. Powieść to przednia (uchowała mi się do tej pory), opowiadająca o ucieczce z więzienia pewnego informatyka (Nelsky, Mark Nelsky), który poszukuje zemsty  na winnych wrobienia go w morderstwo. I nie przywołuję jej przez podobieństwa fabularne, lecz narracyjne: Raya czytało się jak rasowy film, w pędzie, w rumieńcach, chłonąc charaktery namalowane nie epicko, acz ruchem, działaniem, półsłówkiem… Buczek także nie sięga „wysoko” (a mógłby! o czym zaraz), a – wydaje się, że bardzo świadomie, filmowo właśnie. Klisze, z których korzysta, są czytelne i ewidentnie odnoszą nas do kina: nawet nie konkretnymi motywami, ile budowaniem przestrzeni znanej z naszego kina sensacyjnego, weryzmu Patryka Vegi (Pitbull), grozy czy fantastyki-X… Finałowa, subiektywna narracja z punktu widzenia każdego z uczestników w pełni sprawdza się od lat w kinie – choć u Buczka nie jest to li tylko zabawką, a przemyślanym rozwiązaniem dramatów kilku głównych postaci…

Autor traktuje jednak całość serio i – gdyby nie niepotrzebne wygłupy słowne – miałaby ona ciężkość od początku do końca: motyw Igora brzmi humanistycznie, religijne spowiedzi psychopaty – sadystycznie i boleściwie zarazem… Obyczajowe tło protagonistów to szczera liryka: kiedy Kaszana wspomina pierwsze spotkanie żony (on był świadkiem, ona druhną, połączył ich slapstick z bigosu i wina…), bądź gdy Gorman uświadamia sobie, że nie ma już tego „obrotu”…

Jednak przede wszystkim zaskakuje, jak umiejętnie Buczek skomplikował rozwiązanie: wodzi nas stale, przemieszczając ciężkość planów, z Igora, na Casanovę, to na agenturę czy… no, jeszcze kilka inny wątków, i na każdym z nich spodziewamy się klucza do całości. Autor tymczasem nie poprzestaje na sprowadzeniu wątków pod wspólny mianownik – zapętla je błyskotliwie i – nawet w epilogowych partiach oddechu – z nerwem do końca.

Niechęć autora do pewnej strony politycznej pomijam – a sposób rozstawienia figur na planszy podaje tę kwestię w popularnym dziś kluczu rozliczeniowym… Sprawa autora – wolę jego humanistykę, niż politykowanie.

Dla porządku zaznaczę jeszcze: Robert Buczek jest z wykształcenia elektronikiem, z pasji jazzowym publicystą i autorem książek dla dzieci. Po debiucie kryminalnym – zaznaczę jeszcze raz, bo to ważne – po pewnym ogarnięciu formy, wiele sobie po nim obiecuję i  na polu sensacyjnym.

Polecam poznać.




UMÓW SIĘ i GIŃ
Robert Buczek


ISBN: 978-83-7437-230-5
Objętość: 264 str.
Wydawnictwo Skrzat ,  12 sierpień 2007
cena: 24,90

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Umów się i giń" Robert Buczek

PRZECZYTAJ TAKŻE

NOWOŚĆ

Robert Buczek, Umów się i giń

{mosimage}Nowy patronat PK - w sprzedaży od 13 sierpnia.

08 sierpnia 2007