W świetle i w mroku. Opowiadania inspirowane malarstwem Edwarda Hoppera

Autor: mat. wyd.
Data publikacji: 13 grudnia 2018

Wydawnictwo: W.A.B.
Premiera: 14 listopada 2018
Liczba stron: 320

Udana, niezobowiązująca lektura z dreszczykiem

Mówi się, że w zależności od tego, jakiego lekarza wybierzesz, taką dostaniesz diagnozę, bo będzie interpretował twoje objawy przez pryzmat swojej specjalizacji. Podobnie rzecz ma się z literaturą: wybór autora, niezależnie od tematyki, prowadzi nas prawie zawsze do konkretnej szufladki. I to sprawdza się również w przypadku tomu opowiadań „W świetle i w mroku”. Choć zbiór ten został zainspirowany malarstwem Edwarda Hoppera, co sugerowałoby dzieło stricte artystyczne, a poszczególne opowiadania napisali autorzy poruszający się w różnej tematyce i stylistyce, całość przedstawia bogate odcienie literatury z gatunku kryminału i thrillera. Każdy miłośnik opowieści z dreszczykiem znajdzie więc tu coś dla siebie. Ale nie tylko na nich czeka tu dobra rozrywka.

Zapytałbym was, co łączy mima, komunistycznego żołnierza, zmarłą kobietę, męża artystę, parę z czasów wielkiego kryzysu i współczesną kobietę szukającą matki, ale przecież nie miałoby to większego sensu. Bo skoro wspominam o tych tematach w kontekście konkretnego dzieła, to właśnie ono jest odpowiedzią. W tym wypadku warto byłoby dodać także jeszcze jeden wspólny mianownik: obrazy Edwarda Hoppera, które stały się inspiracją dla poszczególnych opowiadań stworzonych przez siedemnastu znakomitych pisarzy. Niektórych z nich trudno nazwać wybitnymi, inni są legendami w swoim gatunku, jeszcze inni to prawdziwi mistrzowie pióra, których ceni się nawet wówczas, jeśli nie przepada się za daną szufladką literacką. Każdy z autorów przygotował jeden tekst, w którym nie brak tajemnic, niezwykłości, mroku, lecz także światła, choćby takiego czającego się na końcu tunelu, w towarzystwie dźwięków, które aż za bardzo kojarzą się z pędzącym pociągiem.

Nie ma co ukrywać, że nie sięgnąłem po ten zbiór ze względu na uwielbienie do obrazów Hoppera. Owszem, cenię malarstwo, jednak realizm to nie epoka, która do mnie szczególnie przemawia, nawet jeśli niektóre prace artysty mają w sobie „to coś”. Gdyby zbiór dotyczył dokonań Van Gogha, Muncha czy Moneta, rzecz miałaby się zupełnie inaczej. W tym wypadku zadecydował jednak prosty fakt: jeden z tekstów do „W świetle i w mroku” napisał nie kto inny, jak Stephen King, jeden z moich ulubionych pisarzy. Co prawda nie miał na ten projekt wiele czasu i swoje opowiadanie napisał właściwie w wolnej chwili, niemniej i tak powstała rzecz ciekawa. Otóż w jego tekście w trakcie wielkiego kryzysu pewne małżeństwo znajduje sposób na to, jak radzić sobie z biedą: porywa bogaczy, okrada i czeka, aż umrą z głodu i wycieńczenia. Nie są przecież mordercami. Sama historia jest prosta, ale ciekawe jest wykonanie: kiedy ofiara krzyczy w zamknięciu, wali rękami w drzwi, a para czyta gazetę, śmieje z dowcipów i nie może się doczekać, kiedy porwany zejdzie i da im trochę spokoju. W połączeniu z lekkim, niezobowiązującym stylem robi to duże wrażenie.

Jednak ku mojemu zaskoczeniu to nie opowieść Kinga okazała się najlepsza. Co ciekawe, historia, która ją pobiła, jest bardziej „kingowa” niż jego własna. Ba, nawet obraz, który stał się dla niej inspiracją – „Soir Bleu” – wydaje się wzięty z wyobraźni Króla Horroru. Tymczasem tekst wyszedł spod ręki Roberta Olena Butlera. O czym traktuje jego historia? O artyście, który własną modelkę, byłą prostytutkę, traktuje jak swoje dzieło, a nie osobę. Kiedy załatwiają interesy związane ze sprzedażą nie tylko jego pracy, do jego stolika dosiada się mim. Dziwne zachowanie mężczyzny i absurdalność sytuacji przywołują w artyście wspomnienia przedstawienia o zbrodni, na którym był w dzieciństwie…

To tylko dwa spośród siedemnastu pomysłów, jakie zrodziły się w głowach autorów. Megan Abbot proponuje nam ciekawe, przesycone erotyką i brutalnością opowiadanie o żonie artysty i jej zemście na mężu, Lee Child serwuje historię pewnego przesłuchania, pełną interesujących trików, a Jeffery Deaver oferuje szpiegowską opowieść o komunistycznym żołnierzu. Ba, mamy tu nawet nietypowe opowiadanie ocierające się o fantastykę i grozę, „Biuro nocą” Warrena Moore’a, opowiedziane z perspektywy ducha kobiety obserwującego męża.

Jak widać, tematyka jest różnorodna, tak samo stylistyka, zawsze jednak utrzymana w ramach szeroko pojmowanych ramach opowieści z dreszczykiem. Nieważne, czy to thriller bazujący na relacjach rodzinnych, abstrakcyjna, choć przyziemna groza wdzierającą się w życie, czy rasowa historia sensacyjna – niemal zawsze mamy do czynienia z dobrymi literacko tekstami. Bogate zaplecze obyczajowe dodaje całości realizmu i emocji, a poszczególne teksty czyta się szybko i przyjemnie. Stylistycznie nie są bowiem zbyt wymagające. Nie są też jednak literackimi wydmuszkami – przynajmniej większość z nich.

Do tego nie można zapomnieć o świetnym wydaniu. Przybliżono tu twórczość Hoppera, pełną samotności i dystansu – ale przybliżono ją nie w sposób historyczny, a przez pryzmat biorących udział w projekcie autorów, będących jednocześnie miłośnikami jego obrazów. Oczywiście same reprodukcje prac artysty też zostały zamieszczone w tomie, a całość wydrukowano na dobrym, półkredowym papierze i zamknięto w twardej tłoczonej oprawie. „W świetle i w mroku” znakomicie się więc czyta i ogląda – a zarazem książka wygląda pięknie na półce. Miłośnicy poszczególnych pisarzy i samego Hoppera mogą zacierać ręce, bo to naprawdę dobra pozycja. Nie jest wolna od drobnych wad i nie zawsze równa poziomem, ale zdecydowanie warta poznania. Także przez zupełnie nowych odbiorców, którzy chcieliby niezobowiązującej lektury z dreszczykiem.

Udostępnij