Relacja z piątego dnia MFK Wrocław 2019

Autor: Anna Rychlicka-Karbowska
Data publikacji: 02 czerwca 2019

Jak co roku, w sobotę mamy kumulację kryminalnych emocji. To właśnie tego wieczoru poznajemy laureata Nagrody Wielkiego Kalibru dla najlepszej polskiej powieści kryminalnej lub sensacyjnej, a poprzedzające je spotkania i wykłady to mocny punkt programu.

Sobotni cykl spotkań otworzyła rozmowa Michała Nogasia z niemieckim pisarzem Sebastianem Fitzkiem, autorem mrocznych i ciężkich emocjonalnie thrillerów, między innymi „Pasażera 23”, „Kolekcjonera oczu”, „Odciętych” czy niedawno wydanego „Pacjenta”. Prowadzący zajrzał do przerażającego umysłu autora, próbując dociec, skąd biorą się mocne fabuły, jakie serwuje czytelnikom. Makabryczne wizje nie męczą pisarza po nocach. Co więcej, uważa on, że bardziej niebezpieczni są ci, którzy takie przerażające obrazki duszą w sobie (grozi to wybuchem) niż ci, którzy przelewają je na karty książek. Podobno jednak nie brakuje psychopatów wśród autorów oraz ludzi, którzy przyjaźnią się ze swoimi byłymi. Powiało grozą w chwili, gdy okazało się, że pewnego dnia Sebastian Fitzek zasiadł do stołu z trzema swoimi ekspartnerkami… 

Wielkie rozbawienie wywołało wyznanie autora, że uważa się za… nieudacznika. Nie został tenisistą (o czym marzył) ani gwiazdą rocka (liczył na gwiazdorski podryw, ale siedzący z tyłu sceny perkusiści nie cieszą się wielkim zainteresowaniem płci przeciwnej), nie udała się kariera prawnika ani weterynarza (studia rzucił po trzech miesiącach), a na dodatek ma dwie lewe ręce. Biorąc pod uwagę jego popularność w świecie literackim, każdemu można życzyć takiego nieudacznictwa. Autor opowiadał też o swych czytelnikach (dostał kiedyś zaproszenie na ślub od pary, która kiepską randkę zakończyła rozmową o jego twórczości i tak okazało się, że jednak oboje do siebie pasują), mówił o inspiracjach, początkach w branży literackiej, planach na przyszłość. Na koniec zrobił słuchaczom  test na predyspozycje na seryjnego mordercę. Melduję, że wyniki wskazują na to, że warto unikać między innymi Michała Nogasia.

Jak co roku, serię festiwalowych wykładów zamknął profesor Zbigniew Mikołejko. Profesor znany jest festiwalowiczom z tego, że wśród historycznych faktów potrafi wygrzebać te najbardziej makabryczne i kontrowersyjne. Tym razem zebranym w Starym Klasztorze słuchaczom opowiedział o… różnych rozkoszach linczu. Profesor przeprowadził nas przez historię linczu, mówiąc między innymi o Ku Klux Klanie. Odwoływał się do znanych filmowych obrazów, takich jak „Patriota”, „Zabić drozda” czy „Obława”. Wyjaśnił, że lincz często wiąże się z erotyzmem, sferami genitalnymi. Na kolejnych slajdach przewijały się makabryczne pocztówki uwieczniające ofiary linczu. Zdumiewający okazał się fakt, że w historii zanotowano przypadki samosądu nie tylko na ludziach, lecz także zwierzętach czy… przedmiotach. Stracono między innymi słonicę-morderczynię czy pewną maciorę, oskarżoną o podobną zbrodnię (jej młode, także podejrzane w tej sprawie, uniewinniono… z braku dowodów). Znany jest też przypadek, gdy karę „poniósł” dom, w którym zgwałcono kobietę. Został zburzony, a domowy zwierzyniec wybito, karząc go za… nieudzielenie pomocy. 

Zamknięcie cyklu sobotnich spotkań również należało do pisarza zagranicznego. Z Bernardem Minierem, laureatem Honorowej Nagrody Wielkiego Kalibru, rozmawiała pisarka Marta Guzowska. Francuski pisarz jest u nas znany przede wszystkim ze świetnej serii z Martinem Servazem. Prowadząca próbowała ustalić, czy wspomniany bohater jest alter ego autora. Choć, podobnie jak Servaz, Bernard Minier lubi muzykę Mahlera czy operę, za to nie lubi obsługiwać urządzeń według instrukcji, to jednak więcej jest między nimi różnic. Autor zarzekał się, że Servazem nie jest, choć jednocześnie przyznał, że pisarze… lubią kłamać. Dla fanów twórczości gościa festiwalu jest dobra wiadomość! Jesienią w Polsce pojawi się jego kolejna mroczna powieść. Tym razem bohaterką będzie kobieta, specjalistka od sztucznej inteligencji. Bernard Minier przyznał, że swoimi książkami lubi straszyć ludzi, bo strach to jedna z najsilniejszych emocji, jakie odczuwamy. Uspokaja jednak, że w rzeczywistości pisarze kryminalni są bardziej normalni, niż mogłoby się wydawać, patrząc przez pryzmat ich twórczości. A czy wierzy w moc zmieniania rzeczywistości przez literaturę? Cóż… Niekoniecznie. 

Tyle o popołudniu. Tymczasem wieczorem sześciu pisarzy zagryzało nerwowo paznokcie, oczekując na werdykt jury i czytelników. W tym roku do Nagrody Wielkiego Kalibru nominowani byli: Igor Brejdygant („Rysa”), Wojciech Chmielarz („Cienie”, „Żmijowisko”), Mariusz Czubaj („Dziewczynka z zapalniczką”), Marta Guzowska („Ślepy archeolog”), Robert Małecki („Skaza”), Maciej Siembieda („Miejsce i imię”). Galę prowadził Irek Grin, a o odpowiednią oprawę muzyczną zadbał Kornet Olemana.

Laureatem Nagrody Wielkiego Kalibru został debiutujący w gronie nominowanych, Robert Małecki, dziecko warsztatów organizowanych od jedenastu lat na Międzynarodowym Festiwalu Kryminału. Serce czytelników podbił natomiast Wojciech Chmielarz, który za „Żmijowisko” otrzymał Nagrodę Czytelników Wielkiego Kalibru. Honorowa Nagroda Wielkiego Kalibru, za całokształt twórczości, trafiła w ręce Bernarda Miniera. Wręczono także Nagrodę Specjalną im. Janiny Paradowskiej, wieloletniej przewodniczącej jury. Fundacja Świat ma Sens wyróżniła nią Igora Brejdyganta. Na scenie pojawiły się również Anna Bernaczyk, Anna Kowalska i Katarzyna Zielińska. Uczestniczki warsztatów pisarskich otrzymały nagrody ufundowane przez Miasto Wrocław za najciekawszy obraz Wrocławia w swoich opowiadaniach.

Gdy emocje nieco opadły, przyszedł czas na świętowanie zwycięstwa. I w tej radosnej atmosferze festiwalowa sobota dobiegła końca.

Anna Rychlicka-Karbowska

fot. Max Pflegel

Udostępnij