Nowa Highsmith

Autor: [press]
Data publikacji: 18 września 2008

Wydawnictwo Noir sur Blanc

poleca nową książkę:

Patricia Highsmith

Księga zemsty dla miłośników zwierząt


Tytuł oryginału: The Animal-Lover’s book of beastly murder

Tłumaczenie Krzysztof Obłucki

W odróżnieniu od wcześniejszych tomów Nieruchomy punkt krążącego świata i Gra o zmiennych regułach, gromadzących rozproszone opowiadania z całej twórczości pisarki, ta książka stanowi odrębną całość. Zawarte w niej teksty łączy motyw przewodni: zbrodnie popełniane przez zwierzęta. Brzmi to zaskakująco, lecz w zwierciadle autorki nawet spokojne psy, koty czy chomiki przestają być zwykłymi stworzeniami w szczęśliwych domach i okazują siłę wystarczającą do zniszczenia świata ludzi. Nie oznacza to jednak, że autorka usiłuje demaskować fałsz i okrucieństwo zwierząt – wręcz przeciwnie, to ludzie swym postępowaniem doprowadzają zwierzęta do zbrodni, traktując je instrumentalnie, jako źródło dochodu lub rozrywki. Słoniowi i kozłowi trudno jest znieść bezdusznych opiekunów z parku rozrywki, a wieprz używany do szukania trufli nie musi się godzić ze zwyczajami gospodarza. Stary pies po śmierci pana widzi, że stał się monetą przetargową w rękach antypatycznego osobnika, podobnie młody kot szybciej od ludzi dostrzega prawdziwe oblicze kochanka swojej właścicielki. A co mówić o szczurze, na którego w Wenecji czyhają setki zagrożeń, kurach stłoczonych w klatkach supernowoczesnej fermy czy karaluchu, z odrazą obserwującym upadek hotelu i degrengoladę jego gości! Czy owi zbrodniarze rzeczywiście czynią zło?

Ta książka wciąga jak narkotyk. Czytelnik poddaje się jej mrocznemu nastrojowi, pozornej ambiwalencji moralnej i szczególnemu poczuciu humoru autorki. Patricia Highsmith, opisując najzwyklejszą codzienność, nadaje jej cechy koszmaru. Budzi niepokój pytaniami o istotę człowieczeństwa i granice zbrodni. Nie bez powodu Graham Greene nazwał ją „poetką strachu”.

Patricia Highsmith (1921–1995), amerykańska pisarka, urodzona w Teksasie. W latach 60. opuściła Stany Zjednoczone, mieszkała we Francji i Szwajcarii (zmarła w Locarno na leukemię). Jej debiutancka powieść, Nieznajomi z pociągu (1950), została sfilmowana rok później przez Alfreda Hitchcocka. W 1953 opublikowała The Price of Salt (wyd. polskie: Carol, 1994), w której otwarcie podjęła temat miłości między kobietami. Rozgłos przyniósł jej cykl pięciu kryminałów, których bohaterem jest Tom Ripley. Pierwsza książka z tej serii nosiła tytuł Utalentowany pan Ripley (1955). Opowieści o Ripleyu stały się kanwą kilku adaptacji filmowych, jedną z najlepszych jest Utalentowany pan Ripley Anthony’ego Minghelli, z Mattem Damonem w roli głównej. Patricia Highsmith napisała ponad dwadzieścia kryminałów psychologicznych, jej pełne czarnego humoru opowiadania zostały zebrane w kilku tomach, jeden z tekstów poświęciła analizie suspensu w prozie (Plotting and Writting Suspense Fiction, 1966), wraz z Doris Sanders wydała książkę dla dzieci (Miranda the Panda on the Veranda, 1958). Jest cenioną autorką mistrzowskich powieści, w których zgłębiła tajniki mechanizmu morderstwa, zajmująco opisując uniwersalne tematy dotyczące życia i śmierci. W roku 2003 powstała biografia Patricii Highsmith Beautiful Shadow autorstwa Andrew Wilsona, nieoceniony portret pisarki i jednocześnie dzieło wyjaśniające niektóre tajemnice życia Highsmith zmagającej się z alkoholizmem, mizogynią i innymi problemami.

 

Fragment książki:

NAJWIĘKSZA ZDOBYCZ MINGA
[…]
Większość dnia Elaine spędzała w sklepie w Acapulco, gdzie na wszystkich ścianach wisiały sukienki, spodnie i kostiumy kąpielowe. Pachniało tam czystością i świeżością, kwiaty rosły w doniczkach i skrzynkach przed frontowym wejściem, podłoga była wyłożona biało-niebieskimi kafelkami. Ming lubił włóczyć się tam swobodnie, wychodził na patio za sklepem albo spał w koszyku stojącym w kącie. Przed sklepem było więcej słońca, ale miejscowe urwisy często usiłowały go złapać i Ming nigdy nie mógł się tam odprężyć.
Najbardziej lubił leżeć na słońcu, podczas gdy jego pani siedziała na leżaku na tarasie ich domu. Ming z kolei nie lubił ludzi, których czasami zapraszała do siebie, ludzi, którzy zostawali na noc, ludzi, którzy jak jeden siedzieli u nich do późna jedząc i pijąc, grając na pianinie lub uruchamiając gramofon — ludzi, którzy oddzielali go od Elaine. Ludzi, którzy nadeptywali mu na łapki, ludzi, którzy czasami chwytali go od tyłu zanim mógł cokolwiek zrobić, dlatego musiał się wić i walczyć, żeby się uwolnić, ludzi, którzy zbyt mocno go głaskali, ludzi, którzy zamykali któreś drzwi, zatrzaskując go w środku. Ludzie! Ming nie cierpiał ludzi. Ze wszystkich ludzi na świecie lubił tylko Elaine. Elaine kochała go i rozumiała.
Teraz Ming nienawidził wyjątkowo tego mężczyzny, nazywanego Teddiem. Ostatnio Teddie kręcił się w pobliżu przez cały czas. Mingowi nie podobał się sposób, w jaki Teddie na niego patrzył, gdy Elaine nie mogła tego widzieć. Czasami Teddie, gdy Elaine nie było w pobliżu, mamrotał coś, co Ming odbierał jako groźbę. Albo polecenie wyjścia z pokoju. Ming przyjmował to ze spokojem. Trzeba było zachować godność. Poza tym, czy Elaine nie trzymała jego strony? Ten mężczyzna był intruzem. Kiedy Elaine patrzyła, mężczyzna udawał czasami sympatię dla Minga, ale on zawsze odchodził wtedy z gracją, za to niedwuznacznie, w przeciwną stronę.
Drzemka Minga została przerwana odgłosem otwierania drzwi kabiny. Usłyszał, jak Elaine i mężczyzna rozmawiają i śmieją się. Wielkie pomarańczowoczerwone słońce wisiało nad horyzontem.
-    Ming! - Elaine podeszła do niego. — Nie  usmażyłeś  się tutaj, kochanie? Myślałam, że jesteś w środku!
-    Ja również! - powiedział Teddie.
Ming zamruczał, jak zawsze, gdy się budził. Elaine podniosła go delikatnie, ułożyła sobie w ramionach i zabrała na dół do niespodziewanie chłodnego cienia w kabinie. Mówiła coś do mężczyzny, jej ton nie był miły. Postawiła Minga przed jego talerzykiem z wodą, a on choć nie był spragniony, napił się odrobinę, by sprawić jej przyjemność. Ming czuł się otumaniony upałem, chwiał się lekko na nogach. Elaine wzięła wilgotny ręcznik i przetarła nim pyszczek Minga, uszy i cztery łapki. Później ułożyła go ostrożnie na koi pachnącej jej perfumami, ale także mężczyzną, którego Ming nie znosił.
Teraz jego pani i Teddie się kłócili. Ming domyślił się tego z tonu ich głosów. Elaine usiadła na brzegu koi i została z Mingiem. Kot usłyszał w końcu plusk oznaczający, że Teddie wskoczył do wody. Miał nadzieję, że mężczyzna już nigdy stamtąd nie wróci, że się utopi. Elaine zmoczyła ręcznik w aluminiowym zlewie, wyżęła go, rozłożyła na koi i przeniosła na niego Minga. Przyniosła też wodę, a kot był teraz naprawdę spragniony, więc się napił. Elaine odeszła od niego, żeby się przespał, a sama w tym czasie pozmywała i odstawiła naczynia na miejsce. Towarzyszyły temu kojące dźwięki, które Ming lubił.
Wkrótce jednak usłyszał plaskanie i chlupot, to były mokre stopy Teddie'ego, idącego po pokładzie, Ming ponownie się obudził.
Znowu rozległy się odgłosy kłótni. Elaine weszła po kilku stopniach na pokład. Ming, napięty, ale z brodą nadal położoną na mokrym ręczniku, nie odrywał oczy od drzwi kabiny. Usłyszał kroki Teddie'ego schodzącego na dół. Uniósł lekko łepek, świadomy, że nie ma za sobą żadnego innego wyjścia, że tkwi w pułapce kabiny. Mężczyzna przystanął z ręcznikiem w rękach i wpatrywał się w kota.
Ming odprężył się zupełnie, szykując się do ziewnięcia, przez co wyglądał jakby dostał zeza. Wysunął potem język. Mężczyzna zaczął coś mówić, sprawiał przy tym wrażenie, że ma ochotę cisnąć zwiniętym ręcznikiem w Minga, ale zawahał się i cokolwiek miał zamiar jeszcze powiedzieć, nie wyszło to już z jego ust, rzucił ręcznik do zlewu i pochylił się, żeby obmyć twarz. Nie pierwszy już raz Ming pokazał Teddie'emu język. Mnóstwo ludzi śmiało się, kiedy Ming to robił, na przykład w czasie przyjęcia, a Ming w sumie miał z tego frajdę. Wyczuwał jednak, że Teddie odbiera to jako swego rodzaju wrogi gest, dlatego właśnie Ming robił to celowo wobec niego, podczas gdy wśród innych ludzi język wysuwał mu się często przypadkowo.
Awantura trwała. Elaine zaparzyła kawę. Ming zaczynał się czuć lepiej i ponownie poszedł na pokład, bo słońce już zaszło. Elaine zapuściła silnik i popłynęli wolno w kierunku brzegu. Ming usłyszał głosy ptaków, dziwne wrzaski, przypominające przenikliwy pisk, które wydawał pewien ich rodzaj wyłącznie o zmierzchu. Kot spojrzał na budynek z suszonej cegły na klifie, który był domem jego i Elaine. Wiedział, że powodem, dla którego Elaine nie zostawiała go w domu (gdzie byłoby mu wygodniej), kiedy wypływała łodzią, był strach, iż jacyś ludzie mogą go złapać, a może nawet zabić. Ming to rozumiał. Ludzie usiłowali go chwytać niemal na oczach jego pani. Kiedyś został nagle wrzucony do płóciennej torby i choć walczył zażarcie, nie był pewny czy udałoby mu się z niej wydostać, gdyby nie Elaine, która uderzyła chłopaka-złodzieja i odebrała mu torbę.
Ming miał zamiar ponownie wskoczyć na dach kabiny, ale kiedy tam spojrzał, postanowił oszczędzać siły, dlatego przykucnął na ciepłym, lekko pochyłym pokładzie, z łapkami skupionymi w jednym miejscu i patrzył na zbliżający się brzeg. Słyszał nawet melodię graną na gitarze na plaży. Głosy jego pani i mężczyzny ucichły. Przez kilka chwil najgłośniejszym dźwiękiem był warkot motoru łodzi. Potem Ming usłyszał odgłos bosych stóp mężczyzny wychodzącego z kabiny. Ming nie obrócił głowy, żeby spojrzeć na niego, chociaż uszy drgnęły mu odruchowo. Patrzył na wodę, znajdującą się przed nim i pod nim w odległości krótkiego skoku. Wydało mu się dziwne, że człowiek za nim nie wydawał żadnych odgłosów. Sierść na karku Minga zjeżyła się, dlatego zerknął za siebie.
W tej samej chwili mężczyzna pochylił się do przodu i runął na Minga z otwartymi ramionami.
Ming zerwał się na równe nogi i rzucił przed siebie na wprost Teddie'ego, bo tylko ten kierunek był bezpieczny na pozbawionym barierki pokładzie, mężczyzna zamachnął się lewym ramieniem i trzepnął Minga w pierś. Kot poleciał do tyłu, pazurkami wczepiając się w deski pokładu, ale tylne nogi wypadły mu za krawędź. Trzymał się przednimi łapkami gładkiego drewna, które dawało mu niewielkie oparcie, gdy tymczasem tylne nogi pracowały, by dźwignąć go do góry, jednak było to niełatwe do wykonania, bo akurat ta burta  nachylała się ku wodzie.
Mężczyzna zbliżył się, by zepchnąć nogą łapki Minga, ale w tej samej chwili Elaine wyszła po stopniach z kabiny.
-    Co się dzieje? Ming!
Silne zadnie nogi Minga powoli wydźwigały go na pokład. Mężczyzna uklęknął, jakby chciał mu pomóc. Elaine także upadła na kolana i złapała Minga za skórę na karku. Ming uspokajał się, skulony na pokładzie. Ogon miał mokry.
-    Wypadł za burtę! - powiedział Teddie. - To prawda, jest trochę osłabiony. Po prostu przechylił się i spadł, kiedy łódka bardziej się zanurzyła.
-    To przez słońce. Biedny  Ming!- Elaine tuliła go teraz do piersi i niosła do
kabiny. - Teddie, mógłbyś przejąć ster?
Mężczyzna zszedł pod pokład. Elaine położyła Minga na koi i łagodnie do niego przemawiała. Serce Minga nadal jednak waliło jak młotem. Czujnie śledził każdy ruch człowieka za sterem, mimo że Elaine tu z nim była. Ming wiedział już, że wpłynęli w niewielką zatokę, gdzie zawsze podpływali przed zejściem z łódki.
Zastali tam przyjaciół i współpracowników Teddie'ego, których Ming nie cierpiał przez samo kojarzenie ich z nim, chociaż byli to głównie meksykańscy chłopcy. Dwóch lub trzech chłopaczków w szortach wołało: „Señior Teddie!”, wyciągało do Elaine ręce, żeby pomóc jej przy schodzeniu na przystań, chwytało linę przymocowaną do dziobu łodzi, proponowało, że poniosą Minga, „Ming! Ming!”, ale on sam zeskoczył na nabrzeże, ukucnął i czekał na swoją panią, gotów zmykać w każdej chwili od ręki, która wyciągnęłaby się do niego. I tak kilka smagłych dłoni naraz sięgnęło po niego, dlatego kot musiał cały czas odskakiwać na boki. Rozległy się śmiechy, pokrzykiwania, dudnienie bosych stóp na drewnianych deskach. Ale słychać było też uspokajający głos Elaine, ostrzegający, by nie zbliżali się do Minga. On zaś wiedział, że jest teraz zajęta wynoszeniem plastikowych toreb i zamykaniem kabiny. Teddie z pomocą meksykańskich chłopców zakrywał kabinę plandeką. Obute w sandały stopy Elaine znalazły się obok Minga. Ming ruszył za nią, gdy zaczęła się oddalać. Jeden z chłopców wziął od niej rzeczy, które niosła, a ona wtedy zajęła się Mingiem.
Doszli do wielkiego samochodu bez dachu, należącego do mężczyzny i pojechali krętą drogą do domu Elaine i Minga. Prowadził jeden z chłopców. Ton rozmowy Elaine i Teddie'ego był teraz spokojniejszy, bardziej łagodny. Mężczyzna śmiał się. Ming siedział spięty na kolanach swojej pani. Czuł, że się o niego martwiła, poznawał to po sposobie, w jaki dotykała i głaskała go po karku. Mężczyzna wyciągnął rękę, żeby położyć palce na grzbiecie Minga, ale kot wydał z siebie niski pomruk, który nasilił się, osłabł i brzmiał mu głęboko w gardle.
- Nieźle, nieźle - powiedział mężczyzna, udając, że go to rozbawiło, ale zabrał dłoń.
Elaine urwała wpół zdania to, co mówiła. Ming był zmęczony i marzył jedynie o drzemce na wielkim łóżku w domu. […]

 

(materiały promocyjne wydawcy)

Udostępnij