Zawodowcy, reż. Jon Avnet

Autor: [press]
Data publikacji: 10 listopada 2008

Zawodowcy

Autor: Jon Avnet

Righteous kill Jona Avneta to film fatalny. Polski dystrybutor opatrzył produkcję nazwą Zawodowcy, tytuł to zgoła ironiczny, bo rzecz wygląda na wynik działań amatorów. Trudno odnaleźć choćby jeden element godny pochwały. Realizatorzy popełnili większość błędów, jakie były do popełnienia. Film Avneta, także producenta „dzieła”, to przykład na anty-montaż, drewniane dialogi, brak autoironii, jałowość przekazu, tanie efekciarstwo, denerwujące błędy techniczne i co najgorsze – po wielokroć brak elementarnego sensu w przedstawianych wydarzeniach.


A miało być tak pięknie. Po raz pierwszy od pamiętnej i znakomitej Gorączki (Heat, 1995) Michaela Manna na ekranie spotkali się dwaj słynni aktorzy amerykańskiego kina: Al Pacino i Robert De Niro. Dwie ikony dużego ekranu w tym przypadku nie wzniosły obrazu ponad przeciętność. Co gorsza, ich udział pogrążył całość, źle napisaną, kiepsko, a chwilami porażająco nieudolnie, zagraną. Pretekstem do zestawienia pary aktorskiej jest historia schyłkowego okresu służby dwóch nowojorskich policyjnych partnerów. Turka (De Niro) i Roostera (Pacino). Intryga zawiązana zostaje poprzez prezentację nagrania, w którym De Niro, przedstawiając się jako David Fisk - oficer z trzydziestoletnim stażem w policji, przyznaje się do zabicia 14 osób.


Podstawowym pomysłem konstrukcyjnym jest zestawienie obrazu i głosu Turka komentującego ekranowe wydarzenia – czyli prawdopodobnie pościg za sobą samym -  z działaniami bohaterów, mającymi na celu pojmanie seryjnego mordercy. Rebus związany z tożsamością zabójcy wydaje się banalny. Znając choć odrobinę reguły rządzące filmowymi kryminałami, możemy się domyślać, że odpowiedź podana na tacy jest zazwyczaj zmyłką. Sztuka polega na tym, aby mylić tropy umiejętnie. Prowadzić widza krętą ścieżką, zachowując jednocześnie żelazną logikę faktów; przekonująco przedstawiać motywacje bohaterów, kreować intrygujące, wzbudzające ciekawość postaci.


W tym przypadku żaden z tych wymogów trzymającego w napięciu kryminału nie znajduje zastosowania. Szybko orientujemy się, że panowie policjanci określani są tylko za pomocą pseudonimów: Turk i Rooster – co ma znaczenie ze względu na wyznania Fiska. Niektóre wypowiedzi Turka odczytywane przez De Niro zestawiane są bezpośrednio z twarzą Roostera. W innych sytuacjach w sposób dość toporny przekonuje się nas, że zabójcą jest jednak Turk – kiedy w nagraniu mówi o utracie wiary, bohater wychodzi z kościoła i tym podobne. Źle się jednak dzieje, kiedy sugerowanie widzom tożsamości zabójcy jest sprzeczne z logiką postępowania protagonistów. Turk myszkuje potajemnie w komputerze Karen (Carla Gugino w roli sugerowanej femme fatale) – koleżanki z policyjnego fachu, przy okazji swojej kochanki. Ma do niej pretensje o przeglądanie akt śledztwa, wspomagając się stanowczą przemocą żąda relacji o informacjach, jakie inni policjanci mogli zebrać na jego temat. Nie ma to żadnego innego uzasadnienia, poza „donoszeniem” widzom na postać. Jeśli zabiegi te miały na celu wykreowanie atmosfery narastającego poczucia osaczenia – to brak gry aktorskiej, poza pseudo-groźnym krzywieniem twarzy i wykrzykiwaniem „fuck” przez De Niro, nie pomaga w odtwarzaniu takiego stanu.


Dominanta konstrukcji fabularnej mocno kuleje. Rooster przynajmniej dwukrotnie daje nam wprost do zrozumienia o swoich morderczych skłonnościach. Poza tym opowiada już w sekwencji otwierającej o Bobbym Fisherze, który był genialnym szachistą, dopóki nie zwariował i nie stał się niebezpiecznym socjopatą. W szachy z duetu detektywów gra bohater Pacino... Pomijając jednak nieumiejętnie rozgrywany wątek główny, film serwuje nam wiele innych „atrakcji”. Nad całością unosi się brak dbałości o sens opowieści, o dopracowanie szczegółów, o znaczenie poszczególnych scen. Jest źle do tego stopnia, że film, na przekór intencjom twórców, można odczytywać jako autoparodię. Bo jak nazwać wprowadzanie postaci znikąd, które po chwili odchodzą w niebyt? Dzieje się tak w przypadku „starej znajomej” Roostera, która pojawia się w filmie dwa razy, ciągle płacze, mówi dwa zdania i znika.

Bardziej atrakcyjna jest pani adwokat, która w bezprzykładnie naiwny sposób „wpada” z narkotykami na śluzówce nosa wprost przed odznakę Turka. Staje się ona wątpliwą przynętą na czarnoskórego gangstera Spidera (50 Cent – zupełnie bez charyzmy, wygląda na miłego chłopca, a rozdzieranie bielizny podstawionej blondynce przychodzi mu z niejakim trudem). Akcja się nie udaje, dziewczyna zostaje ranna, ale zamiast słusznej złości jest wdzięczna Turkowi za stanie przez przed drzwiami jej sali szpitalnej, przychodzi na jego ławkę przy boisku do baseballu, dziękuje (nie wiadomo za co) i… znika z ekranu. Nocny klub należący do postaci mającej stanowić wcielenie rozpasanego zła, czyli Spidera, jest zupełnie pozbawiony klimatu ociekającego seksem, potem i narkotykami. Okazuje się także, że jest zamknięty w piątki o 21. Samemu Spiderowi Turk rzekomo wybija kilka zębów, problem w tym, że w scenie kiedy to robi – kopie 50 Centa (tudzież mężnego kaskadera) tylko po brzuchu.

Kluczowym wydarzeniem w toku akcji jest podrzucenie przez Roostera i Turka pistoletu niejakiemu Randallowi. Człowiek ten zgwałcił i zabił (?) nastoletnią córkę swojej konkubiny („płaczka” od Roostera), ale został uniewinniony przez ławę przysięgłych. Motyw podrzucania „dowodów” winy został znakomicie wykorzystany na przykład w Bezsenności (Insomnia, 2002) Kevina Nolana, z udziałem świetnego wówczas Ala Pacino. W przypadku Zawodowców sytuacja jest absurdalna – jeżeli bowiem jest to broń, z której strzelano do dziewczynki, biorąc w dodatku ślady, jakie pozostawia po sobie gwałciciel, wina pana Randalla nijak nie miała prawa umknąć uwadze ławy przysięgłych. Zaś jeśli nie jest to broń, z której strzelano, to jakim cudem jej podrzucenie mogło spowodować, że jej nowy posiadacz „trafił za kratki za zbrodnię, której nie popełnił” (twórcy nie mogą się zdecydować…). Kwiatkiem do kożucha jest tu wizyta pary starszych panów u Randalla w więzieniu, spowodowana rzekomo istniejącym związkiem ze sprawą „wierszykowego zabójcy” (poetry boy, tak, zabójca zostawia przy ofiarach karteczki z rymowankami oraz pistolet z tłumikiem – cóż za marnotrawstwo, ale jak widać w USA broni mają pod dostatkiem). Jest to „związek”, który dostrzegali chyba tylko beznadziejni scenarzyści, a sama wizyta kończy się prezentacją więziennej twórczości „poetyckiej”. Tyle jeśli chodzi o odniesienia do śmiercionośnego pana od wierszyków.

Wymienianie kuriozalnych efektów pracy twórców Righteous kill mogłoby zająć jeszcze wiele miejsca. Pewne jest jedno – sława Wielkich Aktorów nie zasłoniła żadną miarą fatalnych niedoróbek. Wydaje się też, że gaże dla „filarów” filmu sprawiły, że cały drugi plan okazał się niewypałem. Postaci z tła, gdyby były choć odrobinę godne uwagi, mogłyby podreperować ocenę całości. Niestety, pani policjant ze skłonnościami do ostrego seksu, okazuje się być mierną kobietą fatalną – na koniec przedstawia swoje dość płaskie i prorodzinne oblicze. Parze młodych detektywów: Perez (John Leguizamo) i Rilley (Donnie Wahlberg) wystarczy opis - duet umięśnionych przygłupów. Sceny ze zwierzchnikiem policjantów (Brian Dennehy) zostały chyba nakręcone jednego dnia w jednym budynku (z dwoma krótkimi wyjątkami), a aktor tylko zmieniał koszule i krawaty, wygłaszając na jednej nucie swoje drętwe kwestie.

Podobnie jak Al Pacino, który rzuca swoje zdania z wyraźną świadomością brania udziału w czymś żenującym. Udawanie demonicznego starca nie wychodzi mu najlepiej, a apogeum zgrozy przypada na przeciągnięty do granic wytrzymałości finał (przy okazji pełen błędów technicznych - światło za oknami wieczorem – chyba tylko po to, żeby była widoczna inscenizacja pełna rur o dużej średnicy, a wśród nich przemykający starsi panowie dwaj). Robert De Niro zajmuje się robieniem groźnych lub zdziwionych min. Jednocześnie już od fragmentu początkowego próbuje się robić z emerytów ostrych cyngli, mówi się o nich jak o rasowych samcach, świetnie posługujących się nie tylko bronią palną (niesmaczne scenki seksu z udziałem De Niro). A kiedy w finałowych sekwencjach dawny Ojciec Chrzestny pojawia się w szarym dresie, to już nie jest zdziwienie, rozczarowanie, niesmak. To po prostu kinowy upadek. Przerysowana i smutna groteska. Niestety, najpewniej z zamiarami zupełnie serio, bez krztyny poczucia humoru, pomijając niskich lotów dowcipy koszarowe. Plus jeszcze prostackie przesłanie – „Lubiłem strzelać. Szumowiny ginęły. Zatem o co chodzi?”. Ciszej na tym filmem. 

 

Zawodowcy (Righteous kill)

Reżyseria: Jon Avnet

Scenariusz (?): Russell Gerwitz

Zdjęcia: Eigil Bryld

Obsada: Al Pacino, Robert De Niro, Carla Gugino, John Leguizamo, Donnie Wahlberg, Brian Dennehy

Kraj: USA

Rok: 2008


Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Zawodowcy" Jon Avnet