Gdzieś daleko stoi dom... , Jan Siwmir

Anna była córką policjanta. Na swoje szczęście, czy nieszczęście? Trudno powiedzieć. Chronił ją jak mógł, był na każde skinienie, otaczał opieką, kupował wszystko, co chciała, nie dał skrzywdzić. Nikomu. Była jego klejnocikiem, księżniczką, ukochaną maskotką, bez ucałowania której nigdy nie wyszedł do pracy. Nie gardził żadną ofertą zarobku, byle tylko żyła w luksusie. Dwa lata temu rozpłynął się w nocnej ciszy niemal na oczach uwielbianej córki. Tak po prostu. Zamknął za sobą drzwi i w ułamku sekundy zniknął. Jedna kropelka krwi na przesiąkniętym wodą liściu ogrodowej szałwi sprawiała wrażenie bezradnej poszlaki, nie mogącej się zdecydować, czy znikniecie było dobrowolne, czy nie. Przygarnięty tuż przed tym zdarzeniem kot także odszedł, a razem z nimi część duszy Ani. Zupełnie jakby ktoś podłączył odkurzacz do jej trzewi i wyssał całą życiową energię. Bała się. Dopiero od kilku miesięcy rumieńce pojawiły się na jej twarzy, zaczęła dostrzegać promienie słońca i intensywne zapachy wiosny w powietrzu. Wraz z Anią rozbudził się jej ogród. Do tej pory zaniedbany, przywiędły i jakiś taki... smutny. Teraz rozkwitał z każdym wejściem Kornela do ogrodu. Obiecał, że będzie jej bronił. Wierzyła w to. Bardzo.

- Gwiazdeczko ukochana – mężczyzna wbiegł z impetem do pokoju. – Już jestem.

Odpowiedział mu radosny pisk Ani i Rudzika. Tak nazwali rudowłosego kocura, którego znaleźli kilka dni temu na progu domu. Poobijany, nadgryziony gdzieniegdzie, z wytartym na brzuchu futrem odzyskał u nich zdrowie starając się za to odwdzięczyć na swój własny, koci sposób. Podpatrywał, co robią  i naśladował  we wszystkim. Oboje rzucili się na Kornela.

-    Dzwonili z agencji. Ach, nie wyobrażasz sobie jak się cieszę. Mają dla nas dom, taki jak chcieliśmy. Pięć pokoi, dwie łazienki, salon. Przesłali faksem zdjęcie – dziewczyna tak szybko chciała przekazać wiadomość, że zabrakło jej tchu. – Jutro możemy go obejrzeć. Cena też jest dostępna...
-    Na pewno nie będzie ci żal opuszczać tej okolicy? – Kornel ucałował roześmiane, ogromne oczy.
-    Na pewno nie będzie. Te ściany przesiąkły moim cierpieniem. Im szybciej się stąd wyrwę tym lepiej. Niech ten wstrętny dom żyje swoim własnym życiem. Mam go dość. Ale nie chciałabym sama wybierać. Pojedziesz ze mną?
-    Jasne, Perełko. Wezmę wolny dzień i wybierzemy się na wycieczkę. Daleko?
-    Koło Piotrkowa Trybunalskiego. Na wieś – Ania spuściła oczy popatrując spod rzęs na swojego chłopaka. – Nie masz nic przeciwko temu?
-    Nie jest to może szczyt moich marzeń – śmiech beztrosko tańczył pośród ścian -  ale przecież wiesz, że ja za tobą pożegluję na koniec świata.
Przygarnął futrzanego pieszczocha do siebie i łaskotał po plecach i karku. Kot stał patrząc ponuro. Szparki oczu  zwęziły mu się. Coś usłyszał. Coś wyczuł? Zadzwonił telefon. Jego dźwięk był nie na miejscu. Szkodliwy. Toksyczny dla ucha. Kornel słuchał, a jego czoło marszczyło się i pochmurniało z minuty na minutę.
-    Tak. Będę...
-    Co się stało? Nie chcesz powiedzieć, że wychodzisz?
-    Katastrofa na Polach Mokotowskich. Potrzebują rąk każdego chirurga. Siedemnaście ofiar, dwustu czterdziestu rannych. Samolot się rozbił. Obejrzysz ten dom sama, kochanie i zdecydujesz. Zgadzam się na wszystko – zaczął się szybko ubierać.
Kot słuchał czegoś za oknem. Lekko zapukały o szybę gałęzie. Zrywał się wiatr. Rudzik zastrzygł uszami i otrząsnął się.
-    Nie wiesz, gdzie rzuciłem kluczyki od wozu?
Ania podała kluczyki i pilota do bramy. Zdawało się jej, że wielki cień przysłonił resztki zachodzącego słońca. Okna pociemniały złowrogo.
-    Nie jedź obok parku – poprosiła cicho. – Zdaję sobie sprawę, że to głupie, ale bardzo cię proszę, nie jedź.
-    Dobrze – Kornel z roztargnieniem ucałował czubek jej nosa.
 
Wiedziała, że jej nie posłucha. Zapomni o jej prośbie już za progiem. Liczyli się tylko pacjenci, przysięga Hipokratesa, misja niesienia pomocy itd. Ciekawe, czy kiedy już uzna mnie za  wyleczoną, to zostawi? Zdrowi ludzie są tacy nudni – przypomniała sobie  jego słowa. Patrzyła, jak wiąże buty. Zupełnie inaczej niż wszyscy. Najpierw pętelka, później druga i dopiero przewlekał. Czubek głowy też miał inny niż wszyscy. Dopiero teraz to zauważyła. Bardziej płaski, prawie bez włosów i taki intensywnie czerwony.

Nagle poczuła strach. Potężna dawka adrenaliny sprawiła, że zachwiała się na podobieństwo targanych wiatrem drzew za oknem. Kot zaczął powoli wpełzać pod kanapę. Kornel złapał za klamkę, ale przypomniał sobie o  swojej torbie lekarskiej. Nigdy nic nie wiadomo. Może się przyda. Zbiegł z piętra. Jeszcze raz ucałował swoją dziewczynę, okręcił ją ze dwa razy wokół siebie i wyszedł za próg.

Trzasnęły drzwi.
Głucho zawył wiatr.
Liście zaczęły swoje szepty.
Nie wróci. Umrzesz. Nie powiemy nikomu– huśtały gałęzie...

Ania zobaczyła otaczające jej dom świetliste kręgi. Wybiegła do ogrodu. Zakryła uszy rękoma i zaczęła histerycznie krzyczeć.
-    Na pooomoc. Raaatunku!
Poczuła jak na jej gardle zaciska się gruby sznur. Wielkie kosmate łapy dławiły krzyk. Nie chcę umierać - wyrywała się rozpaczliwie. Walcz – myślała – walcz do upadłego. Udało się jej na chwilę wyswobodzić. Pobiegła w groźną ciemność, ale przeciwników było coraz więcej. Otaczali ją, szarpali, bili. Pośliznęła się na czymś śliskim i upadła. Podnosząc się miała w ręku kamień. Uderzyła z całej siły w gryzącą ją po nogach furię. Odpowiedzią było nieludzkie wycie.

W świetle latarek dało się zobaczyć ciemne ludzkie postacie - kilkanaście osób z namiotów rozbitych nieopodal posiadłości zaginionego policjanta. Patrzyli na pokrwawiony, ludzki strzęp.
-    Pomóżcie mi – szeptała przerażona Ania. – Pomóżcie.

***

Zainstalowane przez Kornela , dyskretnie rozmieszczone wokół posesji kamery, zarejestrowały wszystko bardzo drobiazgowo. Kuchenny nóż w rękach dziewczyny, niewiarygodne, przedśmiertne zdziwienie na twarzy Kornela, szaleństwo broniącego go kota i obłąkańczy bieg morderczyni przez krzaki malin i  bzu. Sznur od bielizny powoli kołysał się wokół dębu.

Poprzednim razem nikogo na tym odludziu nie było.

Obok wykopanego dołu leżał ogrodowy wąż. Według prognozy pogody jutro będzie padać.

Jan Siwmir

Pozostałe części cyklu