Kości, sezon 3, odcinek 3

Autor: Robert Ostaszewski
Data publikacji: 02 marca 2009

Nie tak dawno przeczytałem kolejną powieść Kathy Reichs Kości w proch, pomyślałem więc, że to nie najgorsza okazja, żeby pobawić się w studia porównawcze i sprawdzić, jak proza tej autorki ma się do serialu telewizyjnego Kości, którego twórcy zainspirowali się jej książkami. Przyznam od razu, że Kości oglądam jedynie od czasu do czasu, lecz wcale nie dlatego że ten akurat serial niespecjalnie mi się podoba – po prostu brak mi czasu, aby śledzić wszystkie ciekawe produkcje.

W Polsacie, w którym w niedzielne wieczory prezentowane są rozmaite seriale kryminalne, wyemitowano ostatnio (pierwszego marca) trzeci odcinek trzeciej serii, zatytułowany Heath in the Sadle. I co tu kryć – odcinek to mocny, w którym scenarzyści nieźle sobie poużywali. Zaczyna się od trupa, którego znajduje w lesie Bogu ducha winien dzieciak, a trup to jak z horroru, mocno rozkładający się, z białymi robalami, którą wyłażą z pustych oczodołów. Po bliższych oględzinach dokonanych przez ekipę FBI, oczywiście z Brennan i Boothem na czele, okazuje się, że trup to nietypowy. Ktoś zabił mężczyznę uderzeniem ostrym narzędziem w środek czoła, potem obciął mu stopy i wydłubał oczy. Później odkryte zostają w jego ustach, a właściwie tym, co po nich zostało, rany zadane wędzidłem a w żołądku – pasza dla koni. Trop prowadzi do ekskluzywnego rancza, w którym zabawiają się fetyszyści: mężczyźni udają tam kucyki, a kobiety bezwzględne, zdecydowane Amazonki. Brennan i Booth – szczególnie ten drugi, który stara się przez cały odcinek przekonać partnerkę, że nie ma to jak seks oparty na prawdziwej miłości i przywiązaniu - z pewnym dystansem podchodzą do środowiska seksualnych perwersji, ale muszą w nie wejść, aby zamknąć sprawę.

Jako się rzekło, scenarzyści trochę sobie poigrali, przede wszystkim z rozpanoszoną w USA poprawnością polityczną, momentami w sposób nieco ryzykowny. Rozumiem jeszcze drobne dowcipy z fetyszystów „bawiąc się w koniki”, bo to, jak mi się zdaje, zboczonko dosyć komiczne i aż proszące się o wyśmianie. Jednak pomysł, żeby śledczy podczas oględzin trupa naigrywali się z zabitego – to już lekka przesada. Choć rozumiem, że twórcy serialu postawili na pewną lekkość; nawet śledztwa w najbardziej ponurych sprawach okraszone są żartami i zwykle zabawnymi perypetiami życiowymi nieco odklejonych od rzeczywistości śledczych-naukowców. To akurat się sprawdza, a „przegięcia” nie zdarzają się zbyt często.

I ta właśnie lekkość najbardziej chyba różni serial od książek Reichs, w których problemy i dylematy głównych bohaterów (liczne) są jednak zdecydowanie bardziej wyeksponowane. Co oczywiście po części wynika z faktu, że akcja serialowych odcinków musi mieć nieco inną dynamikę niż powieść, w której autorka może spokojnie rozwijać wątki poboczne na kilkuset stronach (książki Reichs są zazwyczaj dosyć obszerne). Koniec końców w przypadku Kości/prozy Reichs trudno jest – jak mi się zdaje – jednoznacznie rozstrzygnąć spór, co lepsze: proza czy jej serialowa adaptacja. Każda z tych produkcji ma swoje plusy i minusy.  

Udostępnij