Złe Małpy, Matt Ruff

Autor: Robert Ostaszewski
Data publikacji: 13 marca 2009

Złe Małpy

Autor: Matt Ruff

Amerykanin Matt Ruff jest ponoć pisarzem kultowym. Cóż, przymiotnik „kultowy” mocno się zdewaluował, niemal każdego tygodnia słyszę/czytam, że ktoś/coś uzyskał/o właśnie status kultowości. Ruff kultowy? Wolne żarty… Jest to bez wątpienia prozaik obdarzony pokręconą wyobraźnią, sprawny, dla którego nie ma większego znaczenia, czy pisze o ludziach, smokach, robotach czy rekinach-ludojadach (kto ciekaw, może zajrzeć do wcześniej przetłumaczonych na polski powieści tego autora: Głupca na wzgórzu oraz Ścieki, gaz i prąd).

W Złych Małpach Ruff również przyszedł do czytelników z historią bardzo pokręconą i zawikłaną. Powieść ma formę czegoś w rodzaju spowiedzi głównej bohaterki, Jane Charlotte, która trafił do więzienia podejrzana o morderstwo i odpytywana jest przez psychiatrę, który ocenić ma jej stan psychiczny. A Jane opowiada rzeczy niebywałe! Twierdzi, że należy do mocno zakamuflowanej, nieomal wszechmocnej organizacji, która – ni mniej, ni więcej – walczy z panoszącym się w świecie złem, między innymi eliminując „Złe Małpy”, ludzi popełniających zbrodnie i wykroczenia różnego rodzaju, których nie może dopaść policja. Jednocześnie organizacja ta walczy z inną, zwaną Gromadą, która dla odmiany postawiła sobie za cel szerzenie zła i sianie chaosu. Odwieczna opowieść o walce dobra ze złem. A jakże! Tyle tylko że ci, którzy w tej walce uczestniczą, okazują się – jak Jane – postaciami bardzo niejednoznacznymi.

Ruff umieścił w powieści tyle fabularnych przewrotek, że nawet pobieżne przybliżenie zawartej w Złych Małpach historii wymagałoby wielu stron opisu. Rzecz ujmując krótko: w tej opowieści właściwie nic nie okaże się takie, jakim zdawało się być na początku. A już końcówka powieści to już prawdziwa, nieopanowa orgia zwrotów fabularnych. Wygląda to niestety na tanie efekciarstwo, jakby pisarz za wszelką ceną chciał udowodnić czytelnikom, że w każdej chwili jest w stanie przedstawianą historię odwrócić o sto osiemdziesiąt stopni, zachowując jako taką logikę.

Zresztą, jak mi się zdaje, cały pomysł Ruffa na literaturę opiera się na tanich efektach. Istnieje rodzaj prozy, dosyć rozpowszechniony, tworzonej na zasadzie zestawiania i przerabiania motywów czy postaci wziętych z tego, co nazywam, popkulturowym śmietniskiem naszych czasów. W tego rodzaju prozie pełno jest nawiązań do innych książek, filmów, komiksów, rozmaitych postaci oraz wydarzeń dobrze zakorzenionych w wyobraźni masowej, co gwarantuje oczywiście łatwe porozumienie z odbiorcą. Tak też jest w powieści Ruffa. Znaleźć w niej można choćby ślady fascynacji powieścią Chucka Palahniuka Fight club (popularnej u nas dzięki ekranizacji dokonanej przez Davida Finchera), serialami w rodzaju Z archiwum X, komiksowymi opowieściami o superbohaterach walczących ze złem czy „miejskimi legendami”. I tak dalej, i tym podobne. Strasznie dużo jest tego w powieści Ruffa. Tylko sensu – nie za wiele.

Przyznam szczerze: lektura Złych Małp wprawdzie specjalnie mnie nie udręczyła, ale po dotarciu do ostatniej strony tej powieści zyskałem pewność, że po kolejne książki „kultowego” amerykańskiego pisarza Matta Ruffa nie sięgnę. Szkoda czasu, szkoda życia.

 

Złe Małpy, Matt Ruff
Przełożył: Zbigniew A. Królicki
Dam Wydawniczy REBIS, Poznań 2009
Stron: 280

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Złe Małpy" Matt Ruff