Joey Chill, Raymond Chandler

PK i Newsweek.pl jako jedyne media w Polsce uzyskały zgodę na przedpremierową publikację fragmentu niepublikowanej powieści Raymonda Chandlera Joey Chill. To początek ścisłej współpracy obu tych portali.

Zapraszamy do lektury!

Oto fragment powieści Joey Chill:

"6.

- Ten człowiek dzwonił do pana trzy razy, poruczniku, ale nie chciał zostawić numeru – poinformowała recepcjonistka w hotelu „Kenworthy”. – Dwa razy dzwoniła jakaś pani. Nie podała ani numeru, ani nazwiska.

         Delaguerra wziął od niej trzy kartki z napisem „Joey Chill” i trzema różnymi godzinami. Zabrał dwa listy, uchylił kapelusza i wsiadł do windy samoobsługowej. Na czwartymi piętrze przeszedł cichym, wąskim korytarzem i otworzył drzwi. Nie zapalając świateł, podszedł do wielkich drzwi balkonowych, otworzył je na oścież i popatrzył na ciemne niebo, światła neonów i ostre błyski reflektorów na bulwarze Ortega, dwie przecznice dalej.

        Stojąc tam, wypalił pół papierosa. W panującym mroku jego twarz wydawała się bardzo smutna, bardzo zmartwiona. W końcu przeszedł do małej sypialni, zapalił stojącą lampkę i rozebrał się do rosołu. Wziął prysznic, wytarł się, zmienił bieliznę i w maleńkiej kuchni przygotował sobie szklaneczkę. Popijając i paląc następnego papierosa, skończył się ubierać. Właśnie dopinał kaburę, kiedy w salonie zaterkotał telefon.
         Dzwoniła Belle Marr. Głos miała niewyraźny, zachrypnięty, jak gdyby od wielu godzin płakała. 

- Jak to dobrze, Sam, że cię wreszcie złapałam. Ja… ja nie mówiłam wtedy poważnie. Byłam wstrząśnięta, roztrzęsiona, kompletnie rozbita. Chyba wiedziałeś?

- Jasne, dziecino. Nie myśl o tym więcej. Zresztą, miałaś rację. Właśnie wróciłem znad jeziora. Wygląda na to, że wysłali mnie tam tylko po to, żeby się mnie pozbyć.

- Tylko ty mi teraz zostałeś, Sam. Nie pozwolisz, żeby ci zrobili coś złego, prawda?

- Kto?

- Dobrze wiesz kto. Nie jestem taka głupia. Sam. Ja wiem, że to był spisek, nikczemny polityczny spisek, żeby się go pozbyć.

        Delaguerra mocniej chwycił słuchawkę. Przez chwilę nie mógł wydobyć głosu.

- Możliwe jednak, że pozory nie mylą, Belle – rzekł w końcu. – Mogli się pokłócić z powodu tych zdjęć. Było nie było, Donny miał prawo powiedzieć takiemu facetowi, żeby wycofał swoją kandydaturę. To nie szantaż… Pamiętaj, że on też trzymał broń.

- Postaraj się wpaść do mnie jak najszybciej, Sam. – W jej przeciągłych słowach odżyło wygasłe uczucie, zadawniona tęsknota.

        Wahał się, bębniąc palcami po stole. Wreszcie odparł:

- Jasne… Kiedy ostatnio ktoś był w waszym domku nad jeziorem?

- Nie mam pojęcia. Nie zaglądałam tam od roku. On… on jeździł tam beze mnie. Może się z kimś tam spotykał? Nie wiem.

        Zmienił temat i wkrótce pożegnał się. Siedział zapatrzony w ścianę nad biurkiem. Jego oczy rozbłysły jakimś twardym blaskiem. Twarz miał skupioną, nie żywił już najmniejszych wątpliwości.

        Wrócił do sypialni po płaszcz i kapelusz. Przed wyjściem wziął trzy kartki z nazwiskiem Joeya Chilla, podarł je na strzępy i spalił w popielniczce. "