Związek Żydowskich Policjantów, Michael Chabon

Autor: Robert Ostaszewski
Data publikacji: 10 lipca 2009

Związek Żydowskich Policjantów

Autor: Michael Chabon

Sporo już w życiu przeczytałem, więc coraz rzadziej zdarza się, by jakaś książka mnie zaskakiwała, wyrywała mi z gardła okrzyk: „proszę, proszę, to i tak można!” Od czasu do czasu tak się jednak dzieje, że jakiś pisarz zadziwia mnie pomysłowością, stylem czy rozmachem tekstów. Ostatnio sprawił to amerykański pisarz żydowskiego pochodzenia Michael Chabon, autor brawurowego Związku Żydowskich Policjantów.

Powieść jest istną orgią niebanalnych pomysłów i rozbuchanej wyobraźni autora. Chabon pożenił w niej czarny kryminał z political fiction. Pisarz kreśli taką oto alternatywną historię Żydów w XX wieku: po II wojnie światowej nie udaje się stworzyć im własnego państwa na terenach kontrolowanych przez Arabów. Korzystają więc z oferty Stanów Zjednoczonych, które udostępniają im (choć bez zbytniego entuzjazmu) pod osadnictwo tereny na… Alasce. Powstaje tam żydowski okręg autonomiczny, do którego trafiają Żydzi ocaleni z wojennej zawieruchy i wszyscy ci, którzy chcą żyć choćby w namiastce żydowskiego państwa. W momencie, gdy startuje akcja powieści alaskańscy Żydzi stają przez wielką próbą, bo Amerykanie szykują się do administracyjnego Przejęcia (właśnie tak, pisane z wielkiej litery niczym Zagłada) żydowskiego okręgu. Już sam koncept Żydów mieszkających na Alasce jest niezły, nieprawdaż, a do tego Chabon jeszcze go rozwija i uszczegóławia, projektując, jak takie miejsce mogłoby wyglądać.

Jako się rzekło, Stowarzyszenie Żydowskich Policjantów jest nie tylko powieścią typu political fiction, ale również kryminałem. W Sitka, największym mieście w okręgu, w podłym hotelu Zamenhof zostaje znalezione ciało młodego Żyda-ćpuna. Ktoś go zastrzelił, a wygląda to na robotę profesjonalisty. Sprawą zaczyna interesować mieszkający w tym samym hotelu Mejer Landsman, „najbardziej odznaczony szames w Okręgu Sitka”, tłumacząc – detektyw z wydziału zabójstw. To postać rodem z klasyki amerykańskiego czarnego kryminału. Landsman jest „człowiekiem złamanym”, w wieku mocno średnim, nie potrafi pozbierać się po rozwodzie z żoną, Biną, która – na domiar złego – zostaje jego przełożoną, zajmuje się wyłącznie pracą i rozpaczliwym alkoholizowaniem się, ma skłonność do depresji i pakowania się w problemy. W jako takim pionie utrzymuje go tylko jego partner, w połowie Żyd, w połowie Indianin Miśko Szemec, przykłady mąż i ojciec. I tym razem Landsman chcąc wyjaśnić zagadkę śmierci Żyda-ćpuna, wpakuje się w nie lada jakie kłopoty, pociągając za sobą również Binę i Miśka, bowiem szybko okaże się, że sprawa nie jest tylko kolejnym banalnym morderstwem czy wynikiem gangsterskich porachunków, lecz wiąże się z sięgającym bardzo wysoko spiskiem, który ma na celu zdestabilizowanie sytuacji na Bliskim Wschodzie.

Jak już wspominałem Chabon popisuje się w tej powieści istnymi fajerwerkami niesamowitych pomysłów. Pisarz jest doskonale obeznany z kulturą i historią Żydów, może więc pozwalać sobie na swobodne, postmodernistyczne improwizacje na ich temat. Wyliczankę rozmaitych świetnych pomysłów i patentów zawartych w Związku Żydowskich Policjantów mógłbym ciągnąć długo, poprzestanę tylko na jednym, moim ulubionym przykładzie: proszę sobie tylko wyobrazić – gang wierzbowerów, ortodoksyjnych Żydów, trzęsący całym okręgiem!

Książka Chabona jest zarazem świetna, jak i niezmiernie irytująca. Tak, tak, zdarzają się takie dziwaczne połączenia. Świetna – bo pomysłowa, pełna specyficznego humoru, z ciekawym i dobrze poprowadzonym wątkiem kryminalnym. A dlaczego irytująca? Chabon ma – niestety – skłonność do barokowej rozlewności stylu (choć, zastrzegę, nie widziałem oryginału, więc może jednak tłumaczka trochę w tekście namieszała, trudno mi orzec), budowania skomplikowanych porównań, tworzenia ryzykowanych metafor. Momentami amerykański pisarz nie tyle nawet ociera się o granicę grafomanii, co zwyczajnie ją przekracza. Trudno jest mi zaakceptować stylistyczne „kwiatki” w rodzaju: „Podchodzą do siebie i duży człowiek bierze małego w ramiona. Walą się po plecach, szukając gruźliczych plam na swej powoli obumierającej przyjaźni, niczym bęben sondując głębię odwiecznej wrogości”. Z takich „kwiatków” Chabona można by ułożyć sporych rozmiarów bukiet.     


Związek Żydowskich Policjantów, Michael Chabon
Przełożyła: Barbara Kopeć-Umiastowska
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009
Stron: 453

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Związek Żydowskich Policjantów" Michael Chabon