Na marginesie opowiadań Szymona Bogacza

Tym razem postanowiłem przyjrzeć się swego rodzaju ciekawostce z obrzeży (odległych) prozy kryminalnej/sensacyjnej – zbiorowi opowiadań Koło kwintowe, debiutanckiej książce obdarzonego licznymi talentami (muzyk, reżyser, pisarz) Szymona Bogacza. Pisarstwo autora z Wrocławia bez wątpienia sytuuje się w obszarze tzw. prozy głównego nurtu (nie przepadam za tym określeniem, ale cóż… wciąż jest w obiegu) a pojawiające się w nim wątki kryminalne mają znaczenie raczej drugorzędne. Jednak to, jak Bogacz je wprowadza i prowadzi, jest dosyć typowe dla wielu naszych pisarzy, co jest dobrym punktem wyjścia do bardziej ogólnych rozważań.

Tom Bogacza składa się z dwóch części: tytułowego cyklu opowiadań, który w tym przypadku mniej mnie zajmuje, i Opowiadań na zamówienie, rozmaitych stylistycznie i tematycznie, w których pojawiają się wątki kryminalne/sensacyjne. Przyjrzę dwóm z tekstów zebranych w drugiej części.

W Arszeniku Bogacz igra tradycyjnym motywem w rodzaju „zbrodnia to niesłychana, pani zabija pana”. Kobieta znajduje na stole w kuchni rozsypaną truciznę, podejrzewa, że zrobił to jej partner, zaczynając perwersyjną i niebezpieczną grę. Oboje obsesyjnie zastanawiają się, czy może jednak nie wykorzystać arszeniku, choć na dobrą sprawę żadne z nich nie ma wyraźnego powodu, by szkodzić drugiemu. Koniec końców autor dokonuje zaskakującej „przewrotki” – okazuje się, że mężczyzna z opowiadania pisze… opowiadanie o arszeniku rozsypanym w kuchni na stole, a literatura zaczyna mu się niebezpiecznie mieszać z rzeczywistością.  

W Nocy sylwestrowej Bogacz nawiązuje do locked room, podgatunku kryminału, w którym akcja rozgrywa się w zamkniętej przestrzeni i obejmuje ograniczoną grupę podejrzanych. Podczas sylwestrowego przyjęcia w prywatnym domu znaleziono trupa, zjawia się tam przedstawiciel prawa i jednoznacznie oświadcza: „albo aresztuję państwa wszystkich, albo rozwikłamy zagadkę tu i teraz”. Ale na nawiązaniu i wskazaniu tradycji kryminalnej zarazem się zaczyna, jak i kończy, bo autor wcale nie przedstawia dalej śledztwa, ale z różnych punktów widzenia ukazuje wydarzenia i emocje w damsko-męskim czworokącie, które doprowadziły do zbrodni – i to ukazuje tak, aby zupełnie zdezorientować czytelnika.

Już na pierwszy rzut oka widać, że Bogacz mocno inspiruje się literackim postmodernizmem, chętnie nawiązuje do rozmaitych konwencji prozy gatunkowej, wprowadza wiele intertekstualnych odniesień (między innymi do prozy Aghaty Christie), zaciera granicę między fikcją a zmyśleniem, posługuje się ironią. Pisarze-postmoderniści, szczególnie z kręgu literatury anglojęzycznej, wprowadzali do swojej prozy schematy radem z powieści kryminalnych, sensacyjnych czy thrillerów, próbując – z jednej strony - unieważnić rozróżnienie na prozę wysokoartystyczną i popularną, z drugiej – w ten sposób „podwójnie kodując” tekst, trafić do jak najszerszej rzeszy odbiorców. W Polsce postmodernizm właściwie nigdy na dobre się nie przyjął, mimo starań niektórych środowisk literackich. Zdecydowanie częściej był wyszydzany, niż traktowany poważnie. Jestem zdania, że nieodrobiona lekcja postmodernizmu wciąż daje o sobie znać. Polscy pisarze z tzw. głównego nurtu nie przekonali samych siebie (a co za tym idzie – czytelników), że wykorzystując narzędzia z instrumentarium prozy gatunkowej można pisać efektownie o sprawach ważnych i poważnych. Efektem jest wciąż pokutujące u nasz przeświadczenie, twórczość literacka dzieli się na „poważną” literaturę pisaną przez „poważnych” autorów i na „błahą” produkowaną przez pisarzy zorientowanych na sukces komercyjny; przeświadczenie z uporem podtrzymywane choćby przez sporą grupę literaturoznawców akademickich. Nie chcąc być posądzonymi o chęć grania w niższej lidze, w której jednak – paradoksalnie – zawodnicy są lepiej opłacani, pisarze z tzw. głównego nurtu wolą raczej unikać nawiązań do prozy „błahej”, a jeżeli już to robią, to zwykle poprzestają – jak Bogacz – na intertekstualnych ornamentach.  

Zastanawiając się nad przyczynami nikłego zainteresowania polskich pisarzy z tzw. głównego nurtu prozą lżejszego kalibru i możliwościami adaptowania jej schematów do własnych projektów tekstowych, skłonny jednak jestem do wskazania tej… najbardziej oczywistej. To trochę tak, jak w przypadku śledztwa, kiedy często najprostsze rozwiązanie okazuje się najwłaściwszym. Może więc rzecz wcale nie w kiepskiej recepcji postmodernizmu w Polsce, lecz w tym że nasza literatura zwyczajnie cierpi na nadmiar powagi. Wprawdzie po roku 1989 zaczęło się to nieco zmieniać, przewietrzono trochę literaturę, jednak w ostatnich latach znowu daje się zauważyć zwrot ku prozie, która przede wszystkim ma nauczać i pouczać, propagować pewne poglądy polityczne czy społeczne – ogólnie rzecz ujmując: zaangażowanej. Spora część polskich pisarzy zdaje się zapominać, że literatura ma i spełniać powinna rozmaite funkcje – między innymi dostarczać lekturowej rozrywki na godziwym poziomie.   

Koło kwintowe, Szymon Bogacz

Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009

Stron: 240