Ciągnie mnie do ponurych zaułków

http://www.adbis.pl/prv/sierakowo/img/ks2.gif

Ciągnie mnie do ponurych zaułków

Rozmowa z Markiem Krajewskim, autorem bestsellerowych kryminałów.

- Czy umieściłby pan akcję swojej książki na wyspie Uznam, którą miał pan okazję obejrzeć podczas Uznamskich Dni Literatury?

- Uznam mógłby stać się scenerią dla czarnego kryminału. Musi jednak znaleźć się autor, który ma umiejętności, żeby akcję powieści osadzić na tej wyspie. Ja nigdy tego nie zrobię. Uznam mnie nie pociąga. Cięgnie mnie do wielkiego miasta, ponurych i wilgotnych zautków. To moje naturalne środowisko, a właściwie to środowisko naturalne moich bohaterów, Mocka i Popielskiego. A osadzenie akcji kryminału na pięknej, słonecznej wyspie z małymi rybackimi wioskami to zadanie dla kogoś zdolniejszego niż ja. Ja ograniczę się do wielkich miast.

- Czy w pana powieści "Głowa Minotaura" mamy do czynienia z przekazaniem pałeczki dla Edwarda Popielskiego, nowego bohatera?

- Tak w istocie jest. To metaforyczne przekazanie pałeczki przez Eberharda Mocka dla Edwarda Popielskiego. Tak samo akcja przenosi się z Breslau (niem. Wrocław - red.) do Lwowa i trwa tam przez znaczną część książki. W tym miesiącu ukaże się moja nowa powieść "Erynie" i akcja toczy się już wyłącznie we Lwowie, a jej bohaterem jest Edward Popielski.

- Wiele scen z pana książek przypomina mi film "Siedem".-Zgadza się. "Siedem" to mój ulubiony film, ozdoba mojej wideoteki. To ponury, pesymistyczny, przytłaczający obraz zbrodni, która nie zostaje ukarana. Ta zbrodnia tkwi w tym dziwnym, oblanym deszczem, ponurym mieście-molochu. To bliżej niezidentyfikowane amerykańskie miasto, to zresztą wspaniała sceneria. Do tego dochodzą świetne role Morgana Freemana i Brada Pitta.

- Jakie filmy pan jeszcze lubi?

- Mam bogatą kolekcję filmów. Jestem zagorzałym kinomanem. Lubię "Harry Angel" Alaha Parkera. To kryminał zmieszany z horrorem ze świetną rolą detektywa granego przez Mickeya Rourke.Z filmów polskich do moich ulubionych należą "Wśród nocnej ciszy", kryminał z końca lat 70. i "Medium", kryminał zmieszany z horrorem z lat 80. Zresztą ja bardzo lubię horrory. Do swoich ulubionych filmów tego gatunku zaliczam "Egzorcystę", którego - przyznaję - wręcz boję się oglądać.

-  Próbował pan odejść od kryminałów...

- Próbowałem. Postanowiłem napisać opowiadania obyczajowo-sensacyjne pod tytułem "Siedem grzechów głównych". Nie wyszto mi to. Napisałem je praktycznie do szuflady. Ostatnio zainteresował się jednak "Siedmioma grzechami..." wybitny polski reżyser Janusz Zaorski, Być może je zekranizuje. Uważam jednak, że powinienem pisać to, co umiem, a nie na siłę próbować literatury klasy A.

- Na spotkaniu z czytelnikami w kawiarni "Literatka" we Wrocławiu zdradził pan ostatnio, że coraz dłużej musi pan myśleć nad fabułą nowych książek.

-  To prawda. Kiedyś myślałem nad książką kilka dni, a ostatnio nad planem mojej nowej powieści "Liczby Charona"-dwa miesiące. Nie jest to kwestia weny twórczej, ale tego, że stąpam właściwie powłasnych śladach. Wpadam na pomysły, które już kiedyś zrealizowałem. Człowiek sam się plącze w tym, co zrobił.

- Pisząc książkę, narzuca pan sobie rygor. Codziennie poświęca pan na pisanie osiem godzin.- Osiem godzin poświęcałem na pisanie książki, gdy pracowałem jeszcze naukowo na Uniwersytecie Wrocławskim i miałem np. wakacje. Od czasu, gdy jestem wolnym pisarzem pracuję pięć godzin, zawsze od g. 10 do g. 15. Przerywam choćby w połowie zdania.

- Dlaczego zrezygnował pan z pracy na uniwersytecie?

- Nie mogłem już pogodzić pisania książek z pracą naukową.

- Czy Eberhard Mock posiada cechy swojego autora?

- Niektóre cechy. Jest smakoszem, lubi grać w brydża, kocha łacinę, języki klasyczne, jest pedantyczny (w tym momencie przysłuchująca się rozmowie żona M. Krajewskiego stwierdza - "Marek, nie przesadzaj"). No tak... Może moja żona uważa, że nie jestem pedantyczny, ale ja mam odmienne zdanie.

-  W jednym z wywiadów przyznał pan, że ulega sugestiom czytelników i wydawcy.-  Tak. Po "Festung Breslau" powiedziałem już nawet "Koniec z Eberhardem Mockiem", ale czytelnicy domagali się, żebym dalej o nim pisał. Wydawca zaproponował mi z kolei atrakcyjną umowę. Jestem pisarzem zawodowym i żyję z pisania. Mam nadzieję, że nie sprzeniewierzę się swoim czytelnikom tak bardzo, jeżeli będę pisał o Lwowie, a nie o Breslau.

- Dlaczego w tak drastyczny sposób opisuje pan zawsze zamordowaną ofiarę?

- Żeby czytelnik powiedział - gdy już złoczyńca zostanie złapany i ukarany -"Dobrze tak temu potworowi". Chodzi o poczucie, które ma mieć czytelnik, że sprawiedliwości stało się zadość.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Bartosz TURLEJSKI

Źródło: Kurier Szczeciński