Nie piszę dla wszystkich

Autor: Marta Łysek Data publikacji: 25 sierpnia 2010

Nie piszę dla wszystkich

 

Z Gają Grzegorzewską, autorką kryminałów, o pisaniu, inspiracjach i „Topielicy” rozmawia Marta Stasiak

Marta Stasiak: Co się zmieniło od czasu, kiedy napisałaś pierwszą książkę?

Gaja Grzegorzewska: Na przykład nie jestem już najmłodszą autorką kryminałów. Jeśli chodzi o samo pisanie, to „Żniwiarza” pisałam dla siebie i nie wiedziałam w ogóle, że go wydam, przeleżał chyba dwa lata, zanim zdecydowałam się go komuś pokazać. Teraz wiem, że z wydaniem książki wiąże się cały szereg różnych czynności. Że nie jest to samo pisanie, czyli robienie czegoś pod wpływem natchnienia, dla przyjemności, tylko żmudna praca, wielokrotne czytanie, poprawianie, żeby nie było błędów rzeczowych, stylistycznych. Trochę to pisanie jest dla mnie odarte z takiej magii i  przyjemności, która towarzyszyła mu na początku. To znacz: dalej jest przyjemnie, ale zrobiło się tak bardziej… technicznie.

M.S.: Czyli „Żniwiarz” dla siebie, a „Topielica” - dla kogo?


G.G.: Nadal  dla siebie i dla czytelników, i dla przyjemności, i dalej z tej potrzeby pisania. Po prostu nie mogłabym przestać pisać. Ciągle pojawiają mi się nowe pomysły i mam potrzebę przelania ich na klawiaturę.

M.S.: Jak długo pisałaś „Topielicę”?

G.G.: Kilka miesięcy. Tylko jest tak, że czasami przez miesiąc nie napiszę nic, bo mi się nie chce, nie mam pomysłu, na siłę nie da się tego robić. Mam takie fragmenty, których nie lubię, i dokładnie pamiętam, że pisałam je, jak wcale mi się nie chciało. Nie jestem z nich zadowolona; nie wiem, czy je wyrzucić, czy przerabiać. Christie też tak miała z „Zagadką Błękitnego Ekspresu”, którą pisała, w czasie gdy ją mąż porzucił. Potem mówiła w wywiadach, jak strasznie ciężki był proces powstawania i jak bardzo nie lubi tej książki.

M.S.: Poruszasz w „Topielicy” trudny temat: ofiarą jest dziecko - ale bardzo lekko go traktujesz.

G.G: Wydaje mi się, że teraz kryminał mówi więcej o rzeczywistości, o społeczeństwie, o obyczajowości, niż jakikolwiek inny gatunek. Skandynawowie są w tym mistrzami – w przemycaniu różnych głębszych treści do literatury, która z założenia ma być rozrywkowa, a przede wszystkim sprawiać przyjemność. Natomiast temat „Topielicy” jest rzeczywiście ciężki. Ale ja nie uważam, żebym go jakoś bardzo lekko potraktowała. Cały czas starałam się zachować równowagę między tym, co smutne i tragiczne, a tym, co jest przyjemne i rozrywkowe.

M.S.: Skąd te Mazury?

G.G.:
Pojechałam na Mazury na wakacje jakieś trzy lata temu, pływałam żaglówką po jeziorach i stwierdziłam, że to jest idealna sceneria do napisania książki. Wpadłam na taki pomysł, że jest grupa ludzi, zamknięta na łódce. Zostaje popełniona zbrodnia i wiadomo, że musiał to zrobić ktoś z nich. Doprowadziłam to moje ulubione zamykanie przestrzeni do ekstremum.

M.S.: Niektórzy czytelnicy uważają, że dowód rzeczowy jest w nielogicznym miejscu.

G.G: Jest taki moment, w którym kilka osób znajduje się pod pokładem i w sumie nie wiadomo, co tam się dzieje. A tam się mogło wydarzyć wszystko.  Uważam, że nie wszystko musi być wyłożone kawa na ławę. Po to czytelnik ma wyobraźnię, by dopowiedzieć sobie to, co nie jest podane wprost. Najczęściej te właśnie elementy dodane przez czytającego są właśnie tymi najstraszniejszymi. Ja sama bardzo lubię tego typu nieścisłości, które można wypełnić własną treścią.

M.S.: W jaki sposób pracujesz nad fabułą? Piszesz według planu, czy idziesz na żywioł?

G.G.: Trochę na żywioł, ale zazwyczaj mam plan, który się jakoś tam modyfikuje podczas procesu pisania. Jest parę sztywnych punktów,  które muszą zostać wypełnione. Największą trudność sprawia mi – zwłaszcza tak było w „Nocy z czwartku na niedzielę” - żeby się wszystko zgadzało w czasie. Robienie planu pomaga.

M.S.: Masz ironiczny styl, szybki rytm, wszystko jest dopracowane: to jest kwestia twojej lekkości pióra, czy ciężkiej pracy redakcyjnej?

G.G.: Nie potrafię tego sprecyzować. Po prostu w taki sposób piszę. Największą przyjemność sprawia mi pisanie dialogów. Po jakimś czasie wszyscy moi bohaterowie, których bardzo dobrze znam, mówią sami; wiem, co za chwilę powiedzą, wiem, jak zareagowaliby w danej sytuacji, jakiego użyliby języka. A redakcja to bardziej wyłapywanie błędów rzeczowych i stylistycznych.


M.S.: Czerpiesz dużo z klasyki, od Agathy Christie, ale dodajesz do tego obyczajowość, która u niej się zupełnie nie pojawia, jest bardzo unikalna. Nie boisz się, że zniechęcisz czytelników? Tymi trójkątami, schematycznymi opisami scen erotycznych? Nie boisz się, że powiedzą: Grzegorzewska – o nie!

G.G.: Moja mama się boi. Przy każdej kolejnej książce słyszę od niej, że sceny są jeszcze odważniejsze niż w poprzedniej, i czemu idę w takim kierunku, i że sama strzelam sobie w stopę. Jasne, że to nie są książki dla wszystkich. Nie piszę dla wszystkich, tylko dla ludzi, którym to odpowiada. Ja lubię czytać kryminały, które są napisane w taki sposób, w których są takie sceny, i dlatego sama też tak piszę.  Wiem, że to może odrzucić wiele osób: ale trudno. Wzoruję się na Agacie Christie, jeśli chodzi o sam sposób ułożenia zagadki, te zamknięte kręgi podejrzanych, zamknięte przestrzenie, postaci reprezentujące pewne typy i zawody. Bardzo fajne jest to, że ona nic nie ukrywa przed czytelnikiem, wszystkie elementy, dzięki którym można odgadnąć, kto zabił, są na wierzchu. Staram się też tak robić w moich książkach. Ale jeśli chodzi o warstwę obyczajową, to książki Agathy Christie strasznie już trąca myszką. Nie dałoby się chyba czegoś takiego teraz napisać – to znaczy dałoby się, ale nie sądzę, żeby to znalazło czytelników.  Dla mnie książki Agathy Christie wciąż mają dużo staroświeckiego uroku, ale chyba mają coraz mniejsze grono fanów.

M.S.: A co będzie teraz w kryminale?

G.G.: Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że wszystko już zostało w kryminale powiedziane, że jest wyeksploatowanym gatunkiem; a jednak wciąż pojawiają się nowi autorzy ze świeżymi pomysłami. Dla mnie to jest bardzo budujące. Mam nadzieję, że ten proces będzie trwał.

M.S.: Czym się inspirujesz oprócz Agaty Christie i Skandynawów?

G.G.: Najbardziej inspirują mnie miejsca i pogoda. Kiedyś, dawno temu, zobaczyłam przy hucie Sendzimira bar, który się nazywa „Dwie kostki”. Kawałek dalej stał zrujnowany biurowiec, spalony i zniszczony, i pomyślałam, że jest to fajne miejsce, żeby morderca zabrał tam ofiarę. I tak jest najczęściej. Widzę jakieś miejsce i zaczynam je obudowywać fabułą.

M.S.: Wróćmy jeszcze do twojej obyczajowości. Skąd ona się bierze?

G.G.: Wymyśliłam trójkąt bohaterów przy pierwszej książce. Wydał mi się czymś takim nowym i świeżym. Po pierwsze to, że jest trójka detektywów, po drugie, że łączą ich różnej natury związki. Spodobał mi się ten tercet, nadal uważam, że jest ciekawy. Fajnie mi się o nich pisze, ale przede wszystkim chodzi o to, że ich polubiłam bardzo i bardzo się z nimi zżyłam.

M.S.:  Nie bałaś się, że ci przykleją etykietkę skandalistki?

G.G.: Wydaje mi się, że wywołać skandal jest naprawdę trudno. Ktoś może powiedzieć, że to niesmaczne, ale nie od razu, że to skandal. Ale fajnie by było mieć taką etykietkę, czemu nie.

M.S.: Znasz swoich czytelników?

G.G.: Swojego potencjalnego odbiorcę? Zastanawiałam nad tym i doszłam do wniosku, że te moje książki są tak naprawdę dla nikogo.

M.S.: Dlaczego?

G.G.: Dla kobiet pewnie są zbyt wulgarne, brutalne i odważne obyczajowo. Związki, które się tam pojawiają, są dla nich w większości nie do zaakceptowania. Dla mężczyzn mogą być zbyt babskie, bo są opisy ciuchów, życia uczuciowego i erotycznego bohaterki, no i wątki homoseksualne o których nie każdy lubi czytać. Z drugiej strony moje książki bardzo podobają się mojej babci, która ma 84 lata. Oczywiście mówi, że ona kompletnie nie rozumie tego świata, o którym ja piszę, że ona nie zna takich ludzi, i że są to ludzie straszni ale podobają się jej same zagadki, atmosfera, dialogi.

M.S.: Oprócz pisania kryminałów robisz komiksy.

G.G.: Tak, ale robię je tylko dla siebie.

M.S.: Nie myślałaś o komiksie kryminalnym?

G.G: Myślałam, i nawet narysowałam ze dwa szablony, ale to jest tak jak z filmem – o wiele więcej roboty, o wiele bardziej żmudnej. Komiks najczęściej tworzą dwie osoby: jedna jest autorem scenariusza, druga rysownikiem. Ja robiłam wszystko sama i szybko się zmęczyłam i zniechęciłam, gdy zobaczyłam ile jeszcze pracy przede mną. Dużo komiksów robiłam w Paincie. Jak byłam mała, przez dziesięć lat rysowałam komiks o pewnej rodzinie. Tam też pojawiały się wątki kryminalne. Bohaterka była takim pierwowzorem Julii - tyle, że tam miała jakieś 15 lat.

M.S.: Co będzie dalej z Julią?

G.G: Wraca do porządnej - prostej, chociaż trudnej - detektywistycznej, żmudnej roboty. Tak będzie w następnej książce, która się dzieje w Krakowie i której akcja zaczyna się w Święto Zmarłych na Cmentarzu Rakowickim. Julia po prostu ma krakowską zagadkę, przyjmuje klientów w swoim biurze, rozmawia z ludźmi, odwiedza podejrzane miejsca, wdaje się w bójki i awantury, naraża swoje życie i zdrowie, pije i pali jak każdy porządny, szanujący się detektyw.

 

Przeczytaj recenzje książek Gai Grzegorzewskiej:

- Topielicy

- Orchidei, napisanej wspólnie z Irkiem Grinem i Marcinem Świetlickim

- Nocy z czwartku na niedzielę

- Żniwiarza

Przeczytaj publikowane w Portalu opowiadanie Gai Grzegorzewskiej

Udostępnij

PRZECZYTAJ TAKŻE

NOWOŚĆ

Betonowy pałac, Gaja Grzegorzewska

Laureatka Nagrody Wielkiego Kalibru, autorka powieści o Julii Dobrowolskiej, felietonistka i recenzentka Portalu Kryminalnego - to Gaja Grzegorzewska. Wczoraj miała ...

28 sierpnia 2014

RECENZJA

Okiem bibliotekarza: Grób, Gaja Grzegorzewska

„Grób to mroczny, owiany tajemnicą i chyba najlepszy jak dotąd kryminał napisany przez autorkę. Nie oznacza to, że wcześniejsze jej powieści były słabsze. Po ...

12 marca 2013

RECENZJA

Topielica, Gaja Grzegorzewska

{mosimage}W "Topielicy" patologiczna obyczajowość rodem ze Skandynawii spotyka się wpół drogi ze starannie skonstruowaną klasyczną zagadką w stylu Agathy ...

26 maja 2010

RECENZJA

Noc z czwartku na niedzielę, Gaja Grzegorzewska

{mosimage} Dopiero z czasem okazało się, że „laboratoryjne” konotacje fabuł klasycznego kryminału nadają się znakomicie do wszelkich wiwisekcji: przywołajmy tu ...

29 października 2007

WYWIAD

Gaja Grzegorzewska: Kryminał zawsze pociągał mnie na

Autor powieści Dwanaście jest poetą i wokalistą alternatywnej formacji Świetliki . Autorka powieści Żniwiarz to filmoznawczyni, adeptka capoeiry, właścicielka rudego kota ...

25 kwietnia 2007

RECENZJA

Żniwiarz, Gaja Grzegorzewska

{mosimage} Jeśliby kto się sugerował okładką, mógłby mieć mieszane uczucia: cóż to za kicz, że niby mamy twarze Timothy Daltona i Audrey Tatou, nad nimi ...

19 kwietnia 2007