Druciarz Krawiec Żołnierz Szpieg, John Le Carré

***

 

Nadszedł kwiecień. Smiley wrócił z Portugalii, gdzie zatuszowywał kolejny skandal, i zastał Controla w obleganej twierdzy. Na podłodze jego gabinetu leżały akta, nowe zamki wprawiono nawet w okna. Jedyny pozostały telefon nakryty był poduszką, a z sufitu zwieszało się urządzenie  do zakłócania podsłuchu elektronicznego., taki elektryczny wiatrak, wydający piski na coraz to innej wysokości. W ciągu trzytygodniowej nieobecności Smileya Control zamienił się w starca.

- Powiedz im, że wprowadzają w obieg fałszywy pieniądz – rozkazał, prawie nie unosząc głowy znad papierów. – Powiedz im wszystko jedno co. Muszę zyskać na czasie.

- Jest ich trzech i Alleline – powtórzył teraz do siebie Smiley, siedząc za karcianym stolikiem po majorze i przeglądając listę osób dopuszczonych do wglądu w „Czarną Magię”. Dziś uprawnionych do wstępu do czytelni grupy adriatyckiej było sześćdziesiąt osiem osób. Każda z nich, jak w dawnych partiach komunistycznych, miała numer w kolejności dopuszczenia. Listę przepisano na nowo po śmierci Controla. Smileya na niej nie umieszczono. Ale na jej czele nadal znajdowali się ci sami ojcowie założyciele: Alleline, Bland, Wsterhaze i Bill Haydon. Ich trzech i Alleline, jak mówił Control.

Nagle umysł Smileya, otwarty podczas lektury na wszelkie skojarzenia, najmniejsze nawet związki, stanął wobec zupełnie niespodziewanej wizji: spaceru, jaki odbył kiedyś z Ann po wysokim brzegu morza w Kornwalii. Było to bezpośrednio po śmierci Controla, najgorszy okres, jaki Smiley pamiętał z ich długiego, dziwnego małżeństwa. Pojechali daleko, gdzieś między Lamoma a Porthcurno, poza sezonem, oficjalnie po to, by Ann pooddychała morskim powietrzem, bo trochę kaszlała. Szli ścieżką wzdłuż wybrzeża, każde zatopione we własnych myślach: ona o Haydonie, jak przypuszczał, on o Controlu, Jimie Prideaux i operacji „Świadectwo”, i o tym strasznym bałaganie, który zostawił, odchodząc na emeryturę. W swoim towarzystwie tracili wszelki spokój, byli dla siebie tajemnicą, nawet najbanalniejsza rozmowa mogła przybrać niespodziewany i nieopanowany obrót. W Londynie Ann szalała, i to z każdym, kto miał na nią ochotę. Smiley wiedział, że ona chce w ten sposób odpędzić od siebie coś, co ją bardzo boli lub bardzo martwi, ale nie miał pojęcia, jak nawiązać z nią choćby nić porozumienia.

- A gdybym umarła – zapytała nagle – zamiast Controla, na przykład, to co czułbyś do Billa?

Smiley ciągle się jeszcze zastanawiał nad odpowiedzią, gdy dorzuciła:

- Czasem myślę, że to ode mnie zależy, co ty o nim myślisz. Czy to możliwe? Że ja jakoś was łączę? Czy to możliwe?

- Możliwe. – I dodał: - Tak, pewnie w ten sposób jestem od niego uzależniony.

- Czy Bill nadal jest kimś ważnym w Cyrku?

- Teraz to chyba nawet jest jeszcze ważniejszy.

- I nadal jeździ do Waszyngtonu, handluje z nimi, zawraca im w głowach?

- Pewnie tak. Tak słyszałem.

- Jest tak ważny, jak byłeś ty?

- Chyba tak.