Cień gejszy: fragment

Cień gejszy

Anna Klejzerowicz

 

Rozdział 1

Emil przeciągnął się na krześle, mrużąc oczy zmęczone długotrwałym wpatrywaniem się w ekran komputera. Od wczoraj ślęczał nad artykułem dla Rozgwiazdy, pisemka, dla którego pracował mniej więcej od roku i które ze skromnej, niemal amatorskiej gazetki rozrosło się w całkiem poczytny, regionalny magazyn. Zapalił papierosa i wszedł od niechcenia na jeden z portali internetowych, by zerknąć na tytuły najświeższych wiadomości...Z kanapy zerwał się nagle podekscytowany mocno Bolero – wielkie, puchate, rude kocisko – a w chwilę później rozległo się trzaśnięcie drzwi wejściowych.– Jestem! Cześć, kotku...
Marta stanęła w progu pokoju, strząsając ostatnie krople zimnego marcowego deszczu z grzywy kasztanowych włosów. Wniosła ze sobą podmuch świeżego powietrza i delikatny zapach perfum. Bolero w ekstazie ocierał się o jej łydki.
– Czy „cześć, kotku” było do mnie? – uśmiechnął się na jej widok Emil, odwracając od biurka.
– Cześć, kotku – podeszła i cmoknęła go lekko w policzek, rzucając okiem na ekran. – A ty ciągle przed tym komputerem? Jadłeś coś chociaż?
– Żarcie czeka w piekarniku – mrugnął z tryumfem. – Trzeba tylko podgrzać. Zjemy razem... Co słychać w muzeum?
– Ok. – Wzruszyła ramionami, choć gdy rozmowa schodziła na temat jej pracy, Marta nigdy nie była w stanie ukryć błysku w oku. – Kończymy renowację tych szaf gdańskich, co wiesz.... Idę podgrzać żarcie! Kończ już z tym Internetem!
Znikła w kuchni, zabierając przy okazji popielniczkę pełną niedopałków, a za nią jak cień podążył Bolero. Emil wyłączył laptop, porządkując jednocześnie notatki na biurku.
– Emil! – dobiegło go z kuchni.
– No? – Stanął w drzwiach.
Rozkładała talerze na stole w kąciku jadalnym pod oknem.
– Słuchaj... – zawahała się. – Powiesz mi, co ty za bzdury wypisujesz ostatnio na forach internetowych?...
Zaniemówił.
– I ty też?! – wybuchnął po chwili. – Szlag mnie zaraz trafi! Padło wam wszystkim na mózg, czy co?!
– Nam?! To znaczy komu? Jeśli komuś tu padło na mózg, to na pewno nie mnie... – wzięła się pod boki. – Gadaj zaraz, co jest grane, bo mi wstyd przed ludźmi! To jakaś twoja kolejna... tajemnica?
Gapiąc się na nią z niedowierzaniem, klapnął na taboret.
– Czekaj! Zaraz... O czym ty mówisz? – jęknął. – W redakcji pytali mnie wczoraj o to samo, ale myślałem, że smarkateria robi sobie ze mnie jaja. Czy mogłabyś wyrażać się jaśniej? Bo coś mi tu śmierdzi...
Marta wyjęła z piekarnika zapiekankę serową – dzieło Emila – i rozłożyła ją na talerzach, odkrajając kawałeczek dla Bolera. Rozdzieliła go starannie widelcem w jego misce.
– Nic o tym nie wiesz? – podchwyciła. – Na różnych forach pojawiają się, podobno już od pewnego czasu, jakieś idiotyzmy podpisane twoim imieniem i nazwiskiem! Zwróciła mi na to uwagę jedna taka z pracy, która wiecznie siedzi w Internecie. Inni też widzieli te wpisy. Mają ubaw... Serio, nic na ten temat nie wiesz?
– Nie mam o tym zielonego pojęcia! W życiu nie produkowałem się na forach internetowych! Ale jeśli już, to wiem, cholera, do czego służy nick... Jesteś pewna, że są podpisane moim nazwiskiem?
– Jestem. Widziałam na własne oczy. Emil Żądło jak byk. A raczej nie jest to zbyt popularne zestawienie. – Marta nadziała kawałek zapiekanki na widelec. – Naprawdę pomyślałam, że ci odbiło...
– Sądziłaś, że robiłbym z siebie idiotę, podpisując się imieniem i nazwiskiem?!
– Ojej, przepraszam... Żartowałam tylko! Oj, nie przejmuj się tak! To pewnie po prostu jakiś głupi dowcip, zwykła dziecinada...
– Tylko czyj dowcip?
– Może ci twoi z redakcji? Młodzi są...
– Szymon i Ewka? Oni też się na to natknęli... – zamyślił się, grzebiąc nożem w zapiekance. – Nie, daj spokój. Są młodzi, ale nie aż tak głupi...
– Więc może jakiś twój czytelnik? Może akurat zapamiętał nazwisko... Jest charakterystyczne. Albo to czysty przypadek? Zbieg okoliczności. Ostatecznie mogło się i tak zdarzyć. W końcu niejednemu psu Burek...
– Lekka niekonsekwencja – podsumował jej wysiłki Emil. Odsunął od siebie talerz i zapalił papierosa. – Co to za fora?
– Różne. – Marta wzruszyła ramionami. – Popularne. Takie o polityce, ekonomii...
– A te wpisy? Czego dotyczyły?
– Przepytujesz mnie jak gliniarz! – spojrzała na niego z wyrzutem. – Zebra niestety miał rację. Ty nigdy nie przestaniesz nim być... Co do tych postów: to były jakieś brednie. Zresztą chyba ciągle te same, w kółko Macieju, i kompletnie niedotyczące tematu forum. Coś o drzeworytach japońskich. Zapamiętałam, bo termin mi nie obcy... Wyglądały na głupie prowokacje. Dlatego z początku nawet pomyślałam sobie, że ma to jakiś związek z... no, wiesz. Z tym, że wplątałeś się w kolejną aferę. Teraz mi głupio...
Emil machnął ręką.
– Już dobrze! Potem sam to sprawdzę. Ciekawe, swoją drogą... Nic nie wiem o japońskich drzeworytach. Nie moja bajka. Ale może masz rację, to pewnie przypadek. Ej, Bolero wsunął już wcześniej cały swój obiad! Nie dawaj mu tyle, bo będzie gruby!
Zabierali się zgodnie do zmywania talerzy, gdy zadzwoniła komórka Emila. Słuchał chwilę w milczeniu, mrucząc coś wściekle pod nosem. Po paru minutach rozłączył się i zaklął.
– Co jest? – zapytała Marta.
– Zebra – odparł. – Pytał, co ja za bzdety wypisuję na forum. Doniósł mi łaskawie, że komisariat pęka od żarcików na mój temat! Już chyba cały Gdańsk czytał te pierdoły w necie! Ale, wiesz... Mimo wszystko... Marek był jakiś dziwny. Znasz go przecież. Wiesz, jak się zachowuje, kiedy niby się śmieje, a coś mu leży na wątrobie? No więc tak jakoś wyczułem, że coś mu właśnie
leżało...
– Emil!!! – Marta trzasnęła mokrymi sztućcami o blat. – Nawet się nie waż!
Ale Emil już znikał w głębi mieszkania.
Pospiesznie włączył komputer, niecierpliwie oczekując na połączenie z Internetem. Gdy Marta weszła do pokoju, z dziwną miną wpatrywał się w ekran laptopa.
– Mam! – oznajmił, nie odrywając wzroku od monitora. – Faktycznie, jest wszędzie... Wygląda to na pogróżki szaleńca. Może to jakiś wariat?
Stuknął palcem w ekran. Widniał tam znany już Marcie tajemniczy „komentarz”, napisany w całości krzykliwymi wołami:
„DO KONIA – WIEM, CO KRYJE JAPOŃSKI DRZEWORYT!!! ZNAM TWÓJ PARSZYWY SEKRET! NIEDŁUGO POZNA GO CAŁY GDAŃSK I CAŁA POLSKA! (D)RŻYJ!” I podpis: „EMIL ŻĄDŁO”
– Świr albo... – nie dokończył Emil.
– Albo co?
Zapalił kolejnego papierosa. Marta, coraz bardziej zdenerwowana, także sięgnęła do paczki leżącej na jego biurku.
– Albo to coś znaczy...
– Jakiś szyfr? Brzmi trochę jak... porachunki gangsterów. – Papieros zadrżał w jej dłoni.
– I ty naprawdę myślałaś, że ja to napisałem?...
– Nie wiem. Nie zastanowiłam się. Przepraszam...
Jej głos również lekko drżał. Emil objął ją pocieszająco ramieniem.
– Sprawdzę to – obiecał. – Dla świętego spokoju. To pewnie nic takiego, jakaś bzdura... Zwyczajny bełkot forumowego trolla. Pełno takich w Internecie. Nie martw się na zapas, kochanie...


Rozdział 2

Następnego dnia już od rana siedział w Internecie. Zawalił artykuł – tekst był zresztą prawie ukończony; zostało tylko przejrzenie go, sprawdzenie błędów, wygładzenie i ewentualne poprawki – bo zwyczajnie nie miał teraz do niego głowy. Palił papierosa za papierosem, odwiedzając kolejno wszystkie możliwe fora internetowe. Tajemniczy wpis widniał niemal na każdym, był wszechobecny, powtarzał się, jakby ktoś z uporem maniaka pragnął zostać zauważonym. Zdziwił się, że moderatorzy puszczają teksty, kompletnie mijające się z tematem. Szybko jednak zauważył, że istnienie na forum najróżniejszych głupich komentarzy jest akceptowaną powszechnie normą i nikt nie przywiązuje do tego wagi, o ile nie ma w nich wulgaryzmów lub treści politycznie niepoprawnych.
Zauważył kilka nowych wpisów, zupełnie świeżych, z aktualną datą. Osobnik, jak widać, nie próżnuje – pomyślał. Nalał kubek gorzkiej kawy rozpuszczalnej i zapalił kolejnego papierosa. Zapomniał o śniadaniu; na szczęście Marta pojechała do pracy, nikt więc nie będzie mu z tego powodu ciosał kołków na głowie. Zastanawiał się, czy warto prosić o pomoc przyjaciela. Marek Zebra, obecnie podkomisarz, był starym kumplem, z którym Emil dawno temu rozpoczynał swoją dość problematyczną karierę w policji, zanim po kilku latach z niej nie zrezygnował, by poświęcić się dziennikarstwu, i to wyłącznie z pozycji wolnego strzelca. To znacznie bardziej pasowało do jego charakteru, nieznoszącego wszelkiej zależności i podporządkowania ścisłym regułom gry. Niemniej nie zrezygnował całkowicie z pasji dochodzeniowej i dziennikarstwo śledcze interesowało go najbardziej. W swojej pracy niejednokrotnie współpracował z gdańską policją, w której nadal znał wszystkich i wszyscy znali jego, a zawodowa przyjaźń z Zebrą przynosiła wymierną korzyść obu stronom, doprowadzając do wyjaśnienia niejednej trudnej i zawikłanej sprawy. Nie chciał jednak mieszać kolegi w swoje prywatne problemy... 


Cień gejszy
Anna Klejzerowicz
Wydawnictwo Replika
Premiera: 14 marca 2011
Ilość stron: 252

/mat.wyd./