Gwałt: fragment

Joanna Chmielewska

Gwałt

 Rozprawy o gwałt zazwyczaj wymagały drzwi zamkniętych. Dla zaprzyjaźnionej z całą palestrą Patrycji, dziennikarki kryminalno-śledczej, żadne zamknięte drzwi nie istniały, o czym Kajtuś doskonale wiedział. I dlatego, nader przezornie, zaklepał sobie służbowy gościnny pokój w miejscowej prokuraturze, aczkolwiek w hotelu cieszyłby się większą swobodą. Tyle, że hotel był dostępny także i Patrycji... Ponadto w godzinach wieczornych prokuratura, w przeciwieństwie do hotelu, prawie całkowicie pustoszała, a wszelkie klucze Kajtuś oczywiście dostał do swojej prywatnej dyspozycji. Nie przewidywał nadmiaru czasu na uboczne rozrywki, szczególnie że jedna uboczna rozrywka trochę go zniechęciła, czy to jednak wiadomo, co się może zdarzyć...? Już pluł sobie w brodę, że niepotrzebnie za dużo jej powiedział, wyrwało mu się w euforii, jak kretynowi...
Patrycja również lubiła swobodę, nie przyjęła zatem zaproszenia pani naczelnej prokuratury powiatowej do jej własnej willi, mimo sympatii, jaką obie damy darzyły się wzajemnie. Wolała hotel. Upewniła się tylko czy pani Wanda, osoba w mieście Płocku dostojna, zadba o miejsce dla niej. Ależ zadba, oczywiście, pani Wanda żelazną ręką trzymała wymiar sprawiedliwości i mogła wszystko wszędzie. Spotkały się przed wieczorem, kiedy Patrycja odpracowała hotelowe formalności i ze szczerą przyjemnością złożyła kurtuazyjną wizytę. U pani Wandy siedział już Kajtuś.
Odezwał się jako pierwszy, chwytając byka za rogi.
– Po co przyjechałaś? Stęskniłaś się za mną?
– O Boże – powiedziała Patrycja.
– Czy on zawsze jest taki uroczy? – zainteresowała się pani Wanda.
– I coraz bardziej. Udoskonala sztukę. Mieszka u pani już od wczoraj?
– U mnie? Od wczoraj? Takiego zaszczytu nie dostąpiłam. Mieszka w służbowym i to zaledwie od godziny. A mogliście spokojnie przyjechać razem i obydwoje zagnieździć się tutaj. To przedwojenny dom, ma pokoje gościnne i nawet łazienkę.
– Dziękuję, Kajtusia mam po dziurki w nosie u siebie. Chętnie odetchnę. Od godziny, mówi pani? To czym go wieźli, na litość boską, wołami? Czy szedł piechotą? Zdawało mi się, że wyruszył wczoraj rano.
Kajtusiowi coś-tam gdzieś-tam zdrętwiało i piknęła w nim rzetelna już złość na siebie. Fakt, zlekceważył, wyleciało mu z głowy, że w płockiej palestrze na wyższych szczeblach wszyscy się znają, a sekretarki zwracają na niego uwagę, o co sam się lekkomyślnie postarał. Jeden urwany dzień czkawką mu się odbije, bo uporczywie oporna Patrycja wyłapie każdy jego błąd. Niepotrzebnie tak się pchał do wybryku... Pchał, pchał, wcale nie pchał! Został do niego podstępnie nakłoniony i zupełnie niepotrzebnie uległ.
Za ten ostatni głupi błąd trzeba będzie zapłacić więcej niż okazał się wart...
Patrycja była dokładnie takiego samego zdania i nawet wiedziała jak, ale chwilowo nie rozwijała tematu. Kajtuś również wolał przeczekać, na razie wzruszył tylko ramionami.
– Załatwiał coś – podsunęła uczynnie pani Wanda, nie żałując jadu.
– Czasem trzeba... – podchwycił natychmiast Kajtuś z tak wyraźnie symulowaną niewinnością, że szwindel rzucał się w oczy. Dla szwindla wszak tu przyjechał, ale one nie mogły przecież wiedzieć wszystkiego! Chociaż pani Wanda...
Przyjrzał się płockiej gangrenie któryś już raz w życiu. Pięćdziesiątka jak obszył, najmarniej dycha nadwagi, żadnego zadbania, żadnych starań o młodość i w dodatku ostra baba, na plewy nie poleci. Gdyby była głupsza... Nic z tego, a Kajtuś w jej kierunku palcem nie kiwnie, bo grubych bab brzydzi się śmiertelnie. Może to uczucie ujawniło się kiedyś, może był nieostrożny i stąd jej bystrość, rzekomo pobłażliwa, a naprawdę toksyczna i nieubłagana...
– Liczę na to, że od pani się dowiem – powiedziała w tym czasie Patrycja. – Coś mi tu nie gra, przejrzałam, pożal się Boże, strzępy dokumentów śledczych i nawet rozumiem gliniarzy. Mogą być wściekli. Ale całej reszty nie rozumiem kompletnie, bo jak to jest gwałt, to ja jestem primadonna i tylko skończony kretyn może żywić nadzieje, że oskarżenie mu przejdzie. O co tu w ogóle chodzi? Przecież ten mój wybrakowany sublokator słowa prawdy nie powie, więc może pani dołoży parę szczegółów?
Pani Wanda ożywiła się.
– I zrobiłabym to z okrzykami radości. Znam kulisy i drugie dno, ale panią też znam. Dla swojej egoistycznej przyjemności chcę ukryć sedno rzeczy i popatrzeć, co pani z tego wyjdzie. Bez uprzedzenia i bez żadnych wskazówek, bez sugestii, osoba z boku, obca stronom. Może być?
– Może, ale uczciwie ostrzegam, że coś już wiem i czegoś się domyślam, Kajtusiowi się trochę wyrwało, ponadto akta miał na biurku. Oskarżony już raz się wyłgał, teraz mu gliny chcą dokopać, co tu ukrywać, milicja w zmowie z prokuraturą, zielone światło dla oskarżyciela. Znam życie, ale w żaden gwałt nie wierzę i nie wierzę, że mu się uda.
– Może jest tam coś więcej...?
Kajtuś umiał myśleć dwutorowo. Reakcje strzelały z niego same, a tu należało szybko wkroczyć.
– Założymy się?
– Nieuczciwie – rzekła wzgardliwie Patrycja. – Ty masz pełne tło, ja prawie wcale. Ale proszę bardzo, nie przyłożą mu tego gwałtu, możemy się założyć. O co?
– On ma także możliwość działania – ostrzegła pani Wanda, zachwycona spektaklem we własnym domu. Wyłapywała wszystkie niuanse.
– Nie szkodzi. O co?
– O samochód.
– W jakim sensie?
– Pożyczysz mi go na pół roku.
– Oszalałeś? Miesiąc.
– Pół roku.
– Pocałuj mnie wszędzie i kup sobie własny. Miesiąc góra.
Pani Wanda znała sytuację i stanowczo była po stronie Patrycji, ale bez słowa czekała na wynik. Zakład stanął, dwa miesiące, od pierwszego listopada. Osobiście przecięła, kręcąc głową z niezadowoleniem, pewna klęski Patrycji, pocieszona tylko myślą, że listopad i grudzień to miesiące do jazdy mało sympatyczne, łatwo zrezygnować z dalekich podróży.
– Pogadamy jutro wieczorkiem. Ciekawa jestem pani pierwszych wrażeń...

*

Pierwszych wrażeń dostarczyła Patrycja Kajtusiowi jeszcze tego samego wieczoru, nie czekając jutra. Nie ośmielił się na żadne wybryki, bał się tego urwanego dla siebie dnia i z dwojga złego wolał już posprzeczać się z nią na tematy prawnicze, ale czegoś takiego się nie spodziewał. Patrycja nie omieszkała skorzystać.
– Ten ściśle tajny przyrządzik masz ze sobą, nieprawdaż? – spytała z jadowitą słodyczą, elegancko urządzając w pokoju hotelowym malutkie przyjątko, głównie dostarczone przez obsługę, a wzbogacone samodzielnie. Bez względu na ilość i rodzaj wad, Kajtuś z całą pewnością był mężczyzną, z mężczyznami zaś Patrycja umiała się obchodzić. Z obsługą hotelową również, nawet w panującym wszechwładnie ustroju.
– Jarzębiaczek? – zainteresował się żywo Kajtuś, w obliczu ulubionej sytuacji nagle ogłuchły kompletnie.
– Nie mamy lodu, więc whisky odpada. Zadałam pytanie, flacha cię rozproszyła, więc mogę powtórzyć. Masz ustrojstwo przy sobie?
– Jakie ustrojstwo?
– Elektroakustyczne. To, które nielegalnie wycyganiłeś z laboratorium Polskiego Radia, którego osiągnięcia, jak wiesz, przypadkiem znam. Nie udawaj półgłówka, na własne oczy widziałam jak wkładałeś pudełeczko do torby. Racz łaskawie wyjąć.
W tempie wprost morderczym Kajtuś zastanowił się, co będzie gorsze: zełgać, że zgubił, komuś pożyczył, gdzieś zostawił, czy dać do ręki Patrycji? Co ona zamierza z tym zrobić? Ale jeśli zgubił-pożyczył-zostawił, natychmiast wyskoczy sprawa tego podejrzanego dnia, a z dnia już się bezpiecznie nie wykręci. Nie, jednak chyba dać jej, w razie czego grożą mu tylko konsekwencje prawne, a stanowczo lepsze konsekwencje prawne niż Patrycja w stanie furii. I po cholerę mu był ten wygłup? Po cholerę pakował się w jej oczach?!
Jednakże spróbował negocjacji.
– Oszalałaś? Nie wolisz spluwy? Też wzbroniona osobom postronnym.
– Mam gdzieś twoją spluwę. Chcę wynalazek.
– I na co ci to?
– Na to, do czego ma służyć. Magnetofonik-mikrofonik, niewidoczne dla otoczenia, zapewne szpiegowskie, wcale się nie dziwię, że zabronili im ujawniać sukces. Ktoś z naszej siły wiodącej sprzeda na Zachód, jak antyki na Mexico-plac, ale ja się do polityki wtrącać nie będę. Chcę poużywać.
– Jak?
– Kretyńskie pytanie. Uwierzysz jak powiem, że do wycierania nosa?
 Kajtuś jeszcze nie odgadł. Miała przecież własny dziennikarski magnetofon, w pełni dozwolony, na co jej to utajnione? W zakłopotaniu zdegustował jarzębiaczek, zakąsił serkiem, zakwitła w nim ciekawość, odezwały się ryzykanckie skłonności. Uległ. Sięgnął do torby.
–  Co ile czasu trzeba ładować?
– Dwanaście godzin. Coś ty wymyśliła?
– Zobaczysz. Nareszcie możemy pogadać o sprawie, bo mnie ciekawi, co ty wymyśliłeś. Od czego zaczynamy?
Kajtuś czuł się troszeczkę nieswojo. Normalną kobietę potraktowałby jak kobietę, najzwyczajniej w świecie zawlókłby ją do łóżka i podejrzane pomysły wyleciałyby jej z głowy. Z Patrycją ten numer odpadał,
Zlekceważył sprawę na samym początku i teraz lekceważenie mściło się ze złośliwym chichotem.
Ostrożność kazała mu bezzwłocznie odpowiedzieć na jej niewinne pytanie. O procesie mieli rozmawiać. Zakład wszak stanął, pani Wanda przecięła.
Patrycja już tego zakładu pożałowała. Coraz silniej węszyła tu jakiś niezrozumiały kant, spisek i w ogóle świństwo, którego normalny człowiek z góry nie odgadnie. W żaden gwałt nie wierzyła. Kajtuś zaś najchętniej wcale by nie zaczynał i zastanawiał się usilnie, jak tu ominąć jej pytanie całkowicie. Niestety, chwilowo nic nie wymyślił.
Patrycja doskonale widziała, że on się usiłuje migać i uprzejmie czekała na odpowiedź.
– No, chyba od początku...? Skoro tak się upierasz...?
– Początek polegał na skonsumowaniu witaminy w raju. Potem już wszystko było tak samo.
– O, nie! Protestuję stanowczo przeciwko porównywaniu porządnego nieszczęśliwego Adama z przestępcą Klimczakiem!
– Przestań się wygłupiać! Protestuję przeciwko nazywaniu nieszczęśliwego Klimczaka przestępcą!
Kajtuś błyskawicznie ocenił atmosferę, dostrzegł gniewny ogień w oczach Patrycji i uznał, że awantura mu się nie opłaci, wersalsko natomiast zdoła się wyłgać, może nawet dwustronnie. Czym prędzej zmienił front.
– Mamy się tu kłócić, czy wyjaśniać? – spytał z lekkim niesmakiem.
Patrycja też się opanowała. Chciała z niego wydoić to drugie dno, bo tak okropnie coś jej nie grało. Przy okazji już zdobyła nazwisko gwałciciela, którego wcześniej nie była pewna. Kajtuś je omijał, a pierwszej strony akt nie znalazła.
– Dobrze już, dobrze. Jakim prawem nazywasz Klimczaka przestępcą?
– Zgwałcił Stefcię.
– Istotnie? – zdziwiła się wzgardliwie Patrycja.
Kajtuś zdziwił się bardziej.
– Proszę...?
– Rozmawiamy urzędowo. Uprzejmie proszę podać definicję gwałtu.
Twardo, lodowato, wciąż jadowicie... Najwyraźniej w świecie ta zołza mocno siedziała w siodle. Kajtus sprężył się w sobie i zakiełkowała w nim frajda. Lubił takie potyczki. Patrycja była znakomitym partnerem, także i z tej przyczyny koniecznie chciał ją mieć dla siebie.
– Według kodeksu gwałt jest to doprowadzenie innej osoby przemocą, groźbą bezprawną, lub podstępem do poddania się czynom nierządnym.
Po króciutkiej chwili milczenia Patrycja dokonała lekkiego zwrotu i wykrzesała z siebie niewinną słodycz.
– Czynom nierządnym... Przemocą, mówisz... A jak to jest z tą obroną?
– Z jaką obroną?
– Podobno trzeba się bronić do końca. Jeśli ofiara zaniecha obrony, to nie ma gwałtu.
Kajtuś wzruszył ramionami i pokręcił głową.
– To kiedyś tak było, że przemoc musi być stosowana przez cały czas i cały czas ona musi się bronić. Później to zaczęło być inaczej komentowane. Trudno wymagać od kobiety, żeby, mając do czynienia z jakimś jednym silnym potworem albo z kilkoma mizerniejszymi, w końcu nie osłabła.
– Aha. Stwierdzamy więc, że w historycznym grodzie Płocku silny potwór, bandyta i zwyrodnialec Klimczak rzucił się znienacka na subtelną, niewinną dzieweczkę Stefcię i spowodował u niej zaćmienie umysłowe, w wyniku którego odbyła z nim podróż na dalekie peryferie nader chętnie i bez żadnego protestu. Później zaś okropnie się zdziwiła względami, jakie jej okazywał i z tego zdziwienia aż ją sparaliżowało...
Kajtuś w tej całej rozmowie czuł się pewnie, widział, że Patrycji daleko do sedna sprawy, na wszelki wypadek jednak wzmógł czujność, bo ona chyba za dużo wiedziała. Czym prędzej wpadł jej w słowa.
– No właśnie. I nie mogła się bronić.
– Taka niezwykłość ją spotyka...?
– A cóż w tym dziwnego, że młodej, niewinnej dziewczynie nie przyjdzie do głowy, co zamierza przyzwoicie wyglądający facet, brat przyjaciółki...
– Zdecyduj się na coś. To w końcu zwyrodnialec, czy przyzwoity młody człowiek?
– Pozory mylą – przypomniał Kajtuś pouczająco. – Skąd ty w ogóle to wszystko wiesz?
Patrycja nie zamierzała ukrywać źródeł swojej pączkującej wiedzy.
– Z tych niekompletnych akt, które miałeś w domu, mówiłam przecież. Możliwe, że trochę je zlekceważyłam, bo zeznania wyglądają strasznie głupio, ale kawałki w oko mi wpadły. Coś mi się widzi, że tam główną, acz niejasną, rolę odegrała ta jakaś, zaraz, jak jej tam... Zarzycka. Zmienna dosyć, to Stefcia robi u niej za rozparzoną heterę, to Klimczak za dzikiego erotomana. I chyba ona iskrę na prochy rzuciła. Zgadza się?
– Wolę dzikiego erotomana – rzekł stanowczo Kajtuś, któremu ofiara w roli hetery bardzo bruździła, a dwa miesiące samochodu koniecznie chciał wygrać. – Ale masz rację, sprężyną jest Zarzycka, ostatnio szkalowała Klimczaka i diabli wiedzą, na jakim etapie będzie przed sądem. Jak zgadłaś tę Zarzycką?
– Akurat na jej temat miałeś w domu całą stronę, w dodatku z komentarzami na marginesie.
– Po cholerę ja to w ogóle nosiłem tam i z powrotem...
Zaniechał ukrywania troski o sukces zawodowy, wyolbrzymił ją nawet, wzmógł siły jarzębiaczkiem i zakąską. Nie miał złudzeń, wiedział, że Patrycja o jego ukradzionym dniu tak łatwo nie zapomni... a przysięgał już przecież na wszystkie świętości... i wątpił, czy mu daruje, liczył jednakże na to, że da się skołować i on się jakoś wyłga. W końcu dowodów nie ma żadnych, a później coś się wymyśli. Byle nie dziś, nie teraz! Niech ona się zajmie kłótnią o proces, z upływem czasu zmięknie i sprawa przyschnie.
Patrycja mięknąć i zapominać nie miała zamiaru. Przekroczyła trzydziesty rok życia, dawno pozbyła się młodzieńczych złudzeń i dziwkarstwo Kajtusia nie budziło w niej najmniejszych wątpliwości. Budziło za to protest. Nie życzyła sobie tłoczyć się w orszaku i włączać do haremu, Kajtusiowi powiedziała to wyraźnie, od początku, on zaś bardzo gorliwie zadeklarował chęć poprawy. Na zawsze. Na resztę życia! Precz z innymi babami, Patrycja jest i będzie jedna jedyna na świecie!
 Mimo nieprzyjemności rozwodowych Patrycja zachowała dość rozsądku, żeby mu nie uwierzyć i rychło wyszło na jaw, że słusznie. Szkoda... Starał się nawet, owszem, ale szło mu jak z kamienia, nowa zdrada  wręcz na nim lśniła, a Patrycja nie miała ochoty akurat teraz wysłuchiwać łgarstw i wykrętów. Z dwojga złego wolała walczyć o idiotyczny proces.
Gwałt, akurat! Śmieszne...