Kryminalne tropy cz.2. - Paperback, pulp fiction, hard boiled

Czytaj część pierwszą


 

 

3.    PAPERBACKI


Okres powojenny był czasem boomu dla papierowo-okładkowych wydawnictw (paperback) - o ile w 1945 roku do druku poszło około setki tytułów, w ’46 liczba ta potroiła się. Główni wydawcy – Avon, Pocket Books, Popular Library, Dell and Bantam – zaczęli wypierać z kiosków dotychczas królujące periodyki pulp-owe (pulp fiction). Kilku najważniejszych, powojennych autorów kryminalnych zadeklarowało chęć drukowania się w tanich, miękkich wydaniach: John D. MacDonald, Gil Brewer czy David Goodis.

Jednak maszyna rozkręciła się na dobre dopiero przez nowele niejakiego Micky’ego Spillane’a . Ta postać znikąd parała się do tej pory skryptami do komiksów. Spillane potrzebował akurat pieniędzy na budowę domu, rzucił się zatem na jeden ze swych starszych szkiców – i w 1947 wydał swój prozatorski debiut I, the Jury (wkrótce po raz pierwszy rzecz będzie wydana w Polsce, dzięki Wydawnictwu EMG ). Niestety – wydanie w twardej okładce sprzedało się zaledwie w siedmiu tysiącach kopii. Na szczęście zaś – wydanie papierowe, sygnowane logiem Sygnet Books, w ciągu dwóch lat zbliżyło się do dwóch milionów sprzedanych egzemplarzy.

To stało się impulsem dla wydawców do otwarcia całkowicie nowego rynku. Pisarze kryminałów mieli wreszcie otwartą drogę i kierowali się od razu na paperbacki, skąd łatwiej było zostać (na co liczyli chyba wszyscy) dostrzeżonym w kręgach filmowych – pamiętajmy, że wówczas równolegle święci już tryumfy film noir.  

Tymczasem stosunkowo nagły napływ dobrobytu szybko odsunął w niepamięć czas Wielkiego Kryzysu jako historycznej i społecznej aberracji. Jednocześnie masowe samozadowolenie zaczęło krystalizować się w przekonanie, iż zapewnienie bezpieczeństwa jednostkom może mieć miejsce jedynie poprzez integrację ich pod większym sztandarem. Świeża pamięć II wojny światowej oraz bieżące obsesje Zimnej Wojny doprowadziły do narodzin nastrojów skrajnie konserwatywnych, będących zalążkiem American Dreamu.

Podskórnie zaowocowało to jednak atmosferą podejrzeń, paranoi i polowań na czarownice. Już nie tylko na Wschód patrzono z dezaprobatą i niepokojem, ale także na własnym poletku zaczęto doszukiwać się wszelkich, wywrotowych wobec American_way_of_Life, form działania.

Zaś literatura kryminalna tamtego okresu, wespół z rodzącym się wówczas kinem noir, właśnie te strachy metaforyzowały.

Pierwsze nowele Spillane’a, z jego bohaterem Mike’em Hammerem, sięgały wyżyn sprzedaży przez z górą pięć lat (1947-52). Do roku ’53 ich bilans osiągnął ponad 15 milionów kopii. Proza Spillane’a była diametralnie różna od wyznaczników chandlerowskich – zarzucano jej przesyt przemocy i erotyki, krytykowano bezkompromisowość (nieraz padało tu słow. „barbarzyńskość”…) głównego bohatera. Faktem jest, iż Mike Hammer bliższy jest pierwszym, nie stroniącym od przemocy,pulpowym figurom taugh-guys, niż opanowanym ikonom Chandlera, czytelnikom zdawało się to jednak odpowiadać.

Z drugiej strony jednak, co warte zauważenia – Spilllane kierował się bardziej ku prawej stronie poglądów społeczeństwa. Z kart jego powieści wyzierał nie tyle strach przed mechanizmami kapitalizmu, ile raczej przed głęboko ukrytymi organizacjami konspiracyjnymi, w tym także – komunistycznej partii. Gdy jego koledzy po piórze eksplorowali lęki podbijane paranoiczną polityką McCarthy’ego , Spillane stał w opozycji do zjawisk, które tę politykę wywołały. Mike Hammer owszem, był egzystencjalnym samotnikiem wedle reguł gatunku, jednak de facto reprezentował niezadowoloną większość Amerykanów, i swą przemoc kierował ku tym wszystkim, których podejrzewał o podkopywanie zasad American Dream’u.

Paperbacki spod znaku Gold Medal kusiły początkowo znanymi nazwiskami, jak choćby W.R. Burnett (scenarzysta i nowelista, literacki ojciec Małego Cezara i Człowieka z blizną ) czy Cornell Woolrich (którego prozę adaptowali m.in. Hitchcock i Truffaut), ale także stawiały na twórców nowych. Warto tu przytoczyć trzy nazwiska – Gil Brewer, Charles Williams i John D. MacDonald; wszyscy zaczęli pisać dla Gold Medal w latach ’50-’51. Najpłodniejszy z nich, Brewer, jest autorem około trzydziestu powieści pisanych do późnych lat 60, wśród których  częstym bohaterem był zwyczajny, przeciętny mężczyzna uwikłany w sieci demonicznej kobiety.         

David Goodies, po hollywoodzkim sukcesie Mrocznego przejścia /Dark passage, reż. Delmer Daves, 1947/, na krótki moment zajął się pisaniem scenariuszy. Pod koniec lat 40. zmuszony był jednak powrócić do rodzinnej Filadelfii, gdzie zajął się historiami kryminalnymi, z których Cassidy’s Girl  stało się bestsellerem 1951 roku. Ilustrując własne niepowodzenie w biznesie kinowym oraz rozgoryczenie życiem (mieszkał z rodzicami i bratem chorym na schizofrenię) Goodies zajął się w swej prozie „podszewką” American Dreamu – jego postaci to ludzie przegrani: pilot alkoholik (Cassidy’s Girl), artysta zajmujący się wyceną skradzionych biżuterii (Black Friday), niegdyś sławny uliczny włóczęga czy barowy pianista (Street of no return oraz  Down there). W rzeczy samej Goodies portretował siebie, przez kilka lat bowiem regularnie włóczył się nocami po knajpach.

Jedną z niewielu kobiet parających się literaturą hard-boiled była Leigh Brackett – choć jej reputacja bazuje na pięciu raptem powieściach gatunku, utrzymanych w wyraźnym, klasycznym duchu Chandlera czy Hammeta. Po wydaniu i sukcesie No good from a Corpse (1944) sam Howard Hawks nawiązał kontakt z „tym facetem” i zatrudnił pisarkę do prac nad skryptem Wielkiego snu. Później Brackett będzie znana przede wszystkim z szeregu opowiadań w konwencji space opery i planetarnego romansu, co zaowocuje zresztą odpowiedzialnością za scenariusz Imperium kontratakuje.

Jim Thompson jest natomiast jednym z tych autorów, którzy próbowali zbliżyć literaturę kryminalną do artyzmu – z czasem w jego prozie pojawiały się eksperymenty narracyjne czy elementy surrealizmu. W klasycznym, pulp-owym okresie (Lion paperback) jest jednak znany z serii książek o psychopatycznych mordercach: wymienić tu trzeba Nothing more than a murder (1949),  The killer inside me (1952), Savage Night (1953), A Hell of a Woman (1954), The Nothing Man (1954), A Swell-Looking Babe (1954) oraz Pop. 1280 (1964). Wszystkie poza Swell-looking … zachowywały pierwszoosobową narrację i miały w sobie dużą dozę satyry. Thompson stał się popularny zwłaszcza we Francji, gdzie jego powieści, uważane za najbardziej amerykańskie i najbardziej pesymistyczne, określano mianem le plus noir.


4.    POWIEŚĆ HARD BOILED 1970 – 2000



Spadkobiercy klasycznej tradycji hard boiled w ciągu trzech ostatnich dekad okazali się bardzo różnorodni i podchodzący do uznanych wzorców z dużą dowolnością. Jeszcze tylko u dwu pisarzy pojawiał się mroczny styl dawnych mistrzów: u Elmore’a Leonarda, zwanego „Dickensem Detroit” (za szczere i intymne portretowanie postaci z tego miasta), o którego pisarstwie powiedziano zresztą – „przy twojej prozie Raymond Chandler wydaje się niezdarny”, czy u Carla Hiaasena. Powoli cyniczny detektyw ustępował miejsca śledczemu z policji, a intryga kryminalna ukazywana była coraz częściej z naciskiem na policyjne procedury (police procedural). Z psychopatycznych introwersji prozy Jima Thompsona wyrosła autonomiczna gałąź opowieści o seryjnych mordercach. Krótko mówiąc – to, co pojawiło się w literaturze od lat ’70 było, przez swą wielorakość i rozbuchanie tematyczne wymykało się już jednoznacznej klasyfikacji pod sztandarem hard boiled.  

Choć trzeba pamiętać, że wielu klasyków ery paperbacku tworzyło także i po latach ’70: m.in. Patricia Highsmith, Ross MacDonald czy Donald Westlake. O okresie klasycznym pamiętano także choćby przez to, iż kilku pionierskich autorów postanowiono wznowić w latach ’80 (wydawnictwa Black Lizard i Vintage Crimes) – byli to m.in. Jim Thompson, David Goodies czy Chester Himes.

Wiele nowych głosów literatury kryminalnej zaczęło od przewartościowania tradycji gatunku; np. Edward Bunker, weteran kryminału nie tylko literackiego, bazując na własnych doświadczeniach więziennych w swej prozie bierze punkt widzenia uwięzionego, z naciskiem na przeżycia deprywacyjne (No Beast so Fierce, 1973, Litte Boy Blue , 1981). Tenże sam autor zagra potem honorowy epizod w filmowym pastiszu czarnego kryminału Reservoir Dogs Quentina Tarantino.

George V. Higgins natomiast swym debiutem Przyjaciele Eddie Coyle’a (1970) zdobył sobie uznanie pisarza bliższego klasycznym pozycjom noir niż choćby współczesne mu pastisze filmowe jak Chinatown czy Farewell,  my lovely’. Dosłowna prezentacja podziemnego światka irlandzkich Amerykanów stała także w opozycji do epickich i wystylizowanych powieści gangsterskich spod pióra Mario Puzo. Peter Yates zaadaptował rzecz trzy lata później.

James Ellroy owszem, powraca do stylu retro i bierze na warsztat powojenną przestrzeń Los Angeles, ale swe policyjne intrygi bardzo mocno napędza psychoseksualnym kluczem (tetralogia L.A.). Podobne rejony penetruje Craig Holden w Rzece smutku (1995), idąc w seksualne obsesje i łącząc je z bohaterem, który musi udowodnić swą niewinność.

Także w realizacjach stricte detektywistycznych nastąpiły zmiany, przez co postać śledczego-protagonisty stała się bliższa bruku: to przeważnie detektyw alkoholik (bądź były alkoholik), jak u Lawrence’a Blocka czy weteran z Wietnamu, chicagowski taksówkarz w typie Scorsese  u Sama Reavesa.

James Sallis
natomiast stworzył czarnoskórego bohatera Lew Griffina, także zrezygnowanego ex-alkoholika, a jednocześnie poetę i uniwersyteckiego wykładowcę. Podobnie jak i on, z Nowego Orleanu pochodzi Dave Robicheaux, protagonista cyklu Jamesa Lee Burke’a; także jest wietnamskim weteranem, także Cajunem, a przy tym obsesyjnym, współczesnym błędnym rycerzem… Trzecim autorem powiązanym kulturą Cajun jest Daniel Woodrell, który w swych realizacjach określanych jako country noir przedstawia silną apoteozę rodziny (tutaj – Shade’owie), i także daje nam stałego bohatera – detektywa Rene Shade’a.

Wszyscy powyżsi autorzy zdawali sobie sprawę, ze chcąc nie chcąc pewne klasyczne, skonwencjonalizowane mocno elementy muszą przeniknąć do struktury ich dzieł. Przede wszystkim więc poszukiwano oryginalności proponując nowego bohatera, odmiennego od dotychczasowych białych mężczyzn, samotnych rycerzy na nocnych, niegodziwych ulicach…

I tak – idąc śladami Chestera Himesa, twórcy afro-amerykańskiego, policyjnego duetu Gravedigger Jones i Coffin Ed Johnson  – eksponowali detektywa czarnoskórego, jak wspomniany już Walter Mosley, afro-amerykański pisarz, który powołał do życia swego detektywa Ezekiela „Easy” Rawlinsa, weterana II Wojny. Bardziej oryginalną, i pionierską chyba, alternatywą, był prywatny detektyw o skłonnościach homoseksualnych – takim był Dave Brandstaetter Josepha Hansena. Skrajnymi alkoholikami i wulgarnymi twardzielami była para detektywów z kart Jamesa Crumleya, który osobiście opisuje siebie jako „bękarta po Chandlerze”; C.W. Sughure, ex-oficer, występuje w trzech powieściach (The Mexican Tree Duck, Last Good Kiss, The Wright Madness), Milo Milodragovitch także w trylogii (The Wrong CaseDancing Bear, Final Country), obaj zaś spotykają się w Bordersnakes. W obu przypadkach znać jeszcze ślady romantycznych outsiderów, jednakże żaden z bohaterów Crumleya nie jest już z pewnością ikoną reprezentującą ideał macho. Nie są samotnikami na przekór światu, a nawet, bratając się z niższymi warstwami społeczeństwa (kolorowymi, wyrzutkami …), tworzą z tego osobliwy surogat rodziny.

Podobnie ma bohater Andrew Vachssa, prywatny (choć bez licencji) detektyw Burke, wielokrotnie na bakier z prawem, który ma wszelkie cechy człowieka z makabrycznym dzieciństwem: jest nieufny i przesadnie czujny – gardzi rodziną braną w sensie poprawności politycznej: biologiczną, gdyż był przez nią torturowany psychicznie, i społeczną (państwo, stan…) – „rodziną”, z którą się związał, i której świadczy swe usługi, są znów wyrzutkowie i kryminaliści.

Nawet u literalnie chandlerowskiego pisarza jak Robert B. Parker (autoryzowany kontynuator niedokończonego manuskryptu mistrza Poodle Springs), który szedł w rejony bardziej detektywistyczne, niż noir, jego protagonistę, Spensera, łączy silna więź z czarnoskórym partnerem, Hawkiem, oraz swą kobietą, psychiatrą żydowskiego pochodzenia, Susan Silverman.

Zresztą – owo zastąpienie skrajnego indywidualizmu detektywa przez istotne powiązania – zawodowe i prywatne – z szeregiem osób dookoła będzie bardzo charakterystyczne dla powieści police-procedural (Michael Connelly, Jeffery Deaver …).




c.d.n.