Trzeci dzień MFK Wrocław 2011 - relacja

Autor: Webmaster Data publikacji: 25 listopada 2011

Połowa Międzynarodowego Festiwalu Kryminału za nami. Punktem kulminacyjnym i zarazem zwieńczeniem trzeciego dnia było spotkanie literaci kontra zawodowcy – cieszący się niesłabnącą popularnością wśród publiczności stały punkt programu Festiwalu Kryminału niemalże od początku. Nie inaczej było i tym razem, publiczność do ostatniego miejsca wypełniła klub Włodkowica 21. W tym roku postanowiono nieco zmienić, czy jak kto woli zdywersyfikować, formułę panelu: pracownicy operacyjni z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu w osobie komisarz Małej, podinspektora Klossa i komisarza Księdza, zamiast komentować fragmenty literatury kryminalnej, zajęli się serialami: Kryminalnymi, PitBullem, Oficerem, Gliną, Odwróconymi.

 



Co być może wyda się nieco zaskakujące, mając wciąż w pamięci porównanie literatury z tzw. realem dokonane przez naukowców pierwszego dnia Festiwalu, ale polskie seriale kryminalne całkiem nieźle radzą sobie z oddaniem realiów pracy policji. Tak było w przypadku fragmentu Odwróconych z obławą na dom podejrzanych z udziałem jednostki antyterrorystycznej i dwójki komisarzy udających świadków Jehowy. Mała, Kloss i Ksiądz zgodnie przyznali, że tak mogłaby wyglądać prawdziwa akcja, a realizm tych scen tylko potęguje fakt, że biorą w nich udział autentyczne jednostki antyterrorystyczne. Zgoła inaczej rzecz się miała ze sceną złożenia okupu w Kryminalnych. Drodzy producenci i scenarzyści, miniaturyzacja dotarła już nawet do polskiej policji. Są mniej rzucają się w oczy sposoby porozumiewania się z innymi grupy operacyjnej niż gadanie do mankietu lub przechadzanie się z mikrofonem przytwierdzonym do brody (dokładnie takim, jaki miał Robert Makłowicz w czasie pokazu gotowania)!


Poza tym dowiedzieliśmy się, że znane z literatury tudzież filmów zagranie na dobrego glinę/ złego glinę jest jednym z podstawowych narzędzi pracy, że policja nie ćwiczy w mieście oraz, że fantazja scenarzystów seriali nie zna granic. Na to ostatnie Mała, Kloss i Ksiądz patrzą z wyrozumieniem, bo prawdziwa praca policji to nie tylko bieganie z pistoletem po mieście, a papiery, papiery i jeszcze więcej papierów.


 

Z trójki pisarzy zaproszonych na panel o związkach literatury kryminalnej z miastem, to Krzysztof Kotowski najmniej poczuwa się do bycia piewcą tkanki miejskiej. Wedle jego słów miasto jest istotne, ale nie jest konieczne. Jednocześnie Kotowski dostrzega duży potencjał w fakcie, że miasto to przestrzeń ograniczona. Jest klaustrofobiczne, niebezpieczne, deprymujące i depresyjne. Innymi słowy to studnia bez dna pomysłów jak nastraszyć czytelnika. Pisarz nie uznaje siebie za mieszczucha. Na co dzień żyje w najmniejszej wsi Polski (prócz niego mieszkają w niej jeszcze dwie osoby), a każdą sprzyjająca po temu okazję wykorzystuje, aby podróżować i zwiedzać zagraniczne metropolie.

 


O ile Krzysztof Kotowski był, jeśli można tak to ująć, pisarzem najmniej miejskim, o tyle Ryszard Ćwirlej odwrotnie – jest miejski pod absolutnie każdym względem. Poznań z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku pojawił się w jego kryminałach nie dlatego, że autor uznaje ten okres za jakoś szczególnie fascynujący czy ważny dla miasta. Wziął się z powodu dużo bardziej prozaicznego: z lenistwa samego autora, którzy przyznał się, że dużo lepiej zna ówczesne miasto niż dzisiejsze, choć nadal w Poznaniu mieszka. W siermiężnych latach 80-tych Ćwirlej był studentem, a co za tym idzie, miał sporo czasu, aby wydeptywać poznańskie trotuary w poszukiwaniu lokali z piwem (co, jak podkreślał, wcale łatwe nie było). Po współczesnych barach piwnych natomiast się nie przechadza, bo nie ma na to czasu, ani pozwolenia od żony. Stanęło więc na Poznaniu doby PRL-u, który Ćwirlej odtwarza z pamięci z dużą precyzją. Ale pisarz nie tylko chętnie pisze o mieście, ale nie mniej frajdy przysparza mu czytanie o mieście u innych kryminałopisarzy, a już zwłaszcza wydeptywanie ścieżek literackich bohaterów. Zwiedzanie miasta ich śladami to według niego jedna z największych przyjemności dla czytelnika.



Z kolei stosunek Marka Harnego do miasta sytuuje się gdzieś między entuzjazmem Ćwirleja, a zdystansowaniem Kotowskiego. Harny, choć pochodzi z Górnego Śląska, od lat mieszka w Krakowie i to w Krakowie osadził akcję pisanych przez siebie powieści. Przyznał, że jest do swojego miasta przywiązany, ale nie sznurkiem. W gruncie rzeczy jest mu obojętne, gdzie mieszka, a gdyby nadarzyła się taka okazja to bez wątpienia wybrałby Paryż. Harny uważa, że ten brak przywiązania do swojego miejsca jest znamienny dla współczesnej Kultury. Kiedyś, w sensie przed wojną, faktycznie mieszkało się w ścisłym znaczeniu tego słowa i dlatego retro kryminały tak dobrze się czyta i są tak czarowne.


Spotkanie nie obyło się bez pewnego incydentu. Wypowiedzi prowadzącego wieczór Roberta Ziębińskiego spotkały się z ostrym sprzeciwem siedzącego po stronie publiczności Pawła Jaszczuka. Doszło do między oboma pisarzami do małej sprzeczki. Krótko mówiąc: prawdziwe życie.

 

 

 



Trzeci dzień Festiwalu dopełniły dwa wykłady. W pierwszym dr Tomasz Kunz z Uniwersytetu Jagiellońskiego opowiedział o wątkach kryminalnych w twórczości Witolda Gombrowicza. Wbrew powszechnemu niedowierzaniu te istnieją, choć w nieco zawoalowanej formie. Nie ma zbrodni, ale są śledztwa, a Gombrowicz nie pisał powieści, a fabuły kryminalne (np. „Kosmos”). Z kolei Marcin Wroński postawił na praktyczny aspekt swego wykładu. Skupił się na, jak sam to ujął, na pasożytnictwie, dzieląc się własnymi doświadczeniami z przygotowywania dokumentacji do książki.

 
Zofia Jurczak
 
 Więcej zdjęć z 3. dnia MFK Wrocław 2011 tutaj
 

Udostępnij