Dokładnie w Walentynki ukazała się debiutancka powieść Anety Ponomarenko – „Strażnik skarbu”. To kryminał retro, którego akcja rozgrywa się w Kaliszu. I te Walentynki nie były najwyraźniej bez znaczenia: książka może zauroczyć. Kryminałów retro bowiem ci u nas dostatek, i recenzenci powinni raczej reagować na nie alergicznie, ale „Strażnik skarbu” takiej reakcji nie powoduje. Z kilku powodów, którym najważniejszym jest lekkość pióra i łatwość opowiadania, a wcale nie mniej ważnym – umiejętnie prowadzona narracja historyczna.
Wydawca zapowiadał książkę jako powieść historyczno-kryminalną, i to naprawdę uczciwe postawienie sprawy: tym właśnie jest debiut Ponomarenko. Akcja powieści rozgrywa się w Kaliszu w 1888 roku. Kalisz jest wtedy pod panowaniem rosyjskim, miastem zarządza gubernator, a szefem policji zostaje główny bohater książki – Walery Konstantyn Jezierski. Z polskimi korzeniami, szanujący ludzi, nie lubiący ochrany, nie jest typowym przedstawicielem swojego zawodu. Zresztą określenie Jezierskiego jako głównego bohatera jest pewnym nadużyciem, bowiem działa on w duecie z młodym, zdolnym i lubiącym medyczne i techniczne nowinki lekarzem - Żydem, Jakubem Zaifem. Panowie tworzą bardzo sympatyczny duet, co sprawia, że prowadzone przez nich śledztwo przypadnie nam do gustu. Obaj kawalerowie, obaj zakochują się w trakcie śledztwa, a opisy tych wielkich miłości są w odpowiednich proporcjach zabawne, staroświeckie i podszyte nutką melancholii.
I tu czas wspomnieć, co odróżnia „Strażnika skarbu” od innych polskich kryminałów retro. Niektórzy nasi twórcy retro sprawiają czasem wrażenie, jakby swoje współczesne myśli ubierali w kostium epoki. Wykonują przy tym świetną robotę dokumentacyjną, niemalże oprowadzają nas po swoim mieście sprzed lat, ale aluzje do współczesności powodują zawieszenie czytelnika między wtedy a teraz, między było i jest. Ponomarenko – która swoją drogą pracę dokumentacyjną wykonała nad podziw starannie – pozwala epoce być sobą, a bohaterowie są skrojeni na miarę swoich czasów.
Tym, co ujęło mnie w „Strażniku” najbardziej, jest sentymentalne spojrzenie na kryminalistykę. Głównym „kryminalistycznym” motywem powieści jest bardzo nowatorska metoda śledcza – zbieranie i porównywanie odcisków palców. Pogardzana przez policję, staje się jedynym sposobem na schwytanie przebiegłego zbrodniarza, który do celu idzie dosłownie po trupach. Orędownikiem daktyloskopii jest doktor Zaif, a jego perypetie z tym związane w żartobliwy sposób pokazują początki metody.
Jedynym, niedużym (przynajmniej dla mnie) mankamentem jest istotny w powieści wątek masonerii. Trzeba jednak przyznać, że tym razem nie jest to zwykły marketingowy chwyt – a powszechnie wiadomo, że tajne sprzysiężenia sprzedają się świetnie, vide Dan Brown. Taką możliwość stwarza tu jednak sam Kalisz, co autorka wykorzystała bardzo pomysłowo.
Ponomarenko, w przeciwieństwie do wielu debiutantów, którzy idą przez fabułę jak chłop za pługiem, potrafi misternie tkać wielopiętrową intrygę, nie zdradzając zbyt wcześnie zakończenia i pozwalając czytelnikom gubić się w domysłach, choć daje nam pewne zawoalowane wskazówki. W dodatku zakończenie jest niejako podwójne – i jedno, i drugie niesie ze sobą niespodziankę, a końcowa opowieść przywodzi na myśl świetne powieści Juliusa Verne’a. To przygodowe zakończenie zapowiada ciąg dalszy, który – według noty wydawcy – ma nastąpić. I bardzo dobrze. Zapewniam was bowiem, drodzy Czytelnicy, że po lekturze „Strażnika skarbu” będziecie mieli ochotę na dwie rzeczy: wybrać się do Kalisza – i przeczytać kolejną część przygód Jezierskiego i Zaifa.
Marta Łysek
Strażnik skarbu
Aneta Ponomarenko
Wydawnictwa Szara Godzina
Katowice 2012
Ilość stron: 367
"Dom śmierci" to kontynuacja debiutanckiej powieści Anety Ponomarenko "Strażnik skarbu". Tym razem w dziewiętnastowiecznym Kaliszu grasuje seryjny morderca.
16 maja 2013