Drzewo morwowe: fragment

Tomasz Białkowski

Drzewo morwowe

***

Stryj siedział za stołem z matowym wzrokiem utkwionym w oknie. Na widok bratanka ocknął się z głębokiego zamyślenia. Ruchem ręki nakazał mu zajęcie miejsca po przeciwnej stronie stołu. Werens wykonał polecenie natychmiast. Jego twarz i drżenie rąk zdradzały zdenerwowanie. Siedzieli w milczeniu, patrząc jeden na drugiego całą niemożliwie długą minutę. Jakby to, co mieli sobie za chwilę powiedzieć, było na tyle niewiarygodne, że żaden nie potrafił jako pierwszy rozpocząć rozmowy. Wreszcie stary wolno wycedził:
– Na tym stadionie nie zgadzała się tylko jedna rzecz. Acta martyrum mówią o śmierci Polikarpa dnia dwudziestego drugiego lutego. Nie dawało mi to spokoju. Myślałem o tym długo. Aż do dzisiaj… Przypadek. Głupi przypadek. Wiesz, że lubię sport. No, nie czynny, ale… Lubię sobie popatrzeć w telewizor. Wczoraj wieczorem chciałem obejrzeć ligę światową siatkarzy. Graliśmy z Brazylią w Rio. Mecz zaczął się o północy. Ale u nich dopiero była dwudziesta.
– Nie bardzo rozumiem związek. Co to ma do daty mordu?
– Właśnie! Człowiek czasem ma dziwaczne skojarzenia.
– Jak rozumiem, stryj miał takie skojarzenie.
Stary Werens uśmiechnął się szeroko, ukazując pożółkłe zęby.
– Dwudziesty drugi lutego z kalendarza prawosławnego to dokładnie…
– Dwudziesty szósty stycznia?
– Tak, mój drogi! To dwudziesty szósty stycznia w naszym kalendarzu!
Dziennikarz poderwał się od stołu. Ruszył w kierunku gospodarza.
– Stryju! Jesteś wielki!
– To nie ja. To siatkówka. Szkoda tylko, że przegraliśmy.
– Innym razem się odegramy. Teraz co innego jest ważne. Nie wierzyłem w te opowieści o aktach. Ale odszczekuję wszystko. Stryju, ja odnalazłem tych dwunastu zabitych. To są tarcze imitujące ludzi. Teraz cała ta historia nabiera sensu. Układa się w jakąś mroczną opowieść. Ktoś zabił tego starego człowieka w taki sposób, że odtworzył historię sprzed wieków. Tylko w jakim celu to zrobił? I dlaczego wsadził mu w usta motyla? Już wiem, co to za motyl. Nie wiem tylko nic o tych tajemniczych znakach.
– O znakach gnostyckich?
– Właśnie. O tych znakach. O ich twórcach, o gnostykach. Proszę cię, stryju, o pomoc. Opowiedz mi o tych ludziach. Co to za jedni? Czuję, że to może być mój życiowy materiał.
– Chcesz o tym napisać w poważnej gazecie? O jakichś znakach? Męczennikach? Toż jeszcze wczoraj drwiłeś ze mnie.
– Stryju, nie żartuj! Odszczekuję wszystko! Mów! Mów jak najwięcej! Chcę znać każdy szczegół!
– O, to coś nowego. – Stary Werens poprawił ułożenie łokci na stole i uśmiechnął się z pobłażaniem. – No to posłuchaj. Ale wpierw sięgnij do kredensu po kieliszki.
Werens natychmiast wykonał polecenie, co jak nic oznaczało kolejne kłopoty i eskalację konfliktu z Elizą. Teraz to ona dokona na nich mordu. Niewykluczone, że rytualnego...
– Od pewnego czasu jestem zdania, że chrześcijaństwo zawłaszczyło sobie obraz Boga – zaczął stryj. – Od początku przeceniano nadmiernie rolę Jezusa. Jakim sposobem przywódca religijny zamienia się w mesjasza? Dlaczego? Bo nie docenia się społecznych i kulturowych wydarzeń wtedy następujących. Chrześcijanie ze swoją wizją Jezusa jako mesjasza a uboga wiejska ludność Galilei to dwie różne grupy. Ci pierwsi głoszą ideę, wedle której Jezus staje się Bogiem. Przez wieki wtłaczano ludziom do głów taki obraz i on się utrwalił. Ale byli i tacy, którzy myśleli zupełnie inaczej. W pierwszym i drugim wieku naszej ery na wschodzie cesarstwa rzymskiego, głównie w Egipcie i Syrii, zaczęły powstawać ruchy religijne i nowe doktryny.
– Czy stryj ma na myśli gnozę?
– Sama gnoza ma oznaczać wiedzę, która da człowiekowi zbawienie, no i wyzwolenie.
– Czy ta wiedza dotyczy powstania świata? – zapytał Werens, co wyraźnie ucieszyło byłego duchownego. Spojrzał na niego z uśmiechem i po chwili kontynuował:
– Oczywiście. Ale z tym powstaniem świata to różnie bywa. Każdy system gnostycki przedstawia inną wersję. Ale zawsze takiemu powstaniu towarzyszył lęk, błąd lub też lekkomyślność. Czasem mówi się, że świat został stworzony za plecami Boga. Tak to bywa, Pawle, kiedy brakuje umiejętności i wiedzy dostępnych jedynie Najwyższemu. Materia, z której świat stworzono, też pozostawia wiele do życzenia. „Świat powstał z fałszywego kroku”, twierdzą niektórzy gnostycy. A co za tym idzie jest chaotyczny, zły i nieuporządkowany. Pochodzi zatem od złego Boga. Ten Bóg w dziele stworzenia kierował się pychą i gniewem. A Chrystus przyszedł na świat, żeby tego złego Boga pokonać. Gnoza jest zatem przepojona wizją walki bogów. To też dziesiątki, jeśli nie setki sekt i herezji, każda z inną wizją świata.
– Mówił stryj o zbawieniu. Jak je osiągnąć?
– Gdybym to ja teraz wiedział! Jak wiesz, zostałem wyrzucony ze wspólnoty... to znaczy odszedłem. Ale teoretycznie, gdybym był gnostykiem, jedyną drogą do zbawienia mojej marnej osoby jest zdobycie tajemnej wiedzy zwanej gnosis. Chociaż z tym zbawieniem to jest różnie…
– Nie rozumiem?
– Tacy na przykład nietowcy, kiedy dochodzili do wniosku, że osiągnęli doskonałość duchową, ścinali się nawzajem toporami. Pomorcy z kolei zakopywali się w ziemi całymi gminami. Skopcy kastrowali się nawzajem, a kobietom usuwali piersi. Morielszczycy zawijali się w całuny i sypiali w trumnach. Niepojęte, mój drogi, są sposoby dochodzenia do doskonałości…
– To jakiś żart!
– Ależ skąd! Mówię tu o sektach z Kościoła Wschodniego, ale i na Zachodzie działy się ciekawe rzeczy. Orleańczycy w jedenastym wieku na ten przykład uznali stworzenie świata, narodziny Chrystusa i zmartwychwstanie za jedną wielką bzdurę. Cudów nie ma, świat jest wieczny a świętych nie należy czcić. Podobno na swoich zebraniach nieźle się zabawiali. Domyślasz się, co mam na myśli? I jak to często bywało, za te swoje pomysły zostali wszyscy spaleni.
– A kto posiada w takim razie tajemną wiedzę?
– Zdaje się, że tylko wybraniec boży.
– A kto nim może być?
– O, to trudne pytanie. Taki ktoś ma kontakt z Bogiem. Posiada wiedzę boskiego pochodzenia. Nie może ona być przekazana człowiekowi przez nauczycieli albo tekst, a jedynie przez bezpośredni kontakt z boskością.
– Jaki to rodzaj kontaktu?
– Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Ja tego nie wiem.
– A jaki stosunek gnostycy mają do ciała? Co sądzą o morderstwie?
– Pytasz ze względu na te krwawe zdarzenia, jak rozumiem? O, to jeszcze trudniejsza sprawa. Gnostycy, w przeciwieństwie do mnie, uważają, że ciało jest czymś złym. Nie uznają jego zmartwychwstania. Głoszą teorię wędrówki dusz, zwaną metempsychozą.
– Czyli inaczej mówiąc, ciało jest czymś złym i Bóg też jest zły.
– Jakaż smutna refleksja. – Mariusz uśmiechnął się ironicznie. – Człowiek stoi w obliczu absurdu. Tylko się upić!
Młody Werens sięgnął po butelkę. Wypili równocześnie po kieliszku.
– Pamiętam ze szkoły, że Platon i pitagorejczycy głosili, że ciało jest więzieniem dla duszy…
– U gnostyków dusza, pragnąc rozkoszy, upadła na ziemię. Człowiek to upadły Bóg. Jesteśmy bogami, Pawle. Upadłymi, bo upadłymi, ale zawsze bogami!
– Co się dzieje z tą duszą?
– Na ziemi spotkała się ze złym ciałem. Brrrr!
– Chyba nie lubili swoich ciał…
– Głosili skrajny antyseksualizm. Głosili wyzwolenie. Wyobrażasz sobie?! Skrajny antyseksualizm! – Stryj Pawła lekko już zaciągał. Alkohol robił swoje.
– Dlaczego mówimy o nich w czasie przeszłym? Co się stało z tymi doktrynami?
– Jak to w życiu. Większy pożera mniejszego. Z większością rozprawiono się mieczem i ogniem. Inne zeszły do głębokiego podziemia. Niektóre zaś w szóstym wieku wchłonął manicheizm ze swoim dualizmem. Ten z kolei głosił, że w świecie toczy się nieustanna walka dobra ze złem. Światła z ciemnością. W człowieku są dwie dusze. Jedna związana z dobrem, druga ze złem. Zło jest wszędzie i jest wieczne. W kosmosie pierwiastki dobra i zła nieustannie walczą ze sobą. Przeszłość była złotym wiekiem, kiedy te pierwiastki wzajemnie współistniały. Potem przyszedł czas wymieszania pierwiastków dobra i zła, ich walka o dominację. Przyszłość przyniesie oczyszczenie, rozdzielenie wyznawców światła i ciemności. Dobra i zła.
– Jak pokonać zło?
Teraz stryj spoważniał. Jakby ostatnie słowa bardzo go poruszyły. Długo się zastanawiał, by wreszcie powiedzieć:
– Jedyną drogą do pokonania zła jest poznanie. Zbawienie można osiągnąć tylko poprzez rozum. Historia świata polega na ciągłym uwalnianiu duszy z ciemności ku światłości.
– Gdzie przebywa dusza?
– W ciemności.
– Czy ciemnością może być ciało człowieka?
Młody Werens nie otrzymał odpowiedzi. Wszystko, co usłyszał, było jakieś niepojęte, mroczne i tajemnicze. Dotychczasowy czarny humor stryja i jego nagła powaga wcale nie sprawiły, że Paweł czuł się lepiej. Próbował tę wiedzę zestawić ze śmiercią Geslera. Czy w taki okrutny sposób dokonało się jego zbawienie? Stryj mówił o tym, że grzechem był dla tych ludzi kontakt z materią. Co to mogło oznaczać? Że nie przepadali za swoimi ciałami i je niszczyli?
– Skąd to wszystko wiadomo? – zapytał po dłuższej chwili, w trakcie stryj patrzył za okno.
– Z pism natchnionych, mój drogi bratanku. Z apokryfów. Ewangelii. W większości nieuznawanych przez Kościół.
– Słowem, to są herezje?
– Twórcy doktryn gnostyckich często tworzyli sekty. Enkratyci, Antytakci, Kainici i wiele innych… Pisali własne ewangelie. Judasza, Marii Magdaleny, Filipa, Tomasza…
– A Biblia? Kto ją zebrał? Jak to się stało, że jedne teksty uznano za natchnione, a inne głosiły herezję?
– Powstała Wulgata.
– A co to takiego?
– Wulgata albo Verso Wulgata to przekład Biblii z greckiego i hebrajskiego na łacinę. Papież Damazy Pierwszy zlecił wykonanie przekładu Hieronimowi ze Strydonu. To był pracowity człowiek. Dokonał tego po ponad dwudziestu latach pracy. Zakończył swe dzieło w czterysta szóstym roku naszej ery. Przez wieki był to powszechnie używany tekst Pisma Świętego.
– Był?
– Potem pojawiły się problemy, ale to temat na osobną rozmowę.
– A jaki związek z morderstwem, które zostało popełnione na stadionie, ma gnostycki znak krzyża? – Werens powrócił do sprawy zabójstwa starego policjanta.
– Tego nie wiem. Wiem za to, że podobna zbrodnia wydarzyła się wiele wieków temu. I jeszcze coś ci powiem. Ten mord na lekarzu, o którym mi mówiłeś...
– W domu jednego z pacjentów, w sypialni.
– Tak, w sypialni. To spalenie prądem na rozpalonych drutach też mi się z czymś kojarzy. Z pewnym mordem dokonanym w trzecim wieku.
Werens wstrzymał oddech.
– Ten mord – ciągnął stary ksiądz – został dokonany na świętym Wawrzyńcu. W Rzymie został on umęczony na rozżarzonej do czerwoności kracie przypominającej ruszt.
– Co?! To niemożliwe! – Werens poderwał się z siedzenia, a w następnej chwili rozlał zawartość pełnego kieliszka. – Czy to się stało latem?
– Tak, w sierpniu. W roku dwieście pięćdziesiątym ósmym naszej ery.
– Niech mi stryj nie mówi, że…
– Dziesiątego sierpnia. Tego samego dnia, ale nieco później zamordowano na drutach od materaca twojego lekarza.