Noc z czwartku na sobotę, Gaja grzegorzewska - fragment

ROZDZIAŁ 8

Podobno gdzie indziej ludzie też się bawią

Julia z ulgą opuściła klub. Chociażby na moment. Chociażby w takim towarzystwie. Wiatr dmuchał nieprzyjemnie i siąpił drobny, irytujący deszcz. Otuliła się szczelniej cienkim płaszczem i nasunęła kapelusz bardziej na czoło.
Aaron szedł szybko. Z trudem dotrzymywała mu kroku. Za dużo wypiła, a niewygodne buty coraz bardziej dokuczały jej stopom.

– Musisz tak gnać? – spytała niegrzecznie.
– Mamy niewiele czasu.
– Chcę zapalić – przystanęła.

On też się zatrzymał. Stali na Szewskiej, mijani przez hordy rozwrzeszczanych, odprasowanych, błyszczących wielbicieli lokali, gdzie muzyka jest koszmarna, a dziewczęta chętne. Większość dzierżyła w dłoniach kebaby i przystawała co kilka metrów w rozkroku, aby ugryźć bułę i przypadkiem nie zabrudzić skórzanej kurtki i wyglansowanych mokasynów. Jeden szczególnie intensywnie pracujący na siłowni mięśniak trzymał w ręku wielką zapiekankę, a że olbrzymie bicepsy i cinkciarska skóra nie pozwalały mu zgiąć zanadto ręki w łokciu, wyciągał głowę jak mógł, by gryźć swoją zapiekankę i przeklinał głośno, gdy keczup ciekł mu na eleganckie, sportowe obuwie.

Aaron patrzył, jak Julia próbuje osłonić zapałkę od wiatru. Już trzecia wylądowała na ziemi. Zbliżył się do niej, wyjął z kieszeni swoje zapałki i otaczając płomień dłonią, przypalił jej papierosa.

– Za dużo palisz – powiedział.

Dmuchnęła mu dymem prosto w twarz. Wyjął jej papierosa z ust i nachylił się nad nią, unosząc palcem jej brodę. Pocałował ją. Kapelusz utrudniał sprawę, ale mimo to całowali się przez chwilę. Potem oddał jej papierosa i sam zapalił również.

Julii nie było już zimno. Teraz już wiedziała, dlaczego z nim poszła. Wiktor nie miał tu nic do rzeczy. Chciała być sama z Aaronem. Chciała, żeby ją pocałował.
Szli dalej Szewską, milcząc.
Najpierw zajrzeli do Gorączki i Frantika. Nie znaleźli tam niczego poza kiepską imprezą. Wyszli i ruszyli dalej. Aaron miał widocznie w głowie jakąś precyzyjną marszrutę. Minęli typową dla tej ulicy parę, czyli przysadzistego, łysego gnoma z towarzyszką w ażurowych rajstopach i kozakach, których szpicem mogłaby wydłubać oko. Dziewczę drżało z zimna w kurtce zasłaniającej jedynie biust, a całkowicie odsłaniającej nagi, spieczony brzuch, ozdobiony kamieniem wielkości kurzego jaja. I Aaron, i Julia obdarzyli parę odrobiną zainteresowania, by zaraz usłyszeć:

– Co się, kurwa, gapisz na moją świnię, chuju!

Roznegliżowana panienka zachichotała ze szczęścia, że takiego ma obrońcę, a Julia i Aaron, nie mogąc powstrzymać wesołości, zawtórowali jej, kilka razy przedrzeźniając typa.

Gdy przechodzili pomiędzy jarmarcznymi budami, które zaczęto już ustawiać na Rynku z okazji nadchodzących za miesiąc świąt, Aaron niespodziewanie wziął Julię za rękę. Zdziwiła się, ale nic nie powiedziała.
Odwiedzili po kolei kilka wesołych klubów, ale i tam nic nie wskórali.

– Dobra, został jeszcze Prozac – mruknął Aaron. – To trochę za wysoki poziom jak na taką zdzirę, ale kto wie. Jak jej tam nie będzie, to znaczy, że pojechała z kimś na chatę i wyłączyła telefon, żeby jej przypadkiem mąż nie przeszkodził, jak będzie obciągała jakiemuś gachowi.
Wciąż ściskał jej dłoń, a Julia nie rozumiała dlaczego.

– Co sądzisz o moim bracie? – spytał, gdy mijali kościół Mariacki, kierując się w stronę Grodzkiej. Na nieosłoniętej przestrzeni Rynku zimny wiatr dął ze zdwojoną siłą, zmiatając resztki liści, śmieci i przewracając puste kosze, które hałaśliwie przetaczały się po płytach.
– Polubiłam go – odpowiedziała Julia szczerze. Szymon ze swoimi kręconymi włosami i źle ulokowanymi uczuciami budził w niej jakieś nieokreślone uczucie tkliwości.
– On nie jest taki głupi, na jakiego wygląda – odparł Aaron, po czym dodał, jakby odgadując myśli Julii: – Sprawia wrażenie łajzy i frajera, ale w interesach radzi sobie znakomicie. Każdemu z nas ojciec dał w odpowiednim czasie sporo pieniędzy. Teodor założył kancelarię prawniczą i wiedzie słuszny i nudny żywot, Kuba przepuścił większość na laski, gadżety i dobrą zabawę, moja kasa leży, a Szymon obrócił swoją część w niezgorszy majątek. Szkoda tylko, że ta larwa chce go teraz wyssać do cna. A on się daje.
– Dlaczego? – wydusiła w końcu Julia, zaskoczona tak długą i szczerą wypowiedzią Aarona. Nie chciała go spłoszyć, żeby przypadkiem nie zamknął się znowu w swojej skorupie.
– Nie wiem. Chyba ją kocha – powiedział Aaron z niesmakiem, jakby mówił o czymś wyjątkowo nieprzyzwoitym.
– Jak ją poznał?
– Przez Kubę. To Kuba ją poderwał na jakiejś imprezie, ale ta cizia ma łeb nie od parady. Szybko się zorientowała, że Szymon będzie lepszym kąskiem. Puściła Kubę kantem i okręciła się wokół Szymona. Ani się obejrzał, a była jego żoną. Pobrali się w tajemnicy. Klaudia wiedziała, że rodzina by oponowała, a Szymon jest bardzo przywiązany do matki. Wolała nie ryzykować. No i są małżeństwem od pół roku.
– Boże, co za historia – zaśmiała się Julia. – Myślałam, że polujące na posagi wyrachowane żmijki to urban legend.
– Idealne małżeństwa to urban legend.
– Ktoś mi opowiadał, że słyszał o jednym takim – uśmiechnęła się Julia, a po chwili spytała: – A jaka ona jest?
– Zobaczysz – odpowiedział tylko, bo właśnie doszli do Prozaka.
W drzwiach stało dwóch potężnych facetów, bardzo eleganckich, poważnych i dostojnych. Towarzysząca im dziewczyna szybko otaksowała Julię i Aarona i zaprosiła ich do środka.


(...)