Agatha Christie jako prekursorka postmodernizmu

Agatha Christie jako prekursorka postmodernizmu

Agatha Christie zawsze była moim mistrzem. Jej książki za sprawą rodziców zaczęłam czytać już w podstawówce. Mogę więc nieelegancko powiedzieć, że jej dorobek przemaglowałam na wszystkie strony i sposoby, niektóre powieści nawet po kilka razy. Poświęciłam im sporo myśli i w końcu doszłam do takiej śmiałej refleksji, że analizując dzieła Królowej Kryminału, można uznać ją za prekursorkę postmodernizmu. Poniżej postaram się udowodnić moją rewolucyjną tezę.  Uwaga, będą spojlery!

Musimy wziąć pod uwagę podstawowe wyznaczniki postmodernizmu, takie jak:

– Intertekstualność – tekst odsyła do innych tekstów poprzez cytaty, aluzje, zapożyczenia. Nie ma chyba takiej książki brytyjskiej autorki, w której nie byłoby chociaż małego cytaciku z Szekspira, Webstera, Tennysona czy T.S. Elliota, albo przynajmniej dziecięcej rymowanki.

– Eklektyzm – w utworze koegzystują różne gatunki, style, elementy literatury wysokoartystycznej i popularnej. Ten punkt najtrudniej jest obronić, bo proza Christie jest przede wszystkim literaturą rozrywkową. Widać jednak, chociażby w „I nie było już nikogo” czy „Nocy i ciemności”, że autorka czyniła próby, aby swoje pisarstwo ubogacić i nadać mu szlachetniejszy rys oraz rozbudować psychologiczne sylwetki bohaterów.

– Demonstracyjna „literackość” dzieła, czyli demaskowanie fikcjonalności anegdoty, odsłanianie pisarskiego warsztatu oraz autotematyzm. Tu trzeba przywołać jedną z bohaterek serii książek Agathy Christie – pisarkę Adriannę Olivier. Pani Olivier jest alter ego autorki, jej krzywym odbiciem, a momentami wręcz karykaturą. Na jej przykładzie autorka pokazuje rzeczywiste problemy pisarskiego warsztatu. Bohaterem książek pani Olivier jest Fin Sven Hjerson, co jest swoistym żarcik Christie, która wielokrotnie musiała wyjaśniać, dlaczego Hercules Poirot jest Belgiem. Pani Olivier ubolewa, że uczyniła swojego detektywa Finem, bo nie ma pojęcia ani o Finach, ani o Finlandii. Bohaterka, podobnie jak swego czasu Agatha Christie, musi walczyć z różnymi producentami teatralnymi, którzy za wszelką cenę chcą zrobić z podstarzałego Svena młodzieniaszka otoczonego rojem zakochanych dziewcząt. Pani Olivier widzi w otaczającej rzeczywistości sporą inspirację do swoich powieści – w „Zbrodni na festynie” mówi na końcu: „Prawdę mówiąc, myślę o zrobieniu z tego książki. Szkoda, żeby taka historia poszła na marne”.

Jeśli chodzi o autotematyzm, to ciekawe jest przeplatanie się różnych bohaterów w różnych powieściach Christie. Co prawda Hercules Poirot i panna Marple nigdy się nie spotkali, ale postaci, które mają swoje oddzielne książki, takie jak Adrianna Olivier, inspektor Battle, pułkownik Rice i oczywiście Hercules Poirot, spotykają się w powieści „Karty na stół” i działają razem. Panna Lemon, sekretarka Poirota, była wcześniej sekretarką Parkera Pyne’a, bohatera zbioru opowiadań „Parker Pyne na tropie”, zaś pan Satterthwaite, występujący zwykle w parze z panem Quinem, pojawia się u boku Poirota w „Tragedii w trzech aktach”. Christie doskonale bawi się stworzonymi przez siebie postaciami – detektywi Tommy i Tuppence w zbiorze opowiadań „Śledztwo na cztery ręce” uważają Poirota za postać fikcyjną.

Jej bohaterowie mają już na zawsze stałe miejsce w kulturze masowej. Postać Poirota do tego stopnia zakorzeniła się w świadomości czytelników, że po jego śmierci, która następuje w książce „Kurtyna”, w „The New York Timesie” pojawił się nekrolog detektywa.

– Traktowanie dzieła jako produktu nieskrępowanej wyobraźni artysty – stąd irracjonalizm, chaos, łamanie rozmaitych tabu. Największym złamaniem tabu i reguł gatunku była na pewno powieść „Zabójstwo Rogera Ackroyda”. Za tę książkę autorka została przecież wyrzucona na jakiś czas ze związku pisarzy z uzasadnieniem, że złamała jedną z reguł, czyli pogrywała sobie niegodnie z czytelnikiem. Zaskakujące odwrócenie ról pojawia się też w ostatniej powieści z Poirotem, „Kurtynie”, oraz w opowiadaniu „Morderstwo w zaułku”. I w jednym z opowiadań z serii o Parkerze Pyne. Nie napiszę w którym, by nie psuć Wam zabawy. „Morderstwo w Orient Expressie” również łamie reguły gatunku, podobnie jak „Noc i ciemność”, gdzie prawie do ostatnich stron nie wiemy, o co właściwie chodzi i kto jest ofiarą, a kto zbrodniarzem. Natomiast „Zakończeniem jest śmierć” jest w ogóle książką nietypową, gdyż jej akcja rozgrywa się w starożytnym Egipcie. Autorka napisała tę powieść w roku czterdziestym czwartym, a więc na długo przed tym, zanim autorzy powieści kryminalnych zaczęli umieszczać akcje swoich książek w czasach innych niż im współczesne.

– Traktowanie dzieła jako zabawy z odbiorcą, gry o niedookreślonych, ciągle zmieniających się regułach. Autorka czerpała inspirację z różnych gatunków, takich jak powieść sensacyjna („Spotkanie w Bagdadzie”) czy romans grozy („Noc i ciemność”). A nawet budowała strukturę powieści na wzór sztuk teatralnych – tak jest w przypadku „Tragedii w trzech aktach”, gdzie na początku mamy rozpisanych bohaterów z podziałem na role: reżyser, asystenci, kostiumy, światło (które rzuca naturalnie Hercules Poirot).

Warto też dodać, że we wspomnianych już kilkukrotnie „I nie było już nikogo”, „Nocy i ciemności”, „Zabójstwie Rogera Ackroyda” czy „Morderstwie w Orient Expressie” gra z czytelnikiem została podjęta na bardzo nierównych warunkach.

Christie z jednej strony tworzyła więc literaturę popularną, przeznaczoną dla zwykłego czytelnika, odbierającego jej książki na najprostszym poziomie, jako lekką i przyjemną literaturę rozrywkową. Powieści te mają jednak drugie dno, głębsze, przeznaczone dla czytelnika wyrobionego, który odnajdzie w nich różne smaczki i nawiązania i będzie się nimi cieszyć i rozkoszować. I jeden, i drugi typ czytelnika może czerpać przyjemność z lektury.

Jedno jest pewne. Dziś Christie sama jest klasykiem i to do niej odwołują się współcześni twórcy. Nie sposób uciec przed tym dziedzictwem. Można narzekać, że część z tych powieści trąci nieco myszką, może też momentami drażnić wiktoriańska obyczajowość, ale nie ma chyba takiego motywu, rodzaju zbrodni, typu mordercy czy twistu, którego Christie nie wymyśliłaby jako pierwsza. Przydomek „Królowa zbrodni” jest więc w pełni zasłużony.

Gaja Grzegorzewska