Szkolna wycieczka, Gaja Grzegorzewska

Szkolna wycieczka

We wtorek rozpoczyna się kolejna edycja Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu. Ci, którzy brali udział w poprzednich odsłonach, wiedzą, że zdecydowanie jest na co czekać i przytupywać z niecierpliwością nogami.

W tym roku zaroi się od gwiazd. Poza stałymi atrakcyjnymi personami, które wrosły już na dobre w krajobraz festiwalu i ciężko wyobrazić go sobie bez nich, pojawią się nowe twarze. Gwiazdy. Zagraniczne. Będą Norwedzy – Anne Holt, z którą rozmowy nie mogę się już doczekać, Kjell Ola Dahl, twórca bardzo przeze mnie lubianego tandemu policjantów Gunnarstranda i Frölich, oraz Thomas Enger, którego również bardzo cenię. Szwecję będzie reprezentowała prawdziwa gwiazda skandynawskiego kryminału – Camilla Läckberg, a Stany Zjednoczone – Kathy Reichs, autorka słynnej serii „Kości”.

Czekają nas więc niesamowite spotkania, wykłady, projekcje. No i oczywiście warsztaty literackie, gdzie mam przyjemność być jednym z trenerów. A na koniec jako wisienka na torciku – gala przyznania Nagrody Wielkiego Kalibru, która znowu odbędzie się w Mleczarni.

Nie należy jednak zapominać, że jest też druga strona festiwalu. Po tej drugiej stronie są niekończące się dyskusje na tematy kryminalne i nie tylko, przeciągające się długo w noc, w zadymionej Literatce, przy szklaneczkach napojów. I nie są to napoje takie jak herbata czy mleko, moi drodzy, oj nie. Romanse, ploteczki, popijawy, hulanki, swawole! Późne powroty do hotelu, w którym wszyscy mieszkają, jak jedna rodzina albo bardziej jak wycieczka szkolna czy kolonia, której uczestnicy odwiedzają się w pokojach, by kontynuować rozmowy, gdy kierownik wyprawy myśli, że już dawno grzecznie śpią. Konsekwencją jest ciężkie poranne zwlekanie się na kawę i śniadanie w ostatnim momencie, kiedy większość smakołyków jest już wyjedzona.

Czas festiwalu to takie rockandrollowe tournée. Trochę nierzeczywiste, diametralnie inne od tego, co mamy na co dzień. Na tyle inne, że gdy festiwal dobiega końca i wszyscy rozjeżdżają się do domów, to zaczynają odczuwać coś, co w języku fachowym nazywa się „depresją pofestiwalową”.

Ale zanim dojdziemy do tej depresji, czeka nas tydzień dobrej zabawy. Ja natomiast po cichu liczę na ten sam pokój hotelowy, który mam co roku, w którym czuję się jak w domu i w którym z kibelka można oglądać telewizję!

Gaja Grzegorzewska