Relacja z trzeciego dnia MFK Wrocław 2012

Dzień trzeci, czyli dzień, w którym czytelnicy kryminałów zostali uświadomieni co do swej prawdziwej natury.

Otóż to, mili czytelnicy. Czy zastanawialiście się kiedykolwiek nad tym, kim jesteście? Jeśli nie, to goście trzeciego dnia MFK przychodzą Wam w sukurs. Ale, lojalnie ostrzegam, ich diagnoza nie należy do szczególnie budujących. Zaryzykujecie?


Według teorii prof. Zbigniewa Białasa (autora „Korzeńca”), czytelnik kryminałów jest kompulsywnym obsesjonatem. W wersji idealnej to najgorszy wróg autora, uporczywie walczący z nim od samego początku, patrzący mu na ręce, tropiący na wyścigi kolejne ślady po to, by w chwili zwycięstwa przestać go cenić. Paradoks, nie sądzicie? Trochę inaczej, ale w gruncie rzeczy równie okrutnie, czytelników kryminałów podsumował Michał Witkowski. Stanowimy bowiem specyficznie zepsutą grupę docelową. Zepsutą, bo czytając kryminały, oddajemy się rozmaitym wstydliwym uciechom, na czele z niemalże fizyczną rozkoszą dostarczajną przez kolejne trupy. A im krwawiej się z nimi autor obszedł, tym lepiej.

 


Teraz, gdy już zostaliśmy uświadomieni co do naszej bezecnej natury i moralnej degenaracji, możemy w czystym sumieniem zająć się pozostałymi wydarzeniami trzeciego dnia MFK Wrocław 2012. Bo i tym razem działo się niemało. Zaczęliśmy znów od wykładów. Prócz wspomnianego już prof. Białasa, wykład wygłosił również Marcin Baran, który przybliżył publice postać Stefana Kisielewskiego – człowieka-orkiestry: etatowego felietonisty, publicysty, kompozytora (!), krytyka muzycznego oraz prozaika, któremu w trakcie bujnej kariery na niwie literackiej przydarzyło się popełnić kilka powieści sensacyjnych.

 


Później przenieśliśmy się do lekko zadymionych podziemi Mleczarni, które były doskonałą oprawą dla dwóch kolejnych wydarzeń. Najpierw Gaja Grzegorzewska wzięła na spytki Michała Witkowskiego, który w ubiegłym roku zadebiutował w gronie kryminałopisarzy powieścią „Drwal” i, jak się okazało, nie była to decyzja przypadkowa, podyktowana pobudkami stricte merkantylnymi (choć i te zapewne były nie bez znaczenia, wszak powieściowa Michaśka wciąż powtarza, że chce zobaczyć swoje książki na stacjach benzynowych), albo owczym pędem (do czego de facto nikt by się nie przyznał). Witkowski bowiem objawił się jako wytrawny miłośnik gatunku, który kryminały czyta pasjami, sprawdza zapowiedzi i generalnie jest na bieżąco z wydarzeniami na polskim rynku wydawniczym. Szczególnie lubi kryminały Marthy Grimes, Maj Sjowall i Pera Wahloo, Miki Waltariego.  Nie ma najlepszego zdania o współczesnych kryminałach skandynawskich, bo wedle jego słów, gatunek w rękach Skandynawów stał się dojną krową, która jest coraz mniej dojna w wyniku prowadzonej na niej gospodarki rabunkowej (ciekawe podsumowanie, nie sądzicie?).


Witkowski zwierzył się również, że nie przypuszczał jak piekielnie trudną i mozolną robotą jest układanie intrygi, dopóki sam się za to nie zabrał. Wedle jego słów z literaturą wysoką jest dużo prościej: wystarczy pisać amorficzną prozę, koniecznie z dodatkiem wtrętów z dzieciństwa, język ma być poetycki, a opowieść ma urywać się w najmniej spodziewanym momencie. To powinno wystarczyć przynajmniej na nominację do Nike. A kryminał? To gatunek daleki od amorfii. Pisanie go Witkowski porównał do rycia korytarzy metra, nie wspominając już o tym, że na czas pisania „Drwala” nawiązał bliską przyjaźń z tablicą korkową i żółtymi samoprzylepnymi karteczkami.


Rycie tuneli na tyle wciągnęło Witkowskiego, że nie wyklucza kontynuacji kariery literackiej w tym kierunku. Być może doczekamy się ciągu dalszego „przygód” Michaśki i luja z Międzyzdrojów, ale Witkowski ma w zanadrzu jeszcze jeden pomysł na kryminał, tym razem wrocławski, na który błogosławieństwo dał mu podobno sam Marek Krajewski. Rzecz ma tyczyć seryjnego mordercy z Galerii Dominikańskiej (osoby spoza Wrocławia pragnę poinformować, że to jedno z tutejszych centrów handlowych), który podrzuca ludzkie mięso do działu z mielonkami w Tesco.

 


A potem przyszła policja i rozpoczął się kolejny stały punkt MFK, czyli panel literaci kontra zawodowcy. Tradycją już się stało, że co roku przybiera on nieco inną formę, a co za tym idzie, inne zadanie dostają zaproszeni policjanci. I jak twierdzą sami zainteresowani, czyli prawdziwi i żywi policjanci  z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu: Mała, Kloss i Kostek, co roku jest coraz trudniej i boją się, co wymyślimy w następnym. Co tak ich zmęczyło?

Dwoje wrocławskich pisarzy w osobach Marty Mizuro i Marka Kędzierskiego napisało specjalnie na potrzeby spotkania kryminalną zagadkę, a następnie (fenomenalnie!) wcielili się w rolę świadków wymyślonego przez siebie zdarzenia i poddali przesłuchaniu przez policjantów. Fabuła zagadki była dość prosta: w czasie mocno zakrapianej imprezy w apartamencie w SkyTower z balkonu wypada właściciel mieszkania. Rozwiązanie nie było jednak wcale tak oczywiste, podobnie jak poddanie się procedurze przesłuchania nie było przyjemne dla dwójki pisarzy. A schadenfreude u publiczności sięgnęło zenitu, bo niewielu chciałoby się z Mizuro i Kędzierskim zamienić miejscami, ale z boku poobserwować takie przesłuchanie - to co innego.

 
Zofia Jurczak
Wideo z 3. Dnia MFK do obejrzenia tutaj
Więcej zdjęć z 3. Dnia MFK Wrocław 2012 tutaj