Relacja z piątego dnia MFK Wrocław 2012

Wielki Kaliber dla Zygmunta Miłoszewskiego. Nagroda Czytelników dla Jakuba Szamałka, a dwie Honorowe dla Anne Holt i Kathy Reichs. Plus specjalne wyróżnienie za debiut od Janiny Paradowskiej dla Katarzyny Kwiatkowskiej. To Sobota Wielkiego Kalibru w telegraficznym skrócie.

Dotychczas zaczynałam od początku, więc teraz dla przekory zacznę od końca, bo i Gala wręczenia Nagrody Wielkiego Kalibru była punktem kulminacyjnym piątego dnia Międzynarodowego Festiwalu Kryminału Wrocław 2012. Podobnie jak w roku ubiegłym odbyła się w kawiarni Mleczarnia, która specjalnie na ten wieczór zmieniła się w… zakład penitencjarny z całym dobrodziejstwem więziennego inwentarza.

 Ten rok, wyjątkowo i poniekąd niespodziewanie, obfitował w Nagrody. Zaczynając od tego, że Honorowe Nagrody Wielkiego Kalibru za całokształt twórczości odebrały dwie pisarki: Anne Holt oraz Kathy Reichs. Holt dziękując powiedziała, że choć w Norwegii również przyznawane są podobne nagrody, ale nie w takim stylu, a nagroda spodobała jej się tak bardzo, że powiesi ją na ścianie. Z kolei Reichs przyznała się do polskich krewnych. Obu Paniom honorowe wyróżnienie wręczył wiceprezydent Wrocławia Maciej Bluj. W tym roku po raz pierwszy przyznano również Nagrodę Wielkiego Kalibru Czytelników, którzy przez miesiąc głosowali SMS-owo. Najlepszym kryminałem minionego roku według nich okazało się „Kiedy Atena odwraca wzrok” Jakuba Szamałka, którego wybór czytelników nie tylko bardzo ucieszył, ale i zapewne umocnił w przekonaniu, aby poświęcić się pisarstwu. Nagrodę dla Szamałka wręczył dyrektor Instytut Książki, Grzegorz Gauden.

 

Wreszcie moment kulminacyjny, na który wszyscy czekali bardzo zniecierpliwieni: Nagroda Wielkiego Kalibru 2012 trafia do rąk Zygmunta Miłoszewskiego za „Ziarno prawdy”. To drugi kryminał w dorobku pisarskim Miłoszewskiego i drugi Wielki Kaliber. „Uwikłanie” zostało wyróżnienie w 2008 roku. Tyle, że wówczas finansowa gratyfikacja towarzysząca nagrodzie opiewała na (zawrotną tylko z pozoru) kwotę 1 miliona rupii indyjskich (czyli około 300 złotych). Odbierając z rąk Prezydenta Wrocławia, Rafała Dutkiewicza, czeka na 25 tysięcy złotych powiedział, że od teraz będzie starać się jeszcze bardziej, bo chciałby zaliczyć hat-tricka. Starać się jeszcze bardziej radziła mu również przewodnicząca Jury, Janina Paradowska, która w laudacji przyznała, że z roku na rok jest coraz trudniej podejmować decyzję, bo polska powieść kryminalna jest coraz lepsza. O zwycięstwie „Ziarna prawdy” zadecydowała dobrze zawiązana i rozwiązana intryga w ciekawych realiach.

 

Ale, jak się okazało, to jeszcze nie koniec nagród. Janina Paradowska wzięła sprawy w swoje ręce. Postanowiła w szczególny sposób zaznaczyć obecność dobrych debiutów wśród nominowanych i wyróżnić Katarzynę Kwiatkowską, autorkę „Zbrodni w błękicie”, przyznając jej symboliczną nagrodę w postaci rocznej prenumeraty tygodnika „Polityka”. Jak przyznała, być może jest to kryminał nieco staroświecki, ale bezdyskusyjnie wart uwagi. Kwiatkowska wzruszona dziękując wyznała, że jest to dla niej szczególne wyróżnienie, bo w jej domu rodzinnym od 25 lat funkcjonuje fanklub Parandowskiej. Na spotkaniu Jurorzy kontra Nominowani bała się odezwać, bo przez te wszystkie lata tłuczono jej do głowy, aby nie otwierać ust, gdy pani Paradowska mówi w telewizji.

A potem był koncert Pablopavo i Ludzików, a po nim zaczęła się impreza, o której, pozwólcie, nie powiem nic więcej prócz tego, że skończyła się nad ranem. Cofamy się w czasie do innych wydarzeń Soboty Wielkiego Kalibru.

Galę bezpośrednio poprzedzało spotkanie z Anne Holt, która okazała się rasowym zwierzęciem scenicznym. Używam powyższego określenia z pewnym zawstydzeniem, zdając sobie sprawę z jego nieadekwatności, bo nie oddaje ono w pełni natury Anne Holt, której najwyraźniej dużą przyjemność sprawia spotykanie się z czytelnikami. Jest osobą szalenie dowcipną (co raczej nie wynika z jej kryminałów), która bez mrugnięcia ripostowała różne indagacje prowadzącego spotkanie Irka Grina, co wzbudzało gorący aplauz u publiczności. A zaczęło się od 3 minutowego opóźnienia spotkania, za które (wedle jej słów) w Szwecji prowadzący wraz z tłumaczką zostaliby rozstrzelani. Na szczęście Festiwal odbywa się we Wrocławiu.

Dyrektorowi Festiwalu więcej wolno, zatem bez ogródek zaczął od przepytania Holt z hierarchii w kryminalnej rodzinie królewskiej Norwegii. Autorka najpierw podkreśliła, że kryminałopisarze nie rywalizują ze sobą, że sukces jednego wyważa drzwi kolejnym, a jeśli z czymkolwiek konkurują, to z innymi rodzajami rozrywek. Po czym z błyskiem w oku wyznała, że Jo Nesbo jest królem, ona jest królową, potem długo nic i wreszcie cała reszta.

W ogóle nie sposób odnieść się do sukcesu Jo Nesbo, który według Holt jest dużo bardziej znaczący niż to, co udało się pośmiertnie osiągnąć Stiegowi Larssonowi. Larsson to był jednorazowym fenomenem, który nie wpłynie już na skandynawską powieść kryminalną. Co innego Nesbo, który obecnie świeci niewyobrażalny triumf w USA i przy okazji otworzył drzwi Holt. Fanów Hanne Wilhelmsen zapewne ucieszy, że w Hollywood przygotowywany jest 6 odcinkowy serial z panią detektyw. Autorka nie chciała jednak zdradzić kto zagra główną rolę.

Hanne w ogóle jest postacią, która nikogo nie pozostawia obojętnym. Grin chętnie by się jej oświadczył. Czytelnicy również żywo przejmują się jej losem. Holt dostała kiedyś list adresowany do Hanne od zaniepokojonej czytelniczki, która uważała, że pani detektyw powinna poddać się terapii, najlepiej gestalt. Do listu dołączyła nawet listę zaufanych terapeutów.

Nie sposób nie odnieść się do kariery politycznej pisarki, do której Holt podchodzi z ogromnym dystansem, przy każdej okazji powtarzając, że w fakcie bycia ministrem sprawiedliwości nie ma nic nadzwyczajnego. Wszak Norwegia jest tak małym krajem. W czasie wyborów wszyscy zbierają się na stadionie i premier przez megafon wybiera z łapanki ministrów i ona w swej naiwności raz się zgodziła. Co jeszcze zabawniejsze, tę dykteryjkę potraktowały na serio japońskie media. W ogóle wizytę w Japonii Holt wspomina ze szczególnym rozbawieniem. Zwłaszcza wywiad, który miała udzielić „Playboyowi”. Dziennikarz, metr pięćdziesiąt w kapeluszu, na oko 30 kilogramów wagi, najpierw długo milczał i bacznie się jej przyglądał, po to aby wykrztusić z siebie w końcu jedno pytanie: czy łapiąc przestępców siada na nich. W tamtej chwili sama miała ochotę na nim usiąść.

Spotkanie z Anne Holt poprzedził panel dyskusyjny Fikcja a Rzeczywistość z udziałem trojga jej rodaków: Kjell Ola Dahla, Thomasa Engera oraz Kjetilla Stenvika Ostlia. Prowadzący panel Paweł Smoleński uderzył w poważny ton, maglując uczestników z życia w Norwegii sprzed i po Breiviku. Panowie odetchnęli, gdy rozmowa zeszła na ksiązki i chętnie wyjaśnili jak to z tą zbrodnią w Norwegi jest. Solennie zapewniali, że ich rodacy są życzliwi i mili w obejściu, a krew leje się tak szerokim strumieniem tylko li i wyłącznie po to, aby obywatele nie zanudzili się na śmierć. Bo, jak zauważył Smoleński, lepiej zostać zamordowanym niż umrzeć z nudów.  

Panowie okazali się również szalenie zdyscyplinowanymi i poukładanymi twórcami. W tej dziedzinie prym wiedzie Thomas Enger, który do pisania przygotowywał się wyjątkowo skrupulatnie, poświęcając na to pół roku. Gdy zaczynał wiedział już dokładnie nie tylko jak będzie wyglądała jego pierwsza książka, ale miał w głowie już rozplanowaną całą serię.

Nie zabrakło pytania o literackie inspiracje i podczytywanie konkurencji. Kjell Ola Dahl przyznał się do czytania Raymonda Chandlera i Dashiella Hammetta. Thomas Enger czerpie pełnymi garściami z tradycji skandynawskiego kryminału, ale ma dwóch ojców: Henninga Mankella i… Kjell Ola Dahla. Natomiast Kjetill Stenvik Ostli, jedyny w tym gronie pisarz, który nie stoi po stronie fikcji, z rozbrajającą szczerością wyznał, że kryminałów nie czyta w ogóle, ale jeśli koledzy dadzą mu swoje książki to chętnie to nadrobi.

Swoje pięć minut piątego dnia MFK miały również Zbrodnicze Siostrzyczki w osobie Anny Fryczkowskiej, Marty Guzowskiej, Saszy Hady, Agnieszki Krawczyk, Adrianny Michalewskiej oraz Aneta Ponomarenko. Ich panel nosił nazwę „Panie piszą ostro” i doprawdy nie było w tym ani krztyny przesady. Aby udowodnić tę tezę autorki odczytywały szczególnie krwawe kawałki ze swoich kryminałów, a następnie tłumaczyły się ze swoich inspiracji, bo, jak zgodnie przyznały, łatwiej jest opisać trupa niż seks. Na koniec natomiast obdarowały publiczność swoimi książkami.

Nie mogło zabraknąć wykładu, tym razem prof. Mikołejko opowiedział o Judaszu Iskariocie, a piąty dzień rozpoczęła prezentacja mapy kryminalnej, ale to już jest opowieść na zupełnie inną okazję. I w ten sposób dotarliśmy do początku, czyli końca. Amen.

Zofia Jurczak

Wideorelacja z piątego dnia MFK Wrocław 2012 do obejrzenia tutaj .
Więcej zdjęć tutaj.