Winter is coming, Gaja Grzegorzewska

Winter is coming

A właściwie nie idzie, tylko już jest. I nie trzeba nawet wyglądać przez okno, wystarczy wejść na fejsbuka. Można tam spotkać dwa podejścia. Mniejszość utrzymuje swoje posty w klimacie hurraoptymistycznym: „Spadł śnieg <3”, „Nareszcie śnieg, narty, sanki, snowboard”, „Lepmy bałwany, wtopmy się w tłum”, „Jaki piękny, biały śnieżek”, „Pierwszy śnieżek, kocham go”. Całe szczęście znacznie większa jest jednak ta grupa, która podobnie do mnie zapatruje się na kwestię opadów atmosferycznych: „Cholerny śnieg”, „Zimno i beznadziejnie, nie wychodźcie z domu”, „Głupi śnieg, nienawidzę go”, „Obudźcie mnie na wiosnę”, „Początek białego koszmaru”, „Zima przyszła więc ubrałem czapkę «viking», zdejmę wraz z początkiem wiosny na przełomie marca/kwietnia”.

Sporty zimowe to też nie dla mnie. Ja myślę tak, jak postaci z Muminków i pozwolę tu sobie niedokładnie zacytować z pamięci. Jeden stwór mówi do drugiego: „Może każą nam nawet jeździć na nartach”. Na co drugi pyta: „A co to takiego?”. „Suwa się na deskach po opadach atmosferycznych”. „Coś okropnego”. Dokładnie – coś okropnego. Bardzo współczułam Muminkowi, który obudził się w środku mroźnej zimy z głębokiego snu i już nie mógł zasnąć, musiał więc stawić czoła wszystkim koszmarom, takim jak zimno i śnieg. Totalnie zagubionemu i wyobcowanemu Muminkowi przyszło się zmierzyć z czymś zupełnie nowym i strasznym. I ja tak się czuję zawsze o tej porze roku. Też chciałabym napchać brzuszek igliwiem, zakopać się w gawrze i spać aż do kochanej wiosny. W żadnym razie nie jestem człowiekiem północy, nie dla mnie igraszki w białym puchu, nie dla mnie nawet te niby piękne złotoczerwone lasy i kryminalna mgła spowijająca miasto... Moje, a jednak obce. Tak jak obca była w zimie dolina Muminków dla Muminka, który na stwierdzenie: „Tu kiedyś rosły jabłka” – usłyszał: „A teraz rośnie tu śnieg”.

Ratunkiem mogą okazać się weekendowe zabawy w zadymionych spelunach, książki i filmy. Z tego miejsca polecam „Nocną zamieć” Johana Theorina. Po tej lekturze łagodniejszym okiem spojrzycie na tę śmieszna białą warstewkę przykrywającą uliczny brud. Muszę też w końcu sięgnąć po „Zimę lwów” Jana Costina Wagnera, której opis jest następujący: Od czasu tragicznej śmierci żony detektyw  Kimmo Joenta każdego roku spędza samotnie święta Bożego Narodzenia. Szklanka mleka i butelka wódki pomagają mu przetrwać srogą fińską zimę. Brzmi to zachęcająco, a ponadto w książce podobno pojawiają się Muminki!

Z filmów warto sobie przypomnieć komedię „W środku mrocznej zimy” Kennetha Branagha o tym, jak grupa aktorów stara się wystawić w Boże Narodzenie w wiejskim kościółku „Hamleta”. Oraz thriller „Śmiertelnie mroźna zima”, w którym to główna bohaterka Katie, początkująca aktorka, zostaje wywieziona do położonej na uboczu wiktoriańskiej posiadłości, gdzie ma się uczyć roli (ma bowiem zastąpić aktorkę, która przeżyła załamanie nerwowe). I wpada w śmiertelną pułapkę. Ten film z 1987 roku ma niesamowity klimat. A na koniec polecę jeszcze obraz, którego akcja co prawda nie rozgrywa się w zimie – ale jest równie ponury i pasuje do mojej kolekcji nastrojem. Mam na myśli „Magię przypadku”. Film został nakręcony według scenariusz Paula Austera, co gwarantuje dziwną i niepokojącą aurę.

Można też wpatrywać się w „Myśliwych na śniegu” Pietera Bruegela, doszukując się wszystkich smacznych szczególików. Tak więc życzę wam miłego zakopania się z herbą, knigami i filmami, co sama również zamierzam uczynić.

Dobrze przynajmniej, że nie żyjemy w świecie „Gry o tron” i zima trwa jedynie siedem miesięcy, a nie siedem lat. Tym się pocieszajmy. Byle do wiosny, że zamknę temat mało oryginalnie.

Gaja Grzegorzewska