Piotr Bolc, Długa droga do Grecji, cz. 4

Piotr Bolc

Długa droga do Grecji

Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III i IV

 

V


– Obudź się! Proszę, tylko nie umieraj jak ona!

– Mamo, jeszcze pięć minut… – spróbowałem czarnego humoru. Głos, który usłyszałem, wprawił mnie w lepszy nastrój.

– Cham! – krzyknęła Kacha, po czym uderzyła mnie w twarz. – On tu sobie żarty stroi, a ja z duszą na ramieniu! Zobacz, co się stało! Dobrze, że ja cię znalazłam, a nie policja!

– Wiem, co się stało, nie musisz mi mówić.

Nie wiem, co było gorsze: ból głowy spowodowany nadmiarem alkoholu czy uderzeniem.

– Jasne, że wiesz! Zrobiłeś to na zimno jak jakiś… O mój Boże!

– Co ty pierdolisz teraz?

– Zabiłeś ją!

– To jakaś paranoja! – krzyknąłem, pomimo bólu zrywając się na równe nogi.

Zbliżyliśmy się do ciała Magdy.

– Ona ma otwór w plecach! Jakie to okropne! – histeryzowała Kacha.

– To ona! Ta dziewczyna! Julka, czy jak jej tam w końcu… Ona trzymała rewolwer! Taki sam ruski rewolwer jak twój! Taki sam! Ach, to ona dała ci go, nie?

Spojrzałem w twarz Kachy. Była mokra od łez.

– Ja nie mam tego rewolweru! Nie ma go u mnie w pokoju! To ty go musiałeś zabrać! On leży tutaj! To ten sam!

– Czy ty jesteś chora? Szukałem go, ale nigdzie go nie było! Poszedłem bez niego!

– No tak, dostał skrzydeł i wyfrunął! Nie bądź śmieszny! Sam położyłeś go na podłodze! Nie pamiętasz nic, bo byłeś pijany ja bela! Groziłeś, że ją zabijesz! Ty morderco!

– Spokojnie, tylko spokojnie – powiedziałem, po czym chwyciłem ją w ramiona. Nie wyrywała się, chociaż myślałem, że będzie próbowała. – Mówić można dużo, sama wiesz o tym dobrze. Nie wierzę, że naprawdę myślisz, że to ja to zrobiłem!

– Nie wiem, ja nic nie wiem – odpowiedziała płaczliwym głosem. – Powiem ci, jak to było. Ubrałam się szybko i wybiegłam za tobą. Nigdzie cię nie było, ale domyśliłam się, że wziąłeś taksówkę. Nie mogłam sobie na nieszczęście przypomnieć, jaki numer miała ta ulica. Zupełnie wypadło mi to z głowy! Kazałam więc taksówkarzowi jechać powoli i wypatrywałam ciebie na ulicy. Wtedy przypomniało mi się, że bredziłeś coś o jakiejś ruderze. Właśnie taką ruderę znaleźliśmy. Drzwi były uchylone… A za nimi tylko ty i Magda.

– „Ty i ona. A pomiędzy wami rewolwer” – powtórzyłem z pamięci. – Ktoś już do mnie tej nocy tak mówił. Tylko że teraz znowu nie ma tego rewolweru.

Miałem rację. Mimo że obeszliśmy całą klatkę schodową, nigdzie nie natrafiliśmy na najdrobniejszy ślad broni.

– Musiała go zabrać ze sobą – stwierdziłem załamany.

– Możesz mi powiedzieć, o kim cały czas mówisz?

Spojrzałem na nią bardzo uważnie.

– Posłuchaj: znasz taką ładną młodziutką blondynkę o charakterystycznych kościach policzkowych, która do tego lekko utyka na lewą nogę?

– To może być Julka – odparła ostrożnie. – Ale może być też ktoś inny.

– Daj spokój! Ile może być takich dziewczyn w Sopocie? To prawie niemożliwe, żebym się pomylił.

– Więc mówisz, że tu była? I widziałeś ją z moim rewolwerem w dłoni? E, to bujda. Julka po prostu pierwsza wpadła ci na myśl, bo opowiadałam ci o niej, gdy byliśmy w łóżku. Mógłbyś się bardziej postarać ze swoimi krętactwami!

– Ale ja ją już wcześniej widziałem, niedowiarku! Na Monciaku! Śledziła mnie i Magdę! Mówię ci, ona już wtedy…

Kacha wyrwała mi się z rąk i spojrzała na mnie wzrokiem pewnym oburzenia. Chyba doszła już do siebie po szoku spowodowanym makabrycznym morderstwem.

– Weź już przestań, dobra? Zamiast zwalać na kogoś winę, lepiej się przyznaj! Powiedz, że byłeś nawalony i nie wiedziałeś do końca, co robisz. Wszyscy wiemy, jaka ona była – mogła wyprowadzić z równowagi świętego! A ten rewolwer, o którym gadasz bez końca, chowasz pewnie w kieszeni…

Złapałem się za głowę w pasji.

– Tłumaczę ci jak Abel krowie, że jej nie zabiłem, a ty ciągle swoje! Zastanów się: przecież znalazłaś mnie leżącego na ziemi. Ktoś palnął mnie w głowę, kiedy rozmawiałem z tą dziewczyną. No, sam się palnąłem? Wiesz, kto to był? To był jej kochaś! Ten Piotr B., który zwabił tu Magdę swoim cholernym liścikiem!

Kacha nie wyglądała na przekonaną.

– Mam wątpliwości, czy ten liścik w ogóle istniał. Nigdy go nie widziałam, wiem o nim od ciebie… Teraz ty posłuchaj! Przyjechałam tu niedługo po tobie, nie wiem ile dokładnie, ale niedługo. Nie widziałam Julki ani jej chłopaka. A ciebie widziałam. I ją z dziurą w plecach…

– Dobra, to powiedz mi, gdzie oni mieszkają? Pójdziemy tam razem. Jeżeli nie mają nic do ukrycia, to ich tam zastaniemy. W przeciwnym razie…

Kacha zastanawiała się przez dłuższy czas.

– Sorry, ale nie wiem – odparła w końcu. – Naprawdę nie wiem. Nie mogę sobie przypomnieć. Byłam zalana w trupa. Tak jak oni. Tam było blisko siebie kilka hoteli. Nie pamiętam, do którego weszliśmy.

– Ale zastanów się! Musisz mnie do nich zaprowadzić!

– Nigdzie nie pójdziesz! – odpowiedziała twardo. – Ja tak jej nie zostawię!

Spojrzałem na nią z przestrachem.

– Co masz na myśli? Chcesz zadzwonić na policję? Nie teraz! Ja muszę…

– A widzisz? Widzisz, jak to wygląda? No i nie mam prawa myśleć o tym wszystkim, co myślę?

– Kacha, proszę, nie dzwoń! To nie można tak, to trzeba inaczej załatwić…

– Bo jak nie, to zrobisz ze mną to samo co z nią?

– Kacha, błagam… Ja jej nie zabiłem, naprawdę! Przysięgam!

Coś takiego musiało być w mojej twarzy czy w głosie, że Kacha nagle zaczęła się wahać.

– Kacha, nie rób tego… – błagałem dalej. – Wiesz, jacy oni są… Załatwić wszystko jak najszybciej i do domu… Nikt nie będzie się zastanawiał…

Wtedy nagle poczułem w swoich ramionach jej ciało i miliony muśnięć jej ust na swojej zakurzonej twarzy i szyi.

– Nie, nie mogę tego zrobić – wyszeptała. Brzmiało to tak, jakby prowadziła ze sobą trudną walkę. – Nie mogę teraz go zostawić. Muszę być przy nim, niezależnie od tego, czy to zrobił, czy nie. I nie wolno mi zdradzić jego sekretu…

Oderwała się ode mnie. Spojrzałem ze zdumieniem na jej twarz. Malowała się na niej determinacja kogoś, kto podjął ostateczną decyzję, nieważne, dobrą czy złą.

– Co teraz zrobimy? – zapytałem niepewnie.

– Ukryjemy jej zwłoki tak, żeby nikt do końca świata ich nie znalazł.


VI

 

Nie zastanawialiśmy się długo, gdzie ukryć ciało Magdy. W rogu klatki schodowej znajdowała się obszerna wyrwa. Zepchnęliśmy do niej zwłoki i przysypaliśmy gruzem. Nie łudziliśmy się, że wystarczy to na długo, ale wiedzieliśmy też, że za dzień lub dwa będziemy już daleko stąd. Zresztą, jak się później okazało, ciało Magdy odkryto już na drugi dzień. Ja z Kachą sam pokazałem im miejsce, w którym je ukryliśmy.

Ale o tym później.

Nie powiem, żeby grzebanie jej tam nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia. Spędziliśmy razem sporo czasu, a to zawsze zostawia ślad. Kochałem ją, chyba nawet tak, jak żadnej innej ani wcześniej, ani później. To ona okazała się tą najważniejszą w moim życiu. Żałuję bardzo, ale tak było. I nieważne, co zrobiliśmy z tym wszystkim, co było dobre i przyjemne.

Miałem jej zawsze wiele do zarzucenia. Tym więcej, im sam bardziej czułem się winny.

Nie wróciłem z Kachą do hotelu. Ale wrócę. Jakoś za bardzo mi to nie ciąży. Nie jestem już młody, patrzę na życie trochę inaczej niż kiedyś. Wtedy mogłem sobie pozwolić na czekanie, mogłem wciąż szukać czegoś nowego. Teraz wybór jest coraz mniejszy. Potrzebuję jej. Po prostu jej potrzebuję. Po tym, co się wydarzyło. I mogę się tylko modlić, żeby ona zechciała się opiekować takim starym nieudacznikiem jak ja. Żeby zechciała budzić mnie rano, robić śniadanie do pracy i takie tam.

Zawędrowałem na tył budynku. Pijaka nie było. Chciałem z nim zamienić parę słów. Tylu dziś ludzi się tu kręciło: ja, Julka, jej szalony facet, Kacha. No i Magda, najważniejsza. Kręćka można dostać. Pewnie przez to poszedł sobie golnąć jednego.

Wtedy zacząłem zastanawiać się nad śmiercią Magdy. Przez mój umysł zaczął przewijać się barwny korowód zdarzeń, twarzy i słów. Które z nich są ważniejsze od drugich? Które są tylko pozorem, skrywającym coś zgoła innego?

Kacha. Po co ona miałaby zabijać Magdę? W czym Magda jej przeszkadzała? Doprawdy nie wiem. Obie panie widywały się raz na ruski rok, prawie się nie znały.

O tym, że Magda ma tej nocy schadzkę, dowiedziała się ode mnie. Zresztą, to dopiero ode mnie dowiedziała się, że ona jest w Sopocie. Idźmy dalej. Od naszego spotkania w kawiarni, kiedy jej o tym wszystkim powiedziałem, nie rozstawaliśmy się. Rozstaliśmy się dopiero o 22.00, gdy sam pojechałem na miejsce spotkania. To jedyny moment, kiedy nie wiem, co Kacha robiła. Jednak żeby zabić Magdę, musiałaby w magiczny sposób wyprzedzić mnie i zrobić to przed moim przyjazdem, a potem jeszcze mieć czas, by się ukryć. To fizycznie niemożliwe.

Jedyne, co może świadczyć na jej niekorzyść, to rewolwer, bo to jej rewolwer znalazłem na miejscu zbrodni. Na pewno nie było go w hotelu, gdy opuszczałem go o dziesiątej wieczorem, mimo że około siódmej jeszcze był. No, ale kiedy miała z niego skorzystać? Cały wieczór spędziła ze mną, a potem nie dałaby rady mnie wyprzedzić.

Tylko co w takim razie stało się z tym ruskim rewolwerem?

Mam tu pewien pomysł. Kacha dostała go od Julki w bardzo podejrzanych okolicznościach. A jeśli jej celem było, żeby Kacha weszła w posiadanie tego rewolweru? A jeśli jego zaginięcie, potem cudowne odnalezienie na miejscu zbrodni, a wreszcie ponowne zniknięcie miało rzucić podejrzenie na nieświadomą Kachę? To brzmi prawdopodobnie. Jeżeli jeszcze dodać do tego fakt, że ją spito, by nie pamiętała drogi do hotelu, w którym zatrzymali się Bąkowie, i jeżeli zwrócić uwagę na to, że rewolwer jest tak charakterystyczny i łatwy do rozpoznania, to wniosek nasuwa się sam…

Posłużono się nią. Bezlitośnie się nią posłużono. W jakim celu? Czyżby to któreś z nich odpowiadało za śmierć Magdy? A jeśli tak, to czy zrobili to razem, czy jedno w tajemnicy przed drugim? Ona czy on?

Julka. Czy ona naprawdę tak się nazywa? Wydawała się zdziwiona, kiedy tak się do niej zwracałem. Ale powiedziała też, że nie ma chłopaka. Tego samego, który pod koniec rozmowy palnął mnie w łeb. Jak w takim razie mogę jej wierzyć? Jedno jest pewne: to ta sama dziewczyna, która śledziła mnie i Magdę. I przypuszczalnie Kachę. Do tego przyznała, że mnie zna. Za dużo tu zbieżności, żeby mówić o przypadku.

Powiedziała, że przyszła zabić Magdę, ale zaraz dodała, że tego nie zrobiła. Nazwała ją ścierwem. Czy to zbyt mało, żeby oskarżyć ją o morderstwo? Prawdopodobnie tak. Ale kto inny mógł to zrobić? Kto inny mógł ją na miejscu zbrodni wyprzedzić, oprócz mnie, oczywiście?

Jej facet, ten Piotr B., jak sam siebie określił. Mógł nagle zapragnąć śmierci Magdy, podobnie jak zapragnął śmierci tamtej aktorki. To on jest autorem kartki, to on się pod nią podpisał. Na tej kartce jak maniak wraca do tego pierwszego zdjęcia. Czy to nie jest podobne do wariata? Człowiek oszalał na punkcie jednego głupiego zdjęcia. Wtedy też w kółko przychodził na jedno i to samo przedstawienie, by oglądać swoją ulubienicę. Tutaj widać niejakie podobieństwo.

Ale jest też jedna różnica: tamtą usiłował udusić gołymi rękami, a w tym przypadku skorzystał z broni, którą później zostawił. Czy ktoś taki jak on zmienia narzędzie zbrodni? Czy ktoś taki jak on podrzuca rewolwer innej osobie, by rzucić na nią podejrzenie? Wariat działałby tak misternie? W teatrze nie krył się wcale.

Wątpliwości mnożą się i mnożą!

Ale muszę się na coś zdecydować! Przyjmijmy na chwilę, że zrobił to sam, a Julka dowiedziała się o tym poniewczasie. Jak by to wyglądało? Szaleniec pisze karteczkę do modelki, do której zdjęcia wzdycha. Na miejsce spotkania wybiera opuszczoną ruderę. Tam ma zamiar ją zabić za pomocą rosyjskiego rewolweru swojej dziewczyny. Karteczkę wsuwa pod drzwi pokoju hotelowego swojego bóstwa. Noc wcześniej jego dziewczyna zakłada się o coś z nieznajomą i w nagrodę daje jej swój rewolwer. W relacji Kachy była mowa, że facet niewiele mówił, że zakład dotyczył tylko ich dwóch. Jeżeli założymy, że on chciał to zrobić bez jej wiedzy, to ona nie mogła z premedytacją wręczyć jej tego rewolweru, bo nie miała związanego z tym żadnego planu. Może takie jest wytłumaczenie dziwnych losów rewolweru? No więc rewolwer dostaje się nie po myśli przyszłego mordercy w ręce obcej osoby. I co robi w związku z tym Piotr B.? Nie rezygnuje z planów, dlatego że stracił narzędzie zbrodni. Rano wsuwa przecież karteczkę. Ale uparł się na ten rewolwer i już! Widać zaraz, że wariat! Piotr B. musi więc go Kasze odebrać. Musi wkraść się do jej pokoju w hotelu Sheraton. Ale kiedy mógł to zrobić? O siódmej wieczorem widziałem pistolet w jej pokoju. O dziesiątej już go nie było. Kradzież musiała nastąpić w tym czasie. Leżał na ziemi, nie było problemu, żeby go zobaczyć. A my? Czy byliśmy problemem? Nie, o ile trafił na moment, w którym zmorzył nas alkohol i sen.

Zastrzelił Magdę krótko po dziesiątej. Uciekł z miejsca zdarzenia, pozostawiając ciało i rewolwer. Wtedy znalazłem się tam ja. Ale był tam ktoś jeszcze. Julka. Weszła do budynku po mnie? Załóżmy, że tak. Weszła, zobaczyła mnie nad jej ciałem i pomyślała, że to ja ją zabiłem. Nie przyznała się do zabójstwa, nie wspominała też nic o swoim chłopaku. Myślała, że to ja. Przynajmniej tak mi powiedziała. Mówiła też, że ją wyprzedziłem. Ale to nieprawda. Wyprzedził ją chłopak. Zadziwiające, ludzie są razem, oboje chcą śmierci pewnej osoby i jedno o planach drugiego nie wie…

Dlaczego mówię, że o sobie nie wiedzieli? W kulminacyjnym momencie naszej rozmowy z Julką ktoś zachodzi mnie od tyłu. Piotr B. Po co wrócił? Nie wiem. Wiem, że palnął mnie w łeb. Ale przed tym usłyszałem, jak ona mówi do niego: „ach, to ty!”. Co to może znaczyć? Po pierwsze, że go rozpoznała. A po drugie? Może te słowa należałoby tak rozumieć: „ach, to ty ją zabiłeś!”?

Więc taka jest odpowiedź? Wszystko zdaje się nareszcie zgadzać. Julka idzie na Jana z Kolna 20 z myślą zamordowania Magdy, a tu okazuje się, że zrobił to już jej szalony chłopak, z którym śpi, je i tak dalej, ale nie wie, że zasadził się na tę samą dziewczynę co ona. Ta hipoteza przede wszystkim odpowiada na dwa pytania: czemu oskarżyła najpierw mnie o zabójstwo (skoro sama to zrobiła i została przyłapana, to po co taki teatr, a jeśli zrobił to on, to nie musiała o tym wiedzieć), no i w końcu co oznaczają słowa: „ach, to ty!”.

Ale są jeszcze inne pytania, których nie wypada mi pominąć. A mianowicie: dlaczego skłamała, że nie ma chłopaka? Czyżby chciała go chronić? Ale przecież wtedy nie wiedziała jeszcze, że to on był sprawcą! A po drugie, dlaczego skłamała, że nie nazywa się Julka, chociaż tak przedstawiła się Kasze? No i najważniejsze: jeżeli nie maczała palców w morderstwie, to skąd dowiedziała się, że Piotr B. napisał karteczkę i w jakim miejscu i czasie odbędzie się spotkanie? A jeśli przypadkiem się o tym dowiedziała, to czemu była tak szczerze zdziwiona jego pojawieniem się? Toż to się kupy nie trzyma!

Więc to jednak nie Piotr B.?

Z wściekłości kopnąłem kępkę trawy. Rozmyślam nad rozwiązaniem tej historii od godziny, dopasowuję różne warianty, a tu ciągle nic do siebie nie pasuje. Kacha nie pasuje. Julka nie pasuje. On nie pasuje. Oboje też nie pasują. Jak to się wszystko rozegrało?

Może trzeba szukać motywu? Ale gdzie go znaleźć? Tam, gdzie historie zdają się łączyć. Co je łączy? Zdjęcie? To rzadkie, pierwsze zdjęcie z magazynu, którego wyszło zaledwie kilkadziesiąt egzemplarzy? To dla niego Magda tam poszła. Ale ono łączy tylko nas dwoje, mnie i ją, tylko dla nas ma jakąś wartość. No i może dla zakochanego w niej szaleńca, ale to nie to samo. Poza tym, co może być jeszcze ważnego w tym zdjęciu? Doprawdy nie wiem…

Znowu coś mi umknęło. Czuję to. Muszę się jeszcze zastanowić. Co jeszcze mówiła Julka? Skąd nas zna i czego chce od Magdy? Nogi! Mówiła coś o nogach!

I wreszcie wszystko stało się jasne.

Podyktowała treść kartki chłopakowi. Treść, która uporczywie krążyła wokół tematu zdjęcia. Wcześniej spiła Kachę i przy okazji nagadała jej głupot na temat przeszłości swojego chłopaka, którego poznała pewnie tego samego dnia. Stąd mogła pozwolić sobie na zdziwienie: „jaki chłopak?”.

Podsunęła Kasze rosyjski rewolwer, bo drugiego takiego nie ma pewnie na całym Pomorzu. W ten sposób pozyskała już dwie osoby, na które zwróci się na jakiś czas uwaga policji. Wszyscy będą mówić, że to rewolwer Kachy znaleziono na miejscu zbrodni i wszyscy będą mówili o kartce, którą podpisał Piotr B., „szaleniec”. Oczywiście, po krótkim czasie prawda wyjdzie na jaw. Ale ona będzie już daleko. „Julka” – tyle będą mieli o niej do powiedzenia i ten facet, i Kacha. Ale moje pojawienie się skomplikowało sprawę. Ja ją znam.    Śledziła Magdę. Śledziła ją cały czas. Rozpoznała też mnie. Słyszała, jak rozmawialiśmy. Wie już, że wepchnąłem ją w jej ręce swoim głupim gadaniem. Ona wcale nie musiała tam pójść. Byłem głupi. Byłem taki głupi. Jak dzieciak.

Jest tylko jeden zgrzyt w tej ładnej historii. Przed dziesiątą musi odzyskać swój rewolwer. Do tego ktoś musi wiedzieć, że ma go Kacha. To chyba najsłabszy punkt tej historii, ale nie widzę innego rozwiązania. Julka wchodzi do pokoju, kiedy śpimy, i go zabiera. Czy mogła z całą pewnością liczyć, że go odzyska? A czy nie lepiej byłoby nie wciągać w to Kachy? Wiadomo że ona powie policji, że dostała go od Julki. Sto razy lepiej byłoby go nikomu nie pokazywać. Julka musiała tak bardzo uwierzyć w swój pomysł rzucenia podejrzenia na inną osobę, że nie liczyły się dla niej inne zagrożenia. Poza tym nie widzę żadnego innego wytłumaczenia dla zniknięcia rewolweru i pojawienia się go w tamtym miejscu.

Odzyskała więc rewolwer. I zrobiła z niego użytek na Jana z Kolna 20. Już chciała odejść, kiedy niespodziewanie zjawiłem się ja. Nie spodziewała się, że po tamtej rozmowie będę chciał jeszcze mieć coś wspólnego z Magdą. Ukryła się w cieniu i odczekała chwilę. Chciała, żeby to wyglądało, że przyszła na to miejsce po mnie. Potem zabawiła się moim kosztem, tak jak bawiła się kosztem Piotra B. i Kachy.

Całą zabawę przerwał jej ten pierwszy. Chyba wreszcie coś przebiło się przez jego łepetynę. Musiał pojąć, do czego został wykorzystany. Tylko dlaczego tak późno? I czemu musiał palnąć mnie w głowę? No i najważniejsze: co stało się po tym, gdy padłem na podłogę? Obawiam się, że nigdy się tego nie dowiem.

Ale dlaczego Magda musiała zginąć? To była zemsta. Teraz wiem, że prawdą jest to, że Magda zrzuciła ze schodów którąś z dziewczyn, żeby zastąpić ją na sesji zdjęciowej. Dowodem na to jest Julka.

To ona była tą dziewczyną.