Gaja Grzegorzewska, Kryminalne święta

Kryminalne święta

A więc jednak świat się nie skończył. Na pewno niektórzy są odrobinę rozczarowani, a ci, co porobili sobie brzydkie tatuaże w nieodpowiednich miejscach albo wyznali miłość jakimś łobuzom, mogą być nieźle spanikowani. Muszą przyzwyczajać się do myśli, że każdy czyn niesie za sobą konsekwencje, z którymi trzeba żyć, bo świat nigdy nie jest na tyle uprzejmy, aby się skończyć wtedy, gdy tego potrzebujemy.

Nie było apokalipsy, postapokaliptycznego ganiania za zombie z giwerą i przedzierania się przez zasieki nie wiadomo dokąd i po co. Zamiast tego w zastraszającym tempie zaczęły zbliżać się święta. I kłopot mają ci, którzy cwaniacko przed końcem świata wydali ostatnią kasę na skok na bungie zamiast na podarki dla rodziny. Teraz możliwości mają ograniczone i być może skończy się na własnoręcznie dłubanych laurkach i samodzielnie wykonanych ze starych skarpet maskotkach utrzymanych w modnym nurcie „destroyed”.

Święta nie są już tym samym, odkąd jest się „dużym” i nie jest się już jedynie odbiorcą, ale trzeba też być dawcą. W pewnym momencie kończy się beztroska rodem z „Dzieci z Bullerbyn”, czysta przyjemność, chłonięcie atmosfery i poczucie bezpieczeństwa. Budzisz się któregoś dnia i nagle okazuje się, że teraz to ty jesteś organizatorem i zamiast „Dzieci z Bullerbyn” sytuacja zaczyna przypominać gwiazdkę z Doliny Muminków, z tym bezrozumnym pośpiechem i szaloną gonitwą nie wiadomo za czym, której rodzina Muminków nie może pojąć.

Mnie ta cała bieganina i krzątanina przedświąteczna po prostu przeraża. I ci ludzie z obłędem w oczach, w ostatniej chwili kupujący zestawy kosmetyków w Rossmanie, porywający w zachłanne ręce leżące na samym wierzchu kolejne tomy romansidła o perwersyjnym Greyu i uszczuplający stosy ułożone z egzemplarzy „pierwszej powieści dla dorosłych J.K. Rowling”. To ja już wolę dostać jedzenie. Jedzenie to zawsze zacny prezent, a do tego praktyczny. Jedzenie i jakiś kryminał.

Właśnie, kryminał. W takich momentach, gdy wszyscy ogarnięci jakimś szaleństwem gotują, pieką, sprzątają, szorują, piorą, wnoszą, wynoszą, przynoszą, kupują, a do tego strofują, napominają i zmuszają do robienia różnych rzeczy, mam po prostu ochotę rozwalić się w wygodnym fotelu z paczką żelek i jakimś napojem i czytać sobie w najlepsze kryminał. W taki zimowy świąteczny czas miło jest wrócić do starych przyjaciół. Przypomnieć sobie klasykę, może trącącą lekko nadpleśniałą myszką, ale swojską i sympatyczną. Mam tu na myśli na przykład dwie propozycje Agathy Christie: powieść „Boże Narodzenie Herculesa Poirot” i opowiadanie „Tajemnica gwiazdkowego puddingu”. Pierwsza pozycja jest wyjątkowo jak na Christie krwawa, z zawiłą i imponującą intrygą. Druga – bardziej familijna, prezentująca w pełni sentyment Królowej Kryminału do atmosfery świąt w starym wiktoriańskim domu i w dużej rodzinie. Autorka nawiązuje w tym sympatycznym opowiadaniu do własnych wspomnień z dzieciństwa.


Tymczasem ja życzę Wam, abyście, gdy już się uporacie z całą tą masą obowiązków różnego kalibru, mogli w spokoju korzystać z owoców swojej i cudzej pracy. Dobrze się najedli, napili, wypoczęli i zdobyli się na jakąś głębszą refleksję jeśli macie taką potrzebę. I życzę wam samych dobrych kryminałów pod choinką.

Gaja Grzegorzewska