Gaja Grzegorzewska, Wszędzie ten krymiał

Wszędzie ten kryminał

Moja fascynacja kryminałem zaczęła się rozwijać, gdy byłam w podstawówce. Pochłaniałam kolejne książki tak jak należy, zaczynając od ojców założycieli, czyli Poego, Conan Doyle’a, Christie i Chandlera. Czytałam jeden kryminał za drugim, z niechęcią znajdując czas na absurdalnie nudne lektury szkolne. Postanowiłam więc sobie nieco umilić męczarnię czytania pozycji obowiązkowych i wkrótce zaczęłam wszędzie widzieć wątki kryminalne.

Janko Muzykant jako niesłusznie oskarżony o kradzież skrzypiec początkujący przestępca, któremu zbyt dotkliwa kara chłosty nie pozwoliła rozwinąć złodziejskiego talentu w latach późniejszych, a śmierć przerwała obiecującą karierę na drodze występku był o wiele ciekawszą postacią niż chorowity wiejski niedojda brzdękający na instrumencie, na koniec padający ofiarą niesprawiedliwości społecznej. Albo „Antek” i zbrodniczy proceder polegający na pakowaniu dziatwy na trzy zdrowaśki do pieca. Mroczny, mocny, budzący niezdrową fascynację temat mógł stanowić zarzewie interesującego śledztwa. Kryminalny potencjał został jednak zmarnowany przez Bolesława Prusa i obiecująca intryga rozwiała się niestety w dydaktycznym smrodku. O wiele lepiej poradził sobie autor w powieści sensacyjnej „Faraon”, zgrabnie prowadząc polityczną intrygę, w którą zamieszane są wysoko postawione persony, wzbogacając fabułę o liczne morderstwa, tajemnicze zdarzenia, spiski, a nawet tworząc postać starożytnej femme fatale. Nie spodziewałam się natomiast wiele po „Panu Tadeuszu”, a więc byłam mile zaskoczona, gdy już na samym początku tytułowy bohater natknął się na tajemnicze ślady w ogródku. „Są ślady, jest dobrze”, pomyślałam. Późniejszy niespodziewany twist z księdzem Robakiem także uprzyjemnił nieco udrękę lektury. W liceum było trochę lepiej. Pojawił się między innymi znakomity wielowątkowy rosyjski kryminał pod tytułem „Zbrodnia i kara”.

Jednak były to lata dziewięćdziesiąte i w Polsce nadal rodzimy kryminał, pomijając Chmielewską i Joe Alexa, kojarzył się głównie z powieścią milicyjną. A więc nie najlepiej. Zagraniczne pozycje natomiast ukazywały się w nietrakcyjnych wydaniach, jakby tym samym chciano jeszcze wyraźniej zaznaczyć pośledniość tej literatury i krótkotrwałość istnienia danej książki w ludzkiej świadomości. Raz przeczytać, nie chwalić się tym, zapomnieć. Jak się rozpadnie – to trudno, przecież nie jest to część księgozbioru, który warto przekazać potomnym.

Potem nastąpiła zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. W 1999 Marek Krajewski napisał pierwszą powieść o Breslau. Powstało stowarzyszenie wielbicieli kryminału „Trup w szafie”, a w 2004 ruszył pierwszy Międzynarodowy Festiwal Kryminału. Te zdarzenia spowodowały znany wszystkim boom na kryminały i ich nagły wysyp. Co roku przybywało polskich autorów i wydań zagranicznych pisarzy. Nagle okazało się, że od czasów Christie i Chandlera sporo się zmieniło, gatunek rozwinął się, a poza klasykami jest sporo dobrych pozycji do nadrobienia. Kryminał skandynawski szturmem zdobył polski rynek, a czytelnicy przekonali się, że nasi sąsiedzi zza Bałtyku mają jeszcze sporo do zaoferowania poza powieściami Maj Sjöwall i Pera Wahlöö. Natomiast amerykański kryminał to już nie tylko Chandler i Hammett, ich cyniczni bohaterowie, ponura refleksja i zagmatwane śledztwo, ale przede wszystkim sensacyjna, trzymająca w napięciu intryga, mistrzowski suspens i błyskotliwe zwroty akcji, jako znaki firmowe autorów z USA.

Kryminał od kilku lat święci swój triumf i apogeum popularności na całym świecie. Kiedyś traktowany pobłażliwie, na równi z romansem, teraz pomaga przemycać głębsze treści i poważną problematykę, równocześnie nadal pozostając wyśmienitą rozrywką. Niegdyś pogardzany, teraz sam nobilituje inne gatunki, wzbogacając ich fabułę. Bo czym niby jest „Harry Potter”, jeśli nie dobrze skonstruowanym kryminałem? Cóż, że intryga rozgrywa się w świecie zapełnionym przez czarodziei, duchy i skrzaty. W każdym tomie jest przestępstwo, sporo podejrzanych, liczne tropy, zaskakujące rozwiązanie zagadki i przywrócenie ładu. Pojawiają się też trupy i to w całkiem sporej ilości, jak na książkę dla dzieci. A Lord Voldemort to klasyczny super przestępca, którego psychopatyczne skłonności mają swoje źródło, jak to w kryminale często bywa, w trudnym dzieciństwie. Detektyw Harry Potter ma też naturalnie swojego pomocnika – przyjaciela idiotę, tak jak Holmes miał Watsona, a Poirot Hastingsa.  Albo weźmy takie „Gotowe na wszystko”. Pozornie jest to serial skierowany do kobiet, niebezpiecznie ocierający się o operę mydlaną. Ale przecież morderstwa, intryga kryminalna i stopniowe odkrywanie tajemnic, będących wątkami spajającymi odcinki każdej serii, to motywy ważne dla całości fabuły w tym samym stopniu, co romanse bohaterek i ich codzienne problemy. Każdy odcinek kończy się zwrotem akcji, który sprawia, że chce się oglądać dalej. Znam wielu mężczyzn, którzy chłonęli losy mieszkanek Wisteria Lane, asekurując się stwierdzeniem, że to przecież kryminał, a nie jakaś tam szmira dla bab. Podobnie sprawa ma się z produkcją HBO „Czysta krew”. Wampiry, wilkołaki, demony i romantyczna miłość w gotyckim stylu to tematy samograje, wystarczające, by przekonać wielomilionową publiczność, aby zasiadła przed ekranem. Jednak by przekonać ją, aby bez żenady oglądała wampirzo-ludzkie, mocno kiczowate love story, trzeba było czegoś więcej. Twórcy sięgnęli po kryminalny anturaż. Wystarczyło dodać w każdej serii mocny, tajemniczy i bardzo krwawy kryminalny wątek i klasyczne postaci często goszczące na kartach powieści kryminalnych, takie jak niebezpieczny psychopata, seryjny morderca, femme fatale, płatny zabójca, durny policjant, mroczny amant czy polityk o nieczystych rękach, by wynieść serial ponad poziom romansidła pokroju serii „Zmierzch”. I znowu wielbiciele dzieła na zarzuty jego przeciwników, widzących w serialu jedynie niestrawny mariaż kiczu i przemocy, mogli wykrzyknąć: „Przecież to przede wszystkim dobry kryminał!”.

Okazuje się, że przy odrobinie dobrej woli kryminalną konwencję można znaleźć tam, gdzie nikt by się jej nie spodziewał. A ja znowu, jak tamta uczennica podstawówki wiele lat temu, odczuwam przyjemność w odnajdywaniu takich wątków i cieszę się z każdego znaleziska. Kryminał już u swego zarania miał większe szanse wydostać się poza ciasne ramy gatunku, stać się czymś więcej niż popularnym czytadłem i przenikać do innych dzieł. Tematyka zawsze krążyła przecież wokół trudnych zagadnień podstawowych, takich jak życie, śmierć, dobro, zło, które to stanowiły pomost pomiędzy kryminałem a literaturą wysoką.

Kto wie, może kiedyś nastąpi też rehabilitacja romansu, który może się przecież pochwalić pięknymi korzeniami. Utwory sióstr Brontë czy Jane Austen należą obecnie do kanonu klasyki. Wszystko jednak wskazuje na to, że kierunek, w którym podąża ten gatunek, to raczej poziom sagi o wyuzdanym Greyu niż opowieść o dumnym panu Darcy.


Gaja Grzegorzewska