Nadia Szagdaj: Ja też nie wiem, jak to działa, ale się śni. Podejrzewam, że to kwestia otwarcia na świat, ciągłego poznawania, niestronienia od nowości. Dbajmy o sny, bez nich jesteśmy ubożsi.
J.A.: Śpiewaczka operowa, wokalistka rockowa, pisarka, poetka, fotografik, filmowiec. Wiadomo, że Wrocław jest świetnym miejscem dla ciekawych osobowości, ale Pani jest po prostu multimedialna.
N.Sz.: Zawsze taka byłam. Zaliczyłam wszystkie możliwe szkoły muzyczne jako wiolonczelistka i śpiewaczka, a jednocześnie robiłam mnóstwo różnych rzeczy. Najbliżsi, w tym rodzice, radzili, bym skupiła się na jednej konkretnej rzeczy, ale ja po prostu jestem zwolenniczką „korespondencji sztuk". Niegdyś ludzie bywali multiartystami, spełniali się w każdej dziedzinie - mieli ochotę, to pisali, innym razem malowali lub śpiewali - i nikomu to nie przeszkadzało. Dziś osoby, które tak próbują żyć i tworzyć, stanowią dziwne zjawisko. To przykre. Każdy w miarę możliwości powinien spełniać się w tym, czym chce. Można coś robić lepiej lub gorzej, ale czuć się spełnionym, bo wtedy jesteśmy szczęśliwi.