Revolver, Guy Ritchie

Autor: Redakcja
Data publikacji: 13 listopada 2007

Revolver

Autor: Guy Ritchie

Fabularny majstersztyk

Przeglądając pobieżnie prasę, zdziwiły mnie niezmiernie baty, które swego czasu spadły na Revolver ze strony krytyki – bo tym samym rzuciły na mnie cień podejrzenia o halucynacje. Dla pismaków bowiem Ritchie dał film nieudany, dla mnie zaś – z pełną odpowiedzialnością za słowa - znakomity.

Po pierwszym seansie nie do końca wszystko było dla mnie jasne: puzzle, do których układania zmusza widza reżyser przy pierwszym rzucie są wyzwaniem nie lada, jednakże intrygują na tyle, by podejrzewać, że jest w tym szaleństwo w pełni kontrolowane. Potem obejrzałem film jeszcze raz, tym razem z kluczem, który podskórnie wyczułem przy odsłonie pierwszej. Pomogło.

Jeden z pionierów Nowej Fali, Alain Resnais, w swych dwu wybitnych dziełach „Hiroshima mon amour” i „Zeszłego roku w Marienbadzie” zapoczątkował kino eksperymentujące z widzem – czy też na widzu – kino wciągające go w grę na intelekt, w grę skojarzeń, w układankę mającą na celu oddzielenie subiektywnego od obiektywnego, faktu od mistyfikacji, pokazanego i wyobrażonego; w filmie współczesnym na tej bazie mamy już wiele rzeczy genialnych: Tarantino, scenarzysta Philip Kaufman, Nolan w „Memento”, „Rekonstrukcja”, kino Amenabara („Otwórz oczy”, „Inni”) czy „Szósty zmysł” Shyamalana. – najbliżej zaś najnowszej pozycji Ritchie’ego są z pewnością „Piękny umysł” Howarda czy znakomity „Podziemny krąg” Finchera. „Revolver” w ten zbiór wpisuje się mocno.

Oto punkt wyjścia: mistrz hazardu Jack Green (stały aktor Ritchie’ego, świetny Jason Statham), wychodzi po siedmiu latach z więzienia z zamiarem zemsty na człowieku, za którego odbył karę. Tenże, niejaki Macha (Ray Liotta), właściciel kasyna, dotkliwie przegrywa z Greenem przy stole, postanawia więc pozbyć się przeciwnika – Greena ratują jednak dwaj enigmatyczni hochsztaplerzy - Zach (Vincent Pastore) oraz Avi (André Benjamin, także rapper formacji „Outkast”) – w zamian zaś wciągają go w gangsterską rozgrywkę pomiędzy Machą, konkurencyjnym Lordem Johnem, i wszechwładnym bossem Goldem.

Intryga, humor i sposób narracji przypominają już od pierwszych kadrów poprzedniego Guya Ritchie (nie licząc sentymentu z Madonną...): sprawne prowadzenie wielu postaci, co, jak poprzednio, może początkowo dezorientować, brawurowy montaż i ekspresja, inteligentnie absurdalny śmiech, różne wariacje tego samego motywu – to wszystko tworzy sos a’la „Porachunki” i „Przekręt”. W „Revolverze” dodatkowo dostajemy zaś całkiem przekonujący psychologizm.

Green przez siedem lat więzienia był zamknięty w izolatce, sam ze sobą, niczym bohater „Oldboya” Park Chan Wook’a, po sąsiedzku zaś miał dwu szachistów, których ruchy, przekazywane w książkach z biblioteki, odtwarzał na własnej szachownicy. Praktyka uczyniła z niego mistrza – po wyjściu planuje zemstę właśnie na zasadzie perfekcyjnie ułożonej rozgrywki , której kolejne posunięcia śledzimy w narracji z offu.

Ta narracja właśnie z wolna sugeruje nam, że to, co widzimy na zimnym ekranie stoi w pewnym rozdźwięku z subiektywnym spojrzeniem Greena. W miarę rozwoju intrygi zaś Ritchie, choćby dobitnym układem kamery , ewidentnie mówi, że gra toczy się także na płaszczyźnie reżyser – widz; to, co wydawało się nam realne staje się mocno niejasne; osoby, które wydawały się istnieć naprawdę, z czasem wyraźnie (wyraźnie!) się rozmywają. Na szczęście, choć przekonanie się o tym wymaga przynajmniej dwukrotnego obejrzenia obrazu, reżyser nad każdym elementem panuje perfekcyjnie. Więcej – czytelnie podpowiada nam z czasem co jest faktem, co zaś wizualizacją traumy bohatera (a ta uprawdopodobniona jest – bardzo trafnie! – analogicznym przypadkiem, który zdarza się potem Machy).

Revolver”, oprócz znanej już marki Ritchi’ego dodaje więc ten „drobny” element gry fabularnej (psychologicznej), na tyle jednak trudny w odbiorze, by nieść sobą niebezpieczeństwo oskarżenia o niejasność. Przez to chyba krytyka – zaznaczam, nie tylko u nas - sarka na rzekomą bełkotliwość filmu i puste efekciarstwo, bo najogólniej w tym duchu owe wypowiedzi toną. Co jest tym bardziej niezrozumiałe, ba, nawet niezrozumiałe do kwadratu!, że przecież mieliśmy już wcześniej tylu poprzedników – patrz wyżej - i to poprzedników przez krytykę w większości uznanych.

A bynajmniej – film Ritchie’ego nie jest li tylko błyskotką. Kiedy już uświadomimy sobie, kto w nim kogo tak naprawdę kantuje (to słowo-klucz filmu!), wychodzi szydło z worka: prawdziwy przeciwnik czai się w nas samych, w ograniczeniach naszego umysłu, w naszych ułomnościach... Układ postaci reprezentuje tu kilka aspektów ludzkiej psychiki – pokusy, wyrzuty sumienia, nieokreślone, acz wyczuwalne zło (Gold!), wentyl bezpieczeństwa (duet Avi – Zach)... - Ritchie ponoć dłubał nad scenariuszem trzy lata, sam film powstał w trzy miesiące – każdy klocuszek siedzi tu twardo i warczy „nie rusz”. Fabularnie – to niewątpliwy majstersztyk. Szkoda, że pochopnie niedoceniony.

Na szczęście – „Revolver” cieszył się w kinach powodzeniem ogromnym. Paradoksalnie – czyżby nieuczone masy dostrzegały to, co pominęli w swej wszechwiedzy filmoznawcy?! „A plague on their houses!”, chciałoby się sparafrazować Szekspira. Co też chętnie czynię.
 
+Tomasz Daniel Dobek+

Revolver


(Francja,Wielka Brytania, 2005)
czas 115 min.
Reżyseria:  Guy Ritchie
Scenariusz:  Guy Ritchie
Obsada
Jason Statham - Jake Green
Ray Liotta - Macha
André 3000 - Avi
Vincent Pastore - Zach
 

 
 
 

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Revolver" Guy Ritchie