FORUM, Jan Siwmir

Ekran cicho rozbłysnął, delikatnie odbijając się w małej szybie. Świetlik denerwował niezmiernie każdą z przebywających tu osób – był brudny, porysowany i ogólnie rzecz biorąc kojarzył się raczej ze śmietnikiem niż oknem na świat rozjaśniającym rzeczywistość. Cóż, mieszkania się nie wybiera, albo przynajmniej rzadko ma się możliwość wyboru.

Google wchłonął w swoje trzewia dwie literki pk przełknął i wypluł listę haseł, dając siedzącej naprzeciw niego postaci do zrozumienia, że reszta nie należy do niego i za nic więcej odpowiadać nie zamierza. Pk. Stylus. Forum. Ok.

Warchole: Błeeee, błeee jakieś to takie liryczne, liryczne, rozlazłe... pachnie grafomaniom.
Wojtek M.: Drogi Warchole, grafomanią pisze się przez ą na końcu. Czyżby dzień bez warcholstwa językowego był dniem bezpowrotnie straconym?
Pedro: Nie...nawet nie śmiem komentować. Opowieści rodem z Archiwum X, Opowieści z krypty-nie, nie- powiedziałbym, że o niebo lepsze. Nie ma zresztą co się rozpisywać: REWELACJA i prosimy o jeszcze...
Charles: No tu to chyba pan Pedro se coś golnął, bo urocze te historyjki może i są, ale gdzie tam im do Archiwum X. Odrobinę pomyślunku panie i panowie!!!
Pedro: Mnie się podoba. Jest mięsiste i rozedrgane jak nóżki w galarecie, dynamiczne, szalone i z mrożącym dystansem. Nieskrępowany żywioł frenetycznej makabry i jaskrawej groteski. Boskie.
Warchole: W temacie cholerna erudycja, cholerna erudycja. A temat? Równo popaprany. Ja się nawet polemiki nie podejmuje, nie podejmuje.
Denatka: No jasne, bo czyta się tylko to, co jest na topie – kij w oko temu, co ten top ustala. A jak się zrecenzuje coś aktualnie nietopowego, to kompletny obciach.
Charles: Faktycznie, obleśne babule, a niech je, ale i tak będę się upierał, że Archiwum X jest lepsze.
Warchole: Eeee, właściwie co to jest frenetycznie?? Może byście, hujemuje, hujemuje, dzikie węże, coś po polsku zapodali?
Wojtek M.: Może być po polsku. Spójrz na pierwsze opowiadanie. Genialny pomysł! Prawie do końca nie wiedziałem, że to ta milutka dziewczyna popełnia morderstwa. Idealne stopniowanie emocji, przenoszenia akcji! Zakończenie mnie totalnie rozbroiło, pomysł tak zwyczajnego końca mistrzowski.
Denatka: A możemy prosić bez ujawniania zakończeń w najbardziej nawet entuzjastycznych recenzjach? To jest poważne grono fanów (a przynajmniej niektórzy są poważni). Apeluję do Moderatora o ocenzurowanie tego postu. Nieładnie cenzurować, ale większej zbrodni niż ujawnianie zakończeń po prostu nie ma. Powinno się takie rzeczy karać śmiercią.
Moderator: Już załatwione;) Pana Wojtka jednak bardzo proszę o przytomność-dla własnego bezpieczeństwa, wszak tu naokoło same, krrrrrryminalne wilki, arrrrghh...

Ciemna sylwetka pochylona nad klawiaturą komputera uśmiechnęła się sarkastycznie. Bzdury jakie wypisywały stada frustratów na forum powodowały szczękościsk połączony z silnym parciem na (nie, nie, nie na pęcherz) na posiadanie broni. Wszystko jedno jakiej. Choćby i procy...

Chociaż, prawdę mówiąc,  jedna z tych wypowiedzi była niezwykle inspirująca. Nie, to złe słowo, raczej pasująca do koncepcji.

Zgarbiona postać jeszcze raz przeczytała kilka słów wystosowanych do Wojtka M., palce przebiegły szybko po klawiaturze komórki, dodając kolejne zdanie i wcisnęły wyślij. Poszło. Teraz można było tylko czekać. Postać przycisnęła ręce do włochatego talizmanu, na którym po jednej stronie wypisane były słowa voodoo protected, zaś po drugiej stronie widniało kilka znaków znanych tylko nielicznym. Talizman nosił ślady silnego maltretowania, włos był zmechacony, liczne, drobne kosteczki połamane, a kawałek ludzkiej skóry wytarty od dotyku.

Kilkanaście minut później, w warszawskim mrówkowcu otworzyło się okno na ostatnim, dwunastym piętrze. Lecąca bezgłośnie, z rozpostartymi rękoma sylwetka sprawiała wrażenie posępnego ptaszyska, zagarniającego pod siebie warstwy światła z pobliskiej latarni. Szarość betonu przebiła się przez warstwy ubrania informując z łoskotem o tym, że jest niezniszczalna. Dopiero po jakimś czasie zaczęli się pojawiać pierwsi gapie. Gdzieś daleko odezwał się jękliwy sygnał karetki, ktoś usiłował odciągnąć matkę zabitego, kilka osób zupełnie nieświadomie acz z determinacją zadeptywało ewentualne ślady, drobny złodziejaszek zwietrzył okazję...

Wysoki mężczyzna podniósł z ziemi torbę z laptopem, wycofał się z tłumu, wsiadł do zaparkowanego za rogiem samochodu i odjechał.

Talizman rozgrzał nieco trzymającą go rękę. Dniało.

                                                                *

Warchole uruchomił komputer. Odruchowo wpisał pk. Zanim zdążył cofnąć rękę, wyszukiwarka usłużnie podsunęła pod nos listę haseł. Ku jego zdziwieniu zamiast dotychczas odwiedzanej strony na pierwszym miejscu pojawiło się www.ptakikluczem.pl. Ale pod kontrolą tego samego moderatora!

Ciekawe – pomyślał – może też mają forum?

Mieli. Od biedy Księgę Gości można wykorzystać jako forum. Przeczytał co jest na stronie. Zemdliło go. Poezja, felietony, opowiadania o  miłości! Jego żona była nauczycielką z zamiłowania. Nauczycielką literatury. Dzień po dniu pracowała nad poprawianiem jego wymowy, błędami, które robił pisząc, a nawet nad sposobem formułowania zdań.

- Nie zamierzam się za ciebie wstydzić przed kolegami z uniwersytetu – zaznaczyła w kilka dni po przymusowym ślubie i konsekwentnie realizowała swój plan.

Dodajmy, że ślub odbył się dziesięć lat temu. Z wielką pompą, samolotem zamiast tradycyjnego mercedesa i weselem na dwieście osób. Spawacz po technikum dostał bogatą księżniczkę za żonę. I, o dziwo, obyło się bez zabijania smoka. W każdym razie przed ślubem.

Czy gdyby wiedział, że wprost z łap swojej matki perfekcjonistki i rygorystycznych nauczycielek w katolickiej szkole wpadnie w wymanikiurowane szpony kobiety mającej ambicje zdobyć profesurę w pierwszym pokoleniu, nie sprzedałby się? Akurat. Nie zamierzał oszukiwać samego siebie. Granatowe volvo, garnitury pod kolor, bielizna za pieniądze, które wystarczyłyby na wykarmienie kilkuosobowej rodziny przez przynajmniej rok... Jedyną niedogodnością byli ochroniarze, dzień w dzień pilnujący, teoretycznie jego bezpieczeństwa, a praktycznie zapewne tego czy nie chodzi na dziwki, do kasyna albo na ochlaj. Tylko komputera nikt się nie czepiał.

- Stanley, zapraszam na obiad – drzwi bezszmerowo uchyliły się i dystyngowany głos starszej kobiety przedarł się przez obrzydzenie goszczące na twarzy mężczyzny wpatrującego się w kolejny wiersz na ekranie.
Teściowa. Nikt inny nie zwracał się do niego imieniem Stanley.
Pretensjonalne zapatrzenie się nowej klasy bogaczy na amerykańców – pomyślał.

-    Cieszę się, że w końcu doceniłeś urok mowy wiązanej – kobieta wymawiała starannie każdą literę – jednakże muszę cię na chwilę oderwać od tego co robisz, albowiem Mary (Maryśka, kurwa, Maryśka) nakryła już do stołu.
-    Idę – burknął, zostawiając komputer na stronie z poezją. Niech się baby cieszą.
   
Podczas obiadu aż dwa razy został zganiony. Za przerwanie teściowej w środku zdania i za brak uniesionego małego palca podczas podnoszenia filiżanki. Nerwy. Nie mógł doczekać się kiedy znowu zasiądzie przed komputerem.

Nawet nie trzeba się było logować.

Sożyk:
Beznadziejne te wasze wypociny. Łzawe takie i bez sensu. A w ogóle to macie chyba obsesje na temat chłopów. Może wam brakuje?

Mężczyzna wymienił jeszcze „ż” na „rz” w słowie może i dał „u” zwykle w zwrocie a w ogóle. Wysłał. Jednak Księga Gości to nie zwykłe forum, wobec czego na odpowiedź musiał poczekać około godziny.

Diana: Sożyk, z przykrością muszę cię powiadomić, że najprawdopodobniej pomyliłeś strony. Ta nasza przeznaczona jest dla osób wiedzących w jaki sposób napisać może oraz a w ogóle. Zagraj w quake’a, albo pobaw się joystikiem, he, he. Pozdrawiam.

Mężczyzna przed komputerem sapnął z zadowolenia. Wybrał numer wysokiego, przystojnego mężczyzny, poruszającego się z nieodłącznym laptopem, numer Charlsa:

-    Cześć. Mamy następną. Diana, www.ptakikluczem.pl. Zawiadom Teda.
-    O.K.

Ted był moderatorem. Współpracował niechętnie, ale współpracował. Mieli na niego kilka haków. Warchole/Sożyk podejrzewał, że teść, od którego otrzymał komórę najnowszej generacji, zamontował w niej pluskwę, toteż miał zawsze przy sobie przynajmniej dwie zwykłe, na kartę, nienamierzalne. Podniecenie jakie ogarniało go przed każdą akcją zdumiewało jego samego. Było coraz większe i większe. Wyobrażał sobie, że unicestwia w ten sposób teścia, teściową i żonę odwdzięczając się im za lata poniżenia, odreagowując. Wierzył, iż tylko dzięki temu jeszcze nie zwariował, wierzył, że ma prawo eliminować takie zadufane w sobie jednostki, które mają czelność przykrawać cały świat do swoich wyobrażeń, pouczać innych, drwić z takich geniuszy jak on. Od dłuższego czasu wierzył też, że jest wszechmocny. On im wkrótce pokaże!

Jeszcze tego samego dnia otrzymał od Teda dane Diany. Charles, który dla bogatego przyjaciela zrobiłby wszystko, wywiedział się o jej nawyki i zwyczaje. Mieszkała w Warszawie, sama i dwa razy w tygodniu chodziła na lekcje tańca dla puszystych prowadzone przez niezwykle atrakcyjnego chłopaka, tak bardzo podobającego się wszystkim uczestniczkom kursu, że ciągle prosiły o korepetycje. I chociaż Kuba wymigiwał się jak tylko mógł od nadprogramowych zajęć, przecież pozostawiał każdej cień nadziei.

Po trzech dniach ożywionej konwersacji z Dianą i ze zwolennikami twórczości prezentowanej na stronie Ptaków, Warchole/Sożyk wysłał SMS-a: „Droga Diano, jestem na ostatnim piętrze Twojego bloku, podziwiam widok ulic ozłoconych zachodzącym słońcem. Czy znajdziesz chwilę, by wraz ze mną cieszyć się tym widokiem? Kuba

Po czym, zamiast trzymać kciuki za to, aby Charlsowi bezproblemowo powiodło się po raz kolejny, zaczął pocierać talizman.

Zaprawdę, wierzącym jest łatwiej na tym świecie.

...

Pedro: Czy ktoś wie, co się stało z Wojtkiem M.?