Jedenaście ulubionych horrorów dzieciństwa, Gaja Grzegorzewska

Jedenaście ulubionych horrorów dzieciństwa

Zanim na dobre rozsmakowałam się w kryminale, moim ulubionym gatunkiem  był horror. A lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte to były przecież złote lata horroru. Szłam do wypożyczalni video sama lub ze znajomymi i braliśmy kilka tytułów, oceniając po okładkach. Im obleśniejsza, tym lepiej. Potem urządzaliśmy sobie, najczęściej w moim domu, wielogodzinne seanse. Wiedziałam, że przypłacę tę chwilę przyjemności (?) bezsenną nocą albo koszmarami. Mimo to nie potrafiłam sobie odmówić tej uczty z flaków i krwi.

Oto kilka tytułów, które szczególnie zapadły mi w pamięć. Swoją drogą, ciekawa jestem, czy te filmy nadal potrafią straszyć? Lepiej się chyba jednak o tym nie przekonywać i zachować w pamięci nostalgiczne wspomnienia, w których potwory, zwyrodniali mordercy i kosmici nie byli z gumy i kauczuku.

1. „Śmiertelnie mroźna zima” (reż. Arthur Penn, 1987)
Bardzo klimatyczny horror-thriller. Myślę że mógł przetrwać próbę czasu. Ale nie wiem, czy odważę się sprawdzić.

2. „Pan Frost” (reż. Philippe Setbom, 1990)
Jeff Goldblum – szatan czy wariat? W każdym razie to chyba jego rola życia! To dzieło również należy raczej do tych klimatycznych, a nie odrażających i spływających posoką i wnętrznościami.

3. „Koszmar z ulicy Wiązów”
(reż. Wes Craven, 1984)
Cała seria o Freddim Kruegerze to klasyka, którą ubóstwiały wszystkie dzieci z mojego pokolenia.

4. „Wywiad z wampirem” (reż. Neil Jordan, 1994)
Jordan, adaptując powieść Anne Rice, prezentuje romantyczne oblicze wampiryzmu, jeszcze zanim stało się to modne i zostało przemielone przez popkulturową maszynkę i wyplute, czasami jako mielońce strawne („Czysta krew”), a czasami niestrawne („Zmierzch”). Poza tym to chyba jedyny film, w którym Tom Cruise mnie nie irytuje.

5. „Same kłopoty” (reż. Dan Aykroyd, 1991)
Ni to horror ni to komedia. Strasznie zwariowane dziwadło. Czworo znajomych trafia do miasteczka, którym rządzi odrażający sędzia i jego okropna rodzinka. A do tego jako bonus w roli trzecioplanowej pojawia się śp. Tupac!

6. „Wąż i tęcza” (reż. Wes Craven, 1988)
A w głównej roli Bill Pullman. Ten horror o zombie, z elementami voodoo był naprawdę przerażający. Pamiętam, że mama weszła do pokoju sprawdzić, co oglądamy, postała chwilę zaskoczona i w końcu powiedziała: „Dzieci, kto wam wypożyczył ten film?”.

7. „Dracula” (reż. Francis Ford Coppola, 1992)
Horror postmodernistyczny, o czym naturalnie w wieku dwunastu lat nie miałam pojęcia. Podczas obozu tenisowego wybraliśmy się na ten film ze znajomymi. Nikt nie robił nam problemu. Dzień wcześniej w tym samym kinie również bez problemu wpuszczono nas na film erotyczny, gdy tylko ja i pozostałe dwunastolatki zapewniliśmy panią w kasie, że mamy po osiemnaście lat. Wspaniałe czasy!

8. „Candyman” (reż. Bernard Rose, 1992)
Uwielbiam ten klimat mrocznego blokowiska i postapokaliptycznego krajobrazu wokół. I uwielbiam Tony’ego Todda i jego głos! Tu i w każdym innym horrorze. Ale do dziś zdarzają mi się momenty, w których boję się spojrzeć w lustro, aby mnie coś nie podkusiło...

9. „Lodziarz” (reż. Paul Norman, 1995)
Pomysł po prostu rewelka! Lodziarz o plastelinowej, komiksowej, strasznej fizjonomii Clinta Howarda łapie dzieci i robi z nich lody, po czym jeździ po dzielnicy i sprzedaje je innym dzieciom!

10. „Predator”
(reż. John McTiernan, 1987)
Jeden z pierwszych horrorów, jaki zobaczyłam w życiu. Stało się to u kolegi na domówce. To była chyba czwarta klasa podstawówki, więc jak mówię „domówka”, to mam na myśli spotkanie po szkole około godziny 15.00, kiedy na polu jest jeszcze jasno. Byłam na tej imprezie (suto zakrapianej sokiem owocowym Kaczor Donald) chyba jedyną dziewczyną i skupiałam się głównie na tym, aby nie zamykać oczu i nie pokazać, jak bardzo się Predatora boję.

11. „Coś” (reż. John Carpenter, 1982)
Pech chciał, że tego samego wieczoru, kiedy obejrzałam „Coś”, dostałam małego kochanego kotka. Łatwo się domyślić, że przez całą noc nie wpuściłam go do pokoju, chociaż płakał pod drzwiami. On piszczał, a ja myślałam: „Tak właśnie zachowywałby się kosmita – piszczałby, udając słodkiego koteczka biedaczka!”.