Research, Gaja Grzegorzewska

Research

W zeszłym tygodniu pisałam o pułapkach czyhających na korektora, a dziś chciałam podzielić się refleksjami na temat innej ciemnej strony pisarstwa, która towarzyszy autorowi od pierwszych wystukanych wyrazów, aż do ostatniej postawionej w tekście kropki. A potem pojawia się jeszcze raz przy okazji korekty. Mowa tu o researchu.

Zawsze podziwiałam pisarzy w rodzaju Marka Krajewskiego, którzy odwalają taki ogromny kawał roboty, aby umieścić książkę w innych czasach i jak najlepiej oddać realia. Podobno są ludzie, którzy bardzo lubią robić taką dokumentację. Prowadzą szeroko zakrojone poszukiwania i dogłębnie badają temat. Wyobrażam sobie takiego pisarza o wyraźnym zacięciu naukowca, jak siedzi w swoim gabinecie, obłożony potężnymi tomami, drukarka wypluwa kolejne znaleziska, wokół piętrzą się stosy książek z pozaznaczanymi fragmentami, na biurku zalegają grube notatniki zapełnione do ostatniej strony obszernymi, szczegółowymi notatkami. Każda nowa ciekawostka czy informacja rajcuje ich jak urodzinowy prezent. A to wszystko dzieje się jeszcze zanim zabiorą się do pisania powieści! Niektórzy nawet wolą ten etap przygotowawczy od samego tworzenia fabuły.     

Ja do tej grupy nie należę. Piszę książkę i szukam informacji w tym samym czasie, bo jestem niecierpliwa i samymi badaniami bym się zanudziła. Muszę coś robić. Research za bardzo przypomina naukę, a ja się uczyć nigdy nie lubiłam. Trzeba być skupionym, systematycznym i mieć metodę. Nie potrafię się skupić, nigdy w życiu nie byłam systematyczna, a moją metodą jest chaos.

Czytając „Sekretne zapiski Agathy Christie”, które są omówieniem siedemdziesięciu trzech notesów zapełnionych notatkami poczynionymi przez pisarkę do książek, wyobraziłam sobie, że ktoś bierze do ręki moje niezrozumiałe bazgroły i usiłuje cokolwiek z nich zrozumieć. Albo odnajduje w komputerze, w folderze o nazwie „różności nie do sklasyfikowania”, kilkadziesiąt  dokumentów o nazwach w rodzaju „not do po”, „wyć z bet” albo „nowe” lub „jeszcze nowsze”.  Ja sama po jakimś czasie nie mam pojęcia, o co mi chodziło.

Deficyt uwagi i niechlujstwo to jedne z wielu przeszkód utrudniających robienie researchu. Znacznie gorszą (bo niewynikającą z własnych słabości, które teoretycznie można spróbować pokonać) przeszkodą w pracy jest odkrycie, że w internecie nic nie ma! Gdy robiłam badania do „Grobu” (najciekawsze jak dotąd) materiału miałam w bród – setki stron poświęconych seryjnym mordercom, słynnym nekrofilom, kanibalom, wywiady z psychopatami, filmy, zdjęcia, opowiadania, artykuły naukowe, analizy psychologiczne. Mogłam w tych paskudztwach przebierać i grymasić. Na temat medycyny sądowej i kryminalistyki mam całą półkę książek – od historii, przez sensacyjne przypadki, aż po podręczniki. Internet również pęka w szwach od informacji.

Niestety, akcja mojej najnowszej książki rozgrywa się wśród kryminalistów, chuliganów i dresiarzy. To oznaczało, że w internecie poszukiwałam nie tylko konkretnych modeli maczety, ale również konkretnych kawałków poezji! I w jednym, i w drugim przypadku spotkało mnie srogie rozczarowanie. Nie znalazłam maczety, o jaką mi chodziło, nie znalazłam też właściwie nic na temat „Enocha Ardena” Tennysona w języku polskim. Wiem, że w podobnej sytuacji należy udać się do tak zwanej biblioteki. I to właśnie uczyniłam. W przypadku Tennysona odniosłam pełen sukces! Ale co z moją wymarzoną maczetą?

Gaja Grzegorzewska