Najdziwniejsze kryminalne pastisze, Gaja Grzegorzewska

Najdziwniejsze kryminalne pastisze

I nie chodzi tu o dzieła z nurtu neo-noir w rodzaju „Blade Runnera”, „Harry’ego Angela” czy „Chinatown”, ani o pokręcone fabuły Lyncha czy czerpiące pełnymi garściami ze stylistyki czarnego kryminału filmy w stylu „Czarnej Dalii”. Nie mam też na myśli komiksów takich jak „Sin City”. Nie, tym razem chcę przedstawić prawdziwe dziwadła, na które się natknęłam podczas eksplorowania gatunku kryminalnego, zarówno jako czytelnik, jak i jako widz.

Najbardziej kusząca wydaje się konwencja noir. Z połączenia tego rozpoznawalnego w dwie sekundy stylu i autorskiej szalonej wizji twórcy wychodzą niekiedy zaskakujące treściowo i formalnie mutacje. I tak na przykład z czarnym kryminałem postanowił zaszaleć Mike Resnick, na co dzień autor powieści science fiction. Z mariażu SF z konwencją noir powstały powieści „Na tropie jednorożca” i „Na tropie wampira”, w których prywatny detektyw rozwiązuje zagadki w równoległym wszechświecie zaludnionym przez elfy, smoki, wampiry demony i inne nadprzyrodzone stwory.

Najsłynniejszym, a zarazem najdziwniejszym dziełem czerpiącym z filmu noir jest „Kto wrobił królika Rogera” – brawurowe połączenie kryminalnej komedii i animacji. Los Angeles lat czterdziestych w filmie Roberta Zemeckisa poza ludźmi zamieszkują Animkowie – animowane postaci, gwiazdy filmów rysunkowych. Najsilniejsze piętno w pamięci, po seansie obejrzanym w dzieciństwie, odcisnęła u mnie postać Jessiki Rabbit – niezwykle efektownej żony królika Rogera, jednej z najbardziej charakterystycznych i najlepiej rozpoznawalnych femmes fatales w historii kina. Można powiedzieć, że ta animowana seksbomba skradła show Bobowi Hoskinsowi!

Ciekawym eksperymentem jest również seria francuskich komiksów „Blacksad”, której autorami są Hiszpanie Juan Díaz Canales i Juanjo Guarnido. Tu z kolei Nowy Jork lat pięćdziesiątych zamieszkują antropomorficzne zwierzęta, a detektywem rozwiązującym zagmatwane jak u Chandlera zagadki kryminalne jest czarny kot, weteran wojenny, cyniczny i zblazowany John Blacksad.

Jednak moim absolutnym faworytem są kryminalne nawiązania, które pojawiają się w kilku odcinkach serialu „Pora na przygodę”. W „Pomiędzy czernią a bielą” (jest to jedyny czarno-biały odcinek) antropomorficzny komputer BMO rozwikłuje tajemnicę zgubionej skarpety. Domek na drzewie w mózgu BMO zamienia się w przestrzeń z kina noir, a domowe sprzęty i mieszkańcy stają się ikonicznymi postaciami konwencji czarnego kryminału. W odcinku „Ciarki” mamy natomiast klasyczny zabieg locked-room, z tą różnicą, że z mordercą w tajemniczym, mrocznym domostwie utknęli nie bohaterowie Agathy Christie, lecz obywatele Słodkiego Królestwa. Do twórczości Christie, przede wszystkim „Morderstwa w Orient Expressie”, ale też do typowego slashera nawiązuje z kolei odcinek „Pociąg tajemnic”. Obywatele Słodkiego Królestwa giną jeden po drugim, a próbującemu odkryć tożsamość mordercy Finnowi pozostaje coraz mniej podejrzanych.

Bardzo cenię tego rodzaju eksperymenty i z całego serca życzyłabym sobie, aby powstawało ich jak najwięcej. Rozpoznawanie konwencji, odniesień, nawiązań i gier intertekstualnych to dla mnie bowiem przyjemność w czystej postaci!


Gaja Grzegorzewska