Bardzo długie zaręczyny, Jean Pierre Jeunet

Autor: Tomasz Daniel Dobek
Data publikacji: 17 grudnia 2007

Bardzo długie zaręczyny

Autor: Jean Pierre Jeunet

Na realizację Bardzo długich zaręczyn Jean Pierre Jeunet czekał ponoć niemal dekadę – powieść Sebastian Japrisota, na której oparł swój najnowszy film, poznał bowiem w okolicach swojego pełnometrażowego debiutu Delicatessen (’91). Wykupiwszy prawa do scenariusza od Warner Bros. , po raz czwarty wrócił na ekrany ze swą wizjonerską, barokową wyobraźnią. Po raz drugi zaś – ze swoją Audrey - Amelią – Tautou.

W Delicatessen Jeunet (wspólnie z Caro) bawił się motywami makabreski. W Mieście zaginionych dzieci, fantastycznej cyberbaśni, obaj zderzyli technikę z siłą i niewinnością snu. W Amelii (Jeunet solo) mamy przypowieść o potrzebie baśni na co dzień. Bardzo długie zaręczyny są natomiast przyprawionym po jeunet’owsku (anty)wojennym melodramatem - wykorzystującym kryminalny kostium cozy.

Pierwsza Wojna Światowa. Okopy na froncie francusko-niemieckim. Pięciu żołnierzy zostaje skazanych na śmierć (pozostawienie na „ziemi niczyjej” pomiędzy walczącymi stronami) - za samookaleczenie. Pośród nich jest młody Manech, skrzywiony okrucieństwem walk ostatnie chwile spędzający w nieświadomym szaleństwie – jakże ciężkie są jego słowa: „Mam szczęście, że jestem skazańcem. Dzięki temu nie będziemy musieli czekać do końca wojny. Po prostu po egzekucji wyślą nas do domu ….” ...

Czas po wojnie. Mathilda mieszka z wujostwem (m. in. Dominic Pinion, od początku związany z francuskim filmowcem) na wsi gdzieś w Bretonii. Dziewczyna dowiaduje się, iż jej ukochany (Manech) najprawdopodobniej zginął wyrokiem wojennym. Nie zamierza jednak przyjąć tego do wiadomości. Gdyby jej ukochany nie żył, od razu wyczułaby to. Postanawia więc odkryć prawdę – na własną rękę rozpoczyna poszukiwania najdrobniejszych nawet śladów mogących na powrót połączyć ją z Manechem.

Trafna kreacja Audrey Tautou czyni z Mathildy kolejną, po Amelii, postać w duchu szekspirowskiego Puka Wesołka. Mathilda wierzy w Znaki, jakie odczytuje z otaczającej ją rzeczywistości, czyniąc z nich motor poszukiwań, choć nieraz nie bez wahania; to Znaki właśnie (motyw zapowiedziany już w Amelii), dodają jej sił i nadziei, niczym ‘wentyl bezpieczeństwa’, pozwalający, wbrew wszelkim okolicznościom, nie dopuszczać do siebie najgorszego.

Dziewczyna sprytnie przekonuje do siebie tych, którzy mogą jej pomóc, spuszcza zasłonę na mniej przychylnych. W trakcie odkrywania kolejnych kryminalnych puzzli poznajemy bliżej historię całej skazanej piątki – po drodze mocniej dostrzegając piętno, jako zostawiła wojna tak na nich, jak i na ich najbliższych (tu choćby świetny psychologicznie, erotyczny epizod z Jodie Foster!). Właśnie to demaskowanie prawdy, misterne jej odkrywanie, bliskie jest bajkowej mitologizacji świata, którą mieliśmy w Amelii – rekonstruujemy historię przez pryzmat baśniowego postrzegania Mathildy. Choć z drugiej strony mamy realistyczne elementy śledcze: wynajęty detektyw Kuna błąka się po Francji i Korsyce (jakże archetypowo ukazano tu gorącą panoramę kolebki mafii!) zbierając ślad do śladu; Mathilda łączy kolejne elementy prawdy ze skrawków korespondencji, spotkań, dokumentów. A jeszcze - w tle śledzimy poczynania tajemniczej morderczyni oficerów, która zapewne także przetnie drogę bohaterce...

Obok ciepłej, sielankowej, może nieco naiwnej płaszczyzny powojennej, Jeunet przedstawił bardzo dosłownie samą wojnę. Wybuchy, krzyki, bagnety, strzały, wszechobecne, klaustrofobiczne błotne pola, w których przeryto ciasne, mokre okopy - wszystko to oddano bardzo ekspresyjnie przy dużej pomocy technik cyfrowych. Obie przestrzenie mocno skontrastowano wizualnie (świetne zdjęcia Bruno Delbonnela): przestrzeń Mathildy ujęto w barwy ciepłe, brązy i żółcie, zbliżając wszystko do stylistyki starych fotografii, tylko tu i ówdzie dając kolor mocniejszy.

Estetyką kadru reżyser nawiązuje do swego ulubionego malarza – brazylijczyka Juareza Machado; czytelne są także podobieństwa wizji prowincji w ujęciu Coppoli (Ojciec chrzestny). A z drugiej strony mamy front – błotne szarości, barwy chłodne, wtopiony w tło zimny błękit mokrych, ciężkich mundurów żołnierzy... Także na poziomie dźwięku są mocne antynomie – delikatny szum morza, trawy, podmuchy wiatru, piskliwe detale prowincji – przeciw jaskrawym wystrzałom, głuchym wybuchom... A nad całością unosi się dyskretna muzyka Angelo Badalamenti’ego (znów u Jeuneta!).

Tych, którzy nie gustują w kinie Francuza, może razić naiwność obrazu, może zbyt ckliwy melodramatyzm, może zbyt już manierycznie używane chwyty rozpoznawcze reżysera. Fani Jeuneta wiedzą, że jego filmy wymagają przestawienia się na umowność baśni, na dobroduszną liryczność – wówczas wszelkie naiwności staną się atutem.

Ja po raz czwarty jestem, niemal bezkrytycznie, ‘za’ – dostajemy w Zaręczynach... znów porządne, wizjonerskie, europejskie kino: mieszankę gatunkową (film wojenny, melodramat, kino czarne, kryminał, groteskę, nawet erotykę i fantastykę!), ekspresyjny miszmasz plastyki, muzyki, surrealizmu, realizmu i – powtórzę – baśni. Jeunet po raz czwarty nie zawodzi.

Tylko jedno niebezpieczeństwo – czy wystarczy oryginalności na raz piąty? Bardzo długie zaręczyny nieco Amelii ustępują – tam, myślę, była kulminacja; konsekwencja reżyserska Jeuneta godna jest pochwały – mimo to jednak bałbym się wyeksploatowania oryginalności jego poetyki...



Bardzo długie zaręczyny

Un long dimanche de fiançailles

Francja, 2004
Reżyseria: Jean Pierre Jeunet
Scenariusz:  Jean-Pierre Jeunet, Guillaume Laurant
Na podstawie książki:  Sébastien Japrisot
obsada:
Audrey Tautou - Mathilde
Gaspard Ulliel - Manech
Dominique Pinon - Sylvain
Jodie Foster - Elodie Gordes
Chantal Neuwirth - Bénédicte

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Bardzo długie zaręczyny" Jean Pierre Jeunet