Czy uroda pisarzowi przystoi?, Gaja Grzegorzewska

Analizę kolejnych kryminalnych adaptacji postanowiłam na razie odłożyć na później, bo pojawił się temat bieżący, do którego nie mogłam się nie odnieść.

Czy uroda pisarzowi przystoi?

Zanim spróbuję odpowiedzieć na to trudne pytanie, konieczne będzie ustalenie kilku kwestii podstawowych. Przede wszystkim trzeba się zastanowić: z czego taki pisarz się składa? Zdawałoby się, że z tego samego, co reszta ludzi. Czyli z przeróżnych elementów, zmieniających się w zależności od tego, kogo spytać. Z chemicznego punktu widzenia człowiek składa się głównie z wody. Zwolennicy wersji biblijnej powiedzą, że z ciała, duszy i ducha. Święty Tomasz z Akwinu trochę ten model zmodyfikował i wyróżnił trzy sfery obecne w człowieku: biologiczną, psychiczną i duchową. Tymczasem według Hermana Hesse człowiek składa się nie z jednej, ale z dziesięciu, stu, tysiąca dusz. Stanisław Jerzy Lec twierdził natomiast, że prawdziwy człowiek składa się z pytań. Według Stephena Kinga prawda jest o wiele bardziej brutalna i nieszczególnie atrakcyjna – otóż człowiek składa się z trzech pudeł. Pudła do rozmyślania, oddychania i srania.

Człowiek jest złożony, problematyczny i wymyka się jednoznacznym definicjom. A jak wygląda sprawa z pisarzem? Może on, co prawda, posiadać cechy wspólne z człowiekiem, ale jego podstawowe elementy składowe są zupełnie inne. Modelowy pisarz składa się przede wszystkim ze swojego dorobku, talentu i misji.

Od razu rzuca się w oczy, że podczas gdy większość teorii na temat tego, kim jest człowiek, wskazuje na istnienie biologicznej i namacalnej strony tej istoty, definicja pisarza zdaje się ten aspekt pomijać. Czy oznacza to, że pisarz nie posiada ciała? Nic podobnego. Pisarz posiada ciało. Tyle że nie powinno ono nikogo interesować!

Do takiego właśnie wniosku można dojść po lekturze komentarzy, jakie pojawiły się za sprawą niewinnego z pozoru rankingu, ukazującego najładniejsze polskie pisarki. Przez internet przetoczył się dramatyczny lament: że to seksistowskie,  prostackie, durne, szkodliwe, niepotrzebne, żenujące, ośmieszające, uwłaczające. Dno, upadek, promocja głupoty i w ogóle literatura się skończyła! Jaką szowinistyczną świnią trzeba być, aby jak ten ostatni cham spod budki z piwem chwalić jedynie urodę kobiet, zupełnie jakby nie posiadały mózgu? I jakie ma znaczenie wygląd w odniesieniu do literackiego dorobku? Pisarz ma pisać, a nie podziwiać się w lusterku albo mizdrzyć do tłumu jak uliczna dziewka!

Ta reakcja internautów, zupełnie niewspółmierna do rangi błahego tematu, obudziła we mnie automatyczny sprzeciw i niechęć, jakie zawsze budzi u mnie takie zbiorowe labidzenie, hiperpoprawność polityczna, moralizatorstwo i obsesyjne tropienie najmniejszych przejawów szowinizmu z zapałem Macierewicza rozpracowującego koleje spiski. A przecież nawet Freud przyznawał, że czasami cygaro jest tylko cygarem i niczym więcej. Tak samo komplement niekiedy jest tylko komplementem.

„Nowy wspaniały świat” to absurdalna utopia, a bezwzględne kierowanie się doktryną politycznej poprawności to droga pełna pułapek. Takich jak stosowanie podwójnych standardów: ranking najprzystojniejszych pisarzy nie wzbudził aż takich emocji. Naturalnie również został uznany za bezsensowny i do niczego niepotrzebny, ale zdecydowanie mniej obraźliwy niż ten dotyczący autorek. Zestawienie nagich, seksownych torsów pisarzy również potraktowane zostało z dobrotliwą wyrozumiałością. Może dlatego, że widok zapadniętej, nagiej klatki Franza Kafki wywołuje głównie ochotę, by przytrzymać go i na siłę karmić smalcem. Nikt jednak nie skomentował, że ukazując wątłe ciało twórcy „Zamku”, autor postu dyskredytuje bądź nobilituje jego dorobek. Nikt też nie prychnął z pogardą: „Ten Murakami to musi mieć wyjątkowo pusto w głowie, że się tak rozciąga w samych gaciach”.

Oburzeni wpadają we własne sidła. Zżymają się na ranking, który skupia się jedynie na cielesności pisarek, a zdanie dalej powielają jeszcze gorsze  stereotypy w rodzaju: ja tej pani nie znam, ale na podstawie jednego zdjęcia i kilku zdań z notki biograficznej stwierdzam, że musi być strasznie głupia. Oburzeni są zgodni co do tego, że pisarza nie powinno się oceniać pod kątem urody. Ale ten i ów zauważa, że pisarki ujęte w rankingu są po prostu brzydkie. A poza tym to nie żadna literatura – same kryminały i romanse. Ale skoro tak, to po co ta cała dyskusja? Jeśli rozpowszechnianie takich nędznych treści uważa się za złe i bezsensowne, to czy nie lepiej zaniechać dyskusji, zamiast ciągnąć ją w atmosferze niezdrowego podniecenia?

Nieprawdą jest, że można autora oderwać od dzieła, bo te dwa byty przenikają się i wpływają na siebie nawzajem. Pisarz nie tylko daje swojej powieści duszę, często daje też ciało. Jednak ta cielesność autora jest potraktowana bardzo wybiórczo. Jest zgoda na to, że rozpusta, pijaństwo, narkotyki, autodestrukcja  mają ogromny wpływ na proces twórczy. Nikt nie zaprzeczy, że dorobek artysty można oceniać przez pryzmat jego stylu życia, pochodzenia i środowiska. Dlaczego dyskusja o tym, co pisarz wyprawiał w alkoholowym widzie, z kim romansował, komu dał w ryj, od kogo złapał syfa i za co siedział, nie jest stratą czasu, ale komentowanie urody jest. Twórca z kiłą jest bardziej wiarygodny niż ten z modną fryzurą.

Najlepiej w ogóle, żeby pisarz był brzydki, ubogi i schorowany, bo to przynajmniej zatrzyma go w chałupie, i będzie siedział na tyłku, popijając kupiony za ostatni grosz tani alkohol, i stukał zgrabiałymi z zimna paluchami w maszynę do pisania, skupiony na tym, co naprawdę ważne, a nie na głupotach.


Twórcy rankingu ocenili urodę pisarek. Komentatorzy napiętnowali to ocenianie i surowo ocenili oceniających. A przy okazji również pisarki. A także tych, co podlinkowali ranking, za to, że promują treści rynsztokowe. Ocenianie leży w naturze ludzkiej, a pokusa jest silniejsza niż rozsądek. I nie ma znaczenia, czy strony sporu to osoby kulturalne i wykształcone ani to, jaki jest temat afery. I tak w pewnym momencie kłótnia zaczyna przypominać awanturę grupy przekupek na bazarku. Dlatego tak bardzo nie lubię internetowych „dyskusji” (chociaż kilka razy dałam się na taką skusić), bo zawsze ostatecznie przybiera głupawą, jazgotliwą formę. A cała akcja może się ciągnąć nawet kilka dni, aż zadziała prawo Godwina, bo któryś dyskutant nie wytrzyma i zacznie wyzywać oponentów od faszystów.


Na sam koniec zachowałam sobie kwestię, która mnie w tej całej sprawie uderzyła najmocniej. A mianowicie całkowity brak dystansu. Ktoś ułożył ranking ewidentnie niepoważny, którego celem, podobnie jak pozostałych zestawień w rodzaju „najdziwaczniejsze zdjęcia pisarzy”, miała być jedynie pozbawiona podtekstów rozrywka. Wbrew temu, co chcieli widzieć oburzeni, autor nawet nie próbował w jakikolwiek sposób oceniać wartości dorobku pisarek, a już na pewno nie przez pryzmat ich urody. Ten rodzaj zabawy nie musi oczywiście odpowiadać każdemu ani każdego interesować, ale dobrze, gdyby chociaż żart został rozpoznany jako żart. Czy naprawdę potrzebne jest wielokrotne puszczanie oczka, szturchanie i kopanie pod stołem, aby stało się jasne, że danej treści nie należy traktować zupełnie serio?

Zdemaskowanie treści jako niepoważnej nadal nie rozwiązuje problemu, tylko generuje kolejny: rubaszny dowcip to nadal przejaw prostactwa! Gdybym przeczytała jedynie komentarze do rankingu, to bym chyba uznała, że jakiś napalony prymityw utworzył listę „najlepszych dup i cycków polskiej literatury”. A to przecież tylko sztucznie nadmuchana i niepotrzebnie rozkręcona aferka. Do której sama właśnie dołożyłam trzy grosze.

Podsumowując. Po pierwsze, nie czuję się obrażona tym rankingiem, ani jako pisarka, ani jako kobieta. Przeciwnie. Jest mi całkiem miło. Po drugie, czarny powyciągany sweter nie uczyni z nikogo Marcina Świetlickiego, podobnie jak różowy podkoszulek nie przemieni nikogo w blondynkę z kawału. Po trzecie, wysiłek fizyczny nie zabija szarych komórek, lecz pomaga je odbudowywać. Po czwarte pisarz, powinien mieć prawo do urody, modnej garderoby i imponującej muskulatury. Po piąte, pisarz to też człowiek.


Gaja Grzegorzewska