Kryminał kobiecy kontra mięsna uczta, Gaja Grzegorzewska

Kryminał kobiecy kontra mięsna uczta

Jeszcze raz powracam do tematu uszczęśliwiania bliskich poprzez obdarowywanie ich  kryminałami. Jako że dziś jest Dzień Matki, będzie przede wszystkim o kryminałach najlepszych dla naszych mam. Nie znaczy to jednak, że zapomniałam o surowej i kostycznej ciotce Klotce oraz przyjacielu sadyście i jego specyficznym książkowym guście. I dla nich znajdzie się miejsce w tym felietonie.

Nie wiem jak inne mamy, ale moja na przykład uwielbia kryminały, i to wszelakie, i ma ich ogromną ilość, więc wybierając kolejny na prezent dla niej, muszę przede wszystkim upewnić się, czy takiego aby już nie ma. W szczególności ceni kryminały napisane przez kobiety. (Jak wynikło z rozmowy telefonicznej, którą z nią przeprowadziłam w celu dokonania researchu, lubi też te, w których kobiety okazują się mordercami. Cieszy ją takie równouprawnienie.) A już najbardziej rozkoszuje się takimi, które nie dość, że są napisane przez kobiety, to jeszcze „w jakimś stopniu przypominają książki Agathy Christie”. Do takich pozycji należą właściwie wszystkie kryminały P.D. James, powieści Ann Cleeves, w których zagadki rozwiązuje inspektor Vera Stanhope, brytyjskie kryminały Marthy Grimes, seria „Morderstwa w Midsomer” Caroline Graham, archeologiczne powieści sensacyjno-przygodowe Elisabeth Peters, a także „Śmierć w ogrodzie” Elizabeth Ironside oraz „Bal absolwentów” Ruth Newman.

A więc mama została już obdarowana jakimś dziełem nawiązującym do klasyki, w którym mordercą okazuje się kobieta, ciotka Klotka sceptycznie zerka na otrzymaną Agathę Christie (chyba bałabym się podarować jej coś innego), a nam nadal pozostaje nasz przyjaciel sadysta. To osobnik, który jako dziecko znęcał się nad owadami, rzucał w inne dzieci kamieniami i uwielbiał wszelkie zabawy, które wymagały użycia siekiery. W każdej wolnej chwili demolował, niszczył, psuł i podpalał. Dziś jest dorosły i niby z tego wyrósł, ale nigdy nie wiadomo... Może warto na wszelki wypadek dać mu jakiś soczysty kawał kryminału, taki ociekający krwią oraz innymi wydzielinami, aby ukierunkować jego mordercze zainteresowania w stronę zbrodni fikcyjnych, a nie prawdziwych. Aby w ciszy i spokoju z perspektywy własnego fotela kompensował lekturą swoje niezdrowe popędy.

Pisałam nieraz, że autorką szczególnie lubującą się w rzeźnickich szczegółach jest Karin Slaughter. Fabuła jej powieści niestety nigdy nie jest aż tak absorbująca, jak te wymyślne opisy zbrodni, ale nasz przyjaciel może przecież ominąć nieinteresujące go fragmenty. Dennis Lehane to naturalnie wyższa liga, świetny autor i doskonałe intrygi, w których nie brakuje również odrażających momentów. Podczas lektury w wielu miejscach natykamy się na rozkawałkowywane ciała, odstrzeliwane kończyny, podpalanie żywcem, krzyżowanie, obdzieranie ze skóry oraz inne formy fizycznego znęcania się nad ofiarami. Krwawych jatek swoim czytelnikom nie żałuje również John Conolly. „Wszystko martwe” zapamiętałam jako jedną z najbardziej odrażających książek, jakie miałam przyjemność (?) czytać. Także Jeffery Deaver i Patricia Cornwell lubią uśmiercać swoich bohaterów w okrutny sposób. Makabryczne sceny mogą więc wydawać się specyfiką amerykańską, ale przecież my mamy Marka Krajewskiego – naszego rodzimego eksperta od szczególnie ohydnych zbrodni.

Skoro już wiadomo, co dla kogo, można się spokojnie udać do księgarni. Tylko należy uważać i nie pomylić podarunków. Mama lubiąca kryminały ucieszy się pewnie i z Agathy Christie, i z nowego Krajewskiego, lecz wręczenie jakiejś mięsnej uczty lub, nie daj Boże, feministycznego kryminału ciotce Klotce może się źle skończyć!

Gaja Grzegorzewska