Relacja z drugiego dnia MFK Wrocław 2014

Relacja z drugiego dnia MFK Wrocław 2014

Drugi (ale pierwszy właściwy, pełnowymiarowy, festiwalowy od rana do wieczora) dzień jedenastej edycji Międzynarodowego Festiwalu Kryminału mamy za sobą, co niżej podpisana pisze z dużym żalem, bo zaczęliśmy wydarzeniami, które na długo pozostaną w pamięci publiki. 

Ale zacznijmy od początku, czyli od wykładu inaugurującego Festiwal. W tym roku palma pierwszeństwa przypadła Annie Urban, na co dzień adiunktowi w Instytucie Lingwistyki Stosowanej UAM w Poznaniu, natomiast po godzinach wielbicielce i współtłumaczce powieści Nele Neuhaus. Nie wiem jaki u P.T. czytelników jest stopień znajomości kryminałów z cyklu z komisarzami Oliverem von Bodensteinem i Pią Kirchhoff (a dotychczas po polsku ukazały się cztery powieści, ostatnia „Kto sieje wiatr” dosłownie przed paroma tygodniami, piąta zapowiadana jest na październik), ale niżej podpisana przybyła na wykład dr Urban zielona jak szczypiorek, a wyszła z silnym postanowieniem przyjrzenia się bliżej cyklowi. Tym bardziej że sama Neuhaus to postać nietuzinkowa, kobieta sukcesu pełną gębą, a jej życiorys to niemiecka wersja amerykańskiego snu. 


Pełne spektrum jej osiągnięć najlepiej oddają liczby. Po pierwsze: łączny nakład książek Neuhaus w Niemczech to 4 miliony egzemplarzy, po drugie: kryminał „Śnieżka musi umrzeć” doczekał się 23 wydań… tylko w Niemczech, po trzecie: jest tłumaczona na 20 języków (w tym chiński i koreański)! W obliczu tak oszałamiających liczb trudno uwierzyć, że pisarka pierwsze książki opublikowała własnym sumptem. Była swoją własną redaktorką, korektorką, marketingowcem, a nawet dystrybutorem (samochodem z logo zakładów przetwórstwa mięsnego rozwoziła książki do księgarń). Sukces jej kryminałów zaskoczył wszystkich, włącznie z nią. Dopiero gdy jej powieści (które, przypomnijmy, sama wydawała) zaczęły sprzedawać się lepiej niż książki o Harrym Potterze (!), Neuhaus związała się z Wydawnictwem Ullstein i od tej pory żyje z pisania. Nie tylko powieści kryminalnych. W ramach wytchnienia od trupów pisze książki młodzieżowe z akcją osadzoną w stadninie koni (również tłumaczone na język polski), bo konie to jej hobby i sposób na życie.

Ręka do góry kto brał udział w oględzinach miejsca przestępstwa, sporządzaniu portretu pamięciowego i/lub był przesłuchiwany w charakterze świadka? Myślę, że do wczoraj mało kto.


Międzynarodowy Festiwal Kryminału to nie tylko rozrywka i literatura, ale również poniekąd edukacja (przyszłych pisarzy, naturalnie). I właśnie dwa wieczorne wydarzenia drugiego dnia MFK doskonale wpisały się w tę edukacyjną misję, wdzięcznie łącząc przyjemne z pożytecznym. 


Przyjemne (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi w zestawieniu z takimi hasłami jak morderstwo – nawet symulowane – czy oględziny miejsca przestępstwa), bo autorzy całego zamieszania podeszli do tematu z dużym poczuciem humoru. Zatem czworo profesjonalistów, w osobach antropolog sądowej Agaty Thannhäuser, dwóch rezonujących ze sobą prokuratorów: wrocławskiego Tomasza Salwy i krakowskiego Jacka Skały oraz lekarza sądowego Marcina Gęsickiego przygotowało naukowe show (dosłownie) z licznymi rekwizytami (i fantomem denatki, niejakiej Emilii Kamińskiej, rozwiązłej niewiasty bliżej znanej pod pseudonimem Masza), odtwarzające krok po kroku oględziny miejsca, w którym dokonano przestępstwa. Pokaz poprzedziła prezentacja teoretyczna, po czym aktorzy dramatu skompletowali spośród publiczności całą „rodzinę królewską” ostatniego kontaktu: techników, operacyjnych, dochodzeniowych, lekarza sądowego i oczywiście prokuratora – króla ostatniego kontaktu. Przyznać trzeba, że ochotnicy bardzo wczuli się w swoje role i szybko rozwiązano zagadkę morderstwa Maszy. Winnym okazał się (wyłowiony na widowni) 38-letni Marek B., którego zdradził pomarańczowy szalik. Nawiasem mówiąc Marek B. prywatnie jest również prokuratorem, a jeśli dodamy do tego, że w oficera operacyjnego wcielił się również oskarżyciel, daje to nam największe natężenie prokuratorów na metr kwadratowy w historii MFK!

Na deser starzy, poczciwi Literaci kontra Zawodowcy – wydarzenie, które bodaj już w niczym nie przypomina tego z początków Festiwalu. Jedynymi constans zdaje się obecność podinspektor Małej i nadinspektora Klossa (którzy po raz pierwszy pokazali publice swoje twarze) oraz Szefa MFK Irka Grina w roli prowadzącego. Formuła tegorocznego spotkania ważyła się do ostatnich chwil przed godziną zero i, jak przyznał Irek Grin, do końca nie wiadomo było, jak to wszystko wypadnie. Post factum mogę napisać, że wypadło świetnie i już teraz powinniśmy się bać, co zostanie wymyślone w przyszłym roku.


Byliśmy bowiem świadkami (a niektórzy nawet uczestnikami) grubszej intrygi / wielkiej improwizacji. Wszystko to za sprawą grupy Improkracja, która do perfekcji opanowała sztukę spontanicznych występów pod dyktando publiczności. I właśnie publiczność zadecydowała, gdzie rozpocznie się cała intryga (kino Nowe Horyzonty) oraz jakie będzie narzędzie zbrodni (kajak). A potem czworo aktorów (przy czym tylko morderca wiedział, że jest mordercą) zaimprowizowało kryminalną scenkę z finałem w krzakach nad Odrą na Kozanowie. A to był dopiero początek.


Gdy już mord kajakiem się dokonał, do akcji wkroczył policyjny rysownik Dzidziuś, który zamknięty w kinowej operatorce tworzył portret pamięciowy zabójcy na podstawie zeznań trojga wyłonionych spośród publiczności świadków (efekty widzieliśmy na żywo ekranie), a resztę w krzyżowy ogień pytań wzięli Mała i Kloss. Dzięki temu każdy chętny mógł się przekonać na własnej skórze, jak to jest być przesłuchiwanym przez policję. I znów chętnych nie brakowało, a świadkowie ochoczo wczuwali się w swoją rolę. Zeznania złożyli m.in. rowerzystka ze słabym wzrokiem, kapitan barki i pływak po Odrze. Kluczowe jednak okazały się zeznania pani Kazimiery z bramy numer 30. To one doprowadziły policję do zabójcy.


A co do portretu pamięciowego sprokurowanego w iście ekspresowym tempie przez Dzidziusia? Był średnio podobny do oskarżonego, ale ponoć bardzo podobny do serwisanta kserokopiarki z Jarocina.

 


Zofia Jurczak

Zdjęcia Max Bruno Pflegel. Więcej zdjęć na Facebooku.