Zbrodnia od kuchni, Gaja Grzegorzewska

Zbrodnia od kuchni

Książkowi detektywi mają różne pasje. Często bardzo wyrafinowane – są znawcami literatury i teatru albo melomanami jak Wallander. Bywają też bardziej przyziemne hobby: piłka nożna, którą uwielbia inspektor Carlyle z powieści Jamesa Craiga. Albo oczywiste, jak upijanie się w barze do nieprzytomności, w czym gustuje Harry Hole. Zdarzają się także hobby niezwykłe. Takim na przykład są skoki spadochronowe Konrada Sejera, bohatera książek Karin Fossum.

Ja najbardziej jednak lubię, gdy detektywi są z zamiłowania mistrzami kuchni albo przynajmniej smakoszami. Są takie kryminały, po które nie sposób sięgać bez odpowiedniego zaopatrzenia w przysmaki. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że nie każdy jest takim miłośnikiem jedzenia jak ja. Być może pozostali czytelnicy traktują te kulinarne fragmenty tak jak każde inne. Ja jednak nie potrafię przejść obok nich obojętnie i muszę oceniać bohaterów przez pryzmat ich jedzeniowych preferencji.

Weźmy na przykład Lisbeth Salander i jej smutną mrożoną pizzę. Bohaterka zjada ją z czysto praktycznych względów – by nie umrzeć z głodu. Nie szuka rozkoszy podniebienia. To jedna z cech wskazujących na jej beznamiętną, pozbawioną emocji aspergerową osobowość. A Hercules Poirot proszący zawsze o kieliszek sirop de cassis i sprawdzający, czy zaserwowane jajko na miękko ma idealny kształt? Od razu widać, że ten osobnik to kawał dziwaka. Niezaprzeczalną sympatię od razu wzbudza Guido Brunetti, który najbardziej lubi jeść w gronie rodzinnym, to, co przygotowała jego żona. Kolejne potrawy lądujące na stole Brunettich mogą stanowić niezłą inspirację. Czy to makaron z krewetkami, czy lazania z karczochami, czy specjały z lokalnej tawerny, czy tylko świeża bułeczka lub kawa wypijana w przerwie od pracy – to nieistotne. Wszystko jest bowiem opisane tak, że człowiek by z radością spróbował.

Zawsze było mi żal Wallandera, który, dowiedziawszy się o swojej cukrzycy, próbował przerzucić się na sałatki. Przedtem lubił zjeść obficie i nie zawsze zdrowo. Bohaterowie, którzy potrafią docenić dobrą kuchnię, natychmiast stają się mi bliżsi. A jeszcze lepiej jeśli sami potrafią gotować, zwłaszcza tak dobrze, jak na przykład Kay Scarpetta, bohaterka książek Patricii Cornwell. Kay jest medykiem sądowym, a jej włoskie korzenie dochodzą do głosu, gdy wkracza do kuchni. Moją sympatię budzi też inspektor Carlyle, którego ogromną słabością są wszelkiego rodzaju ciastka. Ja sama za ciastkami nie przepadam, ale nieodmiennie mam ochotę na te, które z takim namaszczeniem konsumuje inspektor.

Nigdy natomiast nie miałam jakoś ochoty spróbować baraniej głowy, którą w formie mrożonki ma często w swej lodówce Erlendur z kryminałów Arnaldura Indriðasona. Odgrzewa ją z braku czasu i chęci, by przygotować coś lepszego. Wydaje mi się to prawie równie okropne jak kulinarne wybory Hannibala Lectera.

Gaja Grzegorzewska