Pochwała cynizmu, czyli od głupoty do iluminacji


Ach, jakże potrafi uleczyć poranna kwerenda najnowszych wiadomości – z kraju, ze świata, czasem tuż zza płotu. Poranna kawa, poranny papieros, poranny Internet, i poranne newsy – by nie być głupszym, by być na bieżąco, by czuć się obywatelem świata, i jeszcze pewnie kilka „by być” by się znalazło. Jednakże poza elementem edukacyjnym ma ów proceder walor czysto zdrowotny, kathartyczny, i jako lek na poranne zaspanie idealny: oto bowiem, przynajmniej na najważniejszych portalach prasowych, powszechna już jest tendencja lakonicznego komentowania newsów.  A spektrum pióra jest tu nadzwyczaj szerokie: od błazeńskiego po naprawdę, po mistrzowsku, inteligentne w swym cynizmie.

Pozwolę sobie przytoczyć kilka przykładów z kategorii każdej. I tak na przykład nie od dziś wiadomo, że religijni zeloci Bliskiego Wschodu raczej nie pałają sympatii do brytyjskiej królowej, odkąd Elżbieta II nadała Salmanowi Rushdiemu, owemu zaprzańcowi, zdrajcy i przechrzcie, tytuł szlachecki. Ostatnio wywiad brytyjski ogłosił, iż udaremnił zamach al-Kaidy na królową podczas jej zeszłorocznej wizyty w Ugandzie. Brawa dla brytyjskiego wywiadu, zygu-zygu dla al.-Kaidy, sprawa prosta. Pominę cały cykl głosów komentatorów proletariackich, którym już sam fakt „królewskości” Elżbiety II uruchamiał zacietrzewiony ślinotok („… Jaśnie Wielmożny Darmozjad…”), pochylę się zaś nad komentarzem samej organizacji terrorystycznej. Jeden z P.T.  Czytelników  zaproponował prostą grę pod tytułem: „Co jeszcze chciała zrobić al-Kaida?”. Odpowiedzi wahały się bardzo. Kilka świadczyło, iż dany P.T. Czytelnik jest czujny na niedawne absurdy IV RP („…chciała wylądować Boeingiem 747 pod zagrodą Leppera…”), inny przedstawił czujność socjologiczną  („…chciała klaskać u Rubika…”), jedna zaś wydała mi się podejrzana na wskroś, i przez moment wprawiła mnie w dezorientację. Oto bowiem czytamy: „Co jeszcze chciała zrobić al-Kaida? – „Zorganizować zamach na WTC i Pentagon…”. I?... Any suggestions? Bo ja mam kilka, lecz pozostawię je w kieszeni, wierząc szczerze, iż P.T. Czytelnik wie coś, czego nie wiedzą inni…

Z cynizmem trzeba delikatnie, moi państwo, by trzymać się pewnego decorum – o tym wszak chyba świadczy mistrzostwo cynizmu?... Najłatwiej bowiem ześlizgnąć się po ostrzu języka w prostactwo, gdy wypuszczamy wielki kaliber na błahostkę: jak w newsie o pewnym chińczyku, który włożył do zamrażarki owiniętego w folię kurczaka, a po dwóch dniach, gdy ją otwarł – okazało się, iż kurczak był żywy, i owe dwa dni przeżył! Pozostawiając na boku pytanie, jak wygląda chińska procedura przygotowań kurczaków do spożycia (yyyach!...), przeskakujemy do owego ciężkiego kalibru na forum: „Bóg zabił 100 górników w kopalni, to postanowił uratować jednego kurczaka w zamrażarce”…

Za to szczerze podobała mi się reakcja P.T. Czytelnika, na temat przesłania papieża Benedykta XIV o piłce nożnej, która znakomicie nadaje się (piłka nożna, nie wypowiedź…) do krzewienia ducha moralności, humanizmu i etyki. Komentarz P.T. Czytelnika świadczył o braku kompleksów, więcej, oddawał szczere uczucia i w pewien sposób ganił hipokryzję politycznej poprawności: „Piłka nożna to sport dla biedoty i prostaków. Ludzie na poziomie grają w tenisa, polo czy golfa” [Suplement własny: „Brydż i szachy to sport dla wysuszonych intelektualistów… - S.P.]. W tejże, jakże celnej pod wieloma względami analizie, widzę ten sam nonkonformizm, za który swego czasu Pan „RAZ” Ziemkiewicz dostał od Nowej Fantastyki czarną polewkę po osławionym felietonie o następującym morale: jeśli dać pieniądze bogaczowi, postawi kościół, muzeum czy pomnik. Jeśli dać pieniądze biednemu – przeje je i przesra.

Zżymam się być może na darmo, wszak można by tu rzec truizm, iż „takie czasy”, co zrobić; mnie jednak żal, iż poziom ironii, cynizmu, przekąsu spada, opada, turla się i nie przestaje… A mnie tęskno do złośliwości klasycznych, ze szkoły Diogenesa; złośliwości humanistycznej, retorycznej, metaforycznej i wysublimowanej. Cynizm zdewaluował się, kultura gniewu upada, sięgając prędzej kawałka kija, niż „giętkiego języka”. Och, gdzież czasy Chandlera, który przecież po mistrzowsku kazał swemu Marlowowi sypać jak z rękawa jadem pikantnym i eleganckim równocześnie: jak bowiem określał możliwości przerobowe (wersja gruba i sprośna) pewnej atrakcyjnej panny Gonzales? „Przebiera w klientach jak skrzynka pocztowa” (wersja elegancka). Chandler znakomicie posiadł sztukę eufemizmu:

Potem odchyliła się do tyłu i posłała mi miażdżące spojrzenie.
- Mam przyjaciół, którzy mogliby cię tak przykroić, że musiałbyś wchodzić na drabinę, żeby włożyć buty.
- Ktoś musiał się bardzo napracować nad tym tekstem - powiedziałem. - Ale ciężka praca nie zastąpi talentu.


Gdy inny mistrz frazy, Woody Allen, ironizował z niegdysiejszego rozpasania mentalnego Francji, paradoksalnie, nawet dosłowność podał wieloznacznie:

- Nie uznajesz żadnych wartości, całe twoje życie to nihilizm, cynizm, sarkazm i orgazm.
-  We Francji mógłbyś zrobić z tego hasło wyborcze i wygrać.


Cynizm jest bronią silną, w idealnym ujęciu powinien być jednak oznaką inteligencji, nie zaś bezguścia i myślowego sflaczenia. Cynizm powinien być sposobem patrzenia na świat, wychwytywania jego paradoksów, demaskowania póz i fałszu.. Jak mawiał Jean Genet, idealny cynizm to udana próba zobaczenia świata takim, jaki jest w rzeczywistości. Co zresztą egzemplifikował inną frazą: „nasze czasy można sprowadzić do prostej formuły: podróże kosmiczne i seks”. Szkoda zaś pesymistycznego traktowania cynizmu oczyma Bertranda Russela, jako li tylko produktu wygodnictwa i bezsilności…