Arkadiusz Panasiuk: Wygląda na to, że w swojej twórczości ciągle przepracowujesz psychologicznie traumy związane z tamtym wypadkiem.
Katarzyna Bonda: W pisaniu nie ma miejsca na terapię. Trzeba ją przejść, a dopiero potem brać się do literatury. W moim przypadku tak było. Nie traktowałam pisania jako lekarstwa. Jednak obcowanie ze śmiercią w literackiej formie pomagało mi zmierzyć się z własną traumą. Musiałam pogrzebać w tej ciemnej materii, miałam odwagę się w niej zanurzyć. Zbrodnia interesowała mnie od lat, pracę magisterską na dziennikarstwie pisałam o kobietach, które zabiły, jednak dopiero własne doświadczenie graniczne sprawiło, że zanurkowałam w mrok głęboko. Nie interesują mnie jednak strachy, demony, duchy, cały ten entourage horrorowy. Horror jest mgławicowy, kryminał konkretny. Jestem jednak świadoma, że interesuje mnie błąd, skaza, moment krytyczny. Z najciemniejszej nocy próbuję potem iść do jasności. Przyczyna, chwila decydująca i wniosek - to cięciwa naszego życia. Każdy z nas może zrobić coś złego.