Suicidium na wynos

Tym razem zanurzyłem się w sieć, by – w jak najbardziej badawczych celach – znaleźć stronę będącą poradnikiem… (bezbolesnego) samobójstwa. Raz-dwa, rach-ciach… wyskoczyło kilkanaście pod rząd. Na równi z horoskopami, przepisami kulinarnymi, i portalami o kryminalnych czytadłach:)

Statystycznie najwięcej samobójstw ma miejsce w Japonii i Korei, krajach wysokiego stresu i życiowego drylu. W wielu przypadkach są one inspirowane – co do sposobu wykonania - właśnie Internetem; wiele osób nie tylko znajduje tam najbardziej odpowiadający instruktarz, ale także współtowarzyszy. O samobójstwach zbiorowych zresztą pisał u nas Grela przy filmie Suicie Circle .

Inna sprawa, iż w Japonii samobójstwo ma zupełnie inne konotacje społeczne niż u nas, bo te są zakorzenione w tradycji samurajskiego seppuku (określenie harakiri jest uważane za wulgarne). Ten typ samobójstwa miał w sobie rozwiązanie honorowe, był śmiercią dostojną (nawet za nie dostojne przewinienia); był rodzajem samokary,  nie zaś desperackim wyborem. Współcześnie ma to nadal pośrednie echa: samobójstwa Japończyków mają miejsce w odosobnieniach, na ustroniach, często pod górą Fuji, uważaną za świętą. Wzorowy, japoński samobójca nie zostawi po sobie niepotrzebnego kłopotu, zachlapanego krwią łóżka w hotelu itp.

Przerażające jest, iż – pomimo regularnych aresztowań kolejnych moderatorów – na kliknięcie myszką mamy dostęp to poradników o samobójstwach. Prowadzonych zresztą nieraz bardzo skrupulatnie. Nie mogę raczej podać przykładowych adresów (co jest w pewnym sensie obyczajową hipokryzją, skoro i tak Dobra Ciocia Google wyrzuca je na pierwszych miejscach wyszukiwania…), lecz szperając po jednym z merytorycznie ciekawszych byłem pod pewnego rodzaju wrażeniem. Otóż strona owa (bardzo uboga graficznie, wręcz zerowa, ot, biały sheet  i scrolle maszynowego pisma…) rozpoczyna się od listy bibliografii tematu (44 pozycje!): toksykologia, medycyna, pierwsza pomoc etc. Niektóre tytuły intrygują: „Samobójstwo, modne emploi”, „Jak umrzeć z godnością”, „Ostatnie miesiące; studia nad 134 osobami, które popełniły samobójstwo” czy „Oksfordzka księga śmierci” (???). Oryginalnych tytułów ani autorów nie podam, rzecz jednak w tym, iż są to przeważnie pozycje prewencyjne, zapobiegawcze czy naukowe studia psycho-fizycznego zjawiska samobójstwa. Wiadomo: solidna baza przygotowawcza.

Dalej już jednak mamy podpunkty właściwe. 1) Trucizny. Nazwa środka, dawkowanie, czas zgonu (!), dostępność, skuteczność (pewna, średnio pewna, słaba…). I kolejne środki: narkotyki i medykamenty, kleje, chemikalia… woda. Tak! Z klauzulą: skuteczność „unknown” – czyli rzecz jest podana czysto teoretycznie, choć poparta prasową notką  o kobiecie, która… zapiła się (wodą!) na śmierć. Szczegóły zachowam dla siebie.

Ciekawe są przy tym notki naszego internetowego Kevorkiana (używam nazwiska symbolicznie), np. ta przy pigułkach z kofeiną (nie bójcie się, dawka tejże w czarnej kawie idzie w miligramy, a tu docelowo potrzebne jest …) – „Moja wiedza na ten temat jest niestety nikła” (aż się prosi, by zażartować przy którejś z pozycji: „Tego nie polecam, bardzo boli”...).  W większości są to jednak detaliczne opisy procesu umierania, pierwsze symptomy (żeby było wiadomo, że to JUŻ się zaczęło…), itp.

Kolejna część, ułożona podobnie (zamiast dawkowania jest sposób wykonania, taki „manual w pigułce”…), odnosi się do sposobów innych, niż trucizna. Wieszanie (według Podręcznika wieszania, Ch. Duff, Boston 1929 – de facto poradnik dla katów), razem z tabelką (!) proporcji ciała do wysokości rusztowania, wytrzymałości sznura etc. Dalej zrzucenie się z budynku, podcięcie żył („często nieefektywne”!!!), uduszenie, strzał w głowę… Ciekawą propozycją samobójstwa jest … dekapitacja! Poparta przykładem pewnego pana w USA, który obciął sobie głowę… mechaniczną piłą.

Co ciekawe, nieznośny poziom katharsis, który raczej działa zniechęcająco (to jeden z argumentów na obronę prawną! Podobną „terapią szokową” próbowano usprawiedliwiać także działania doktora Kevorkiana), próbuje czasem autor rozluźnić żarcikami typu – „zapisać się do wojska i grać chojraka”, „wyssać sobie mózg” (z komentarzem „silly”), lub, mniej już śmieszny, bo dramatyczny, lecz opisany lekko i trywialnie: „ołówek w nos i głową bach o stół”…

Spis ostatnich porad kończy moderator także wesoło, bo tekstem piosenki „Suicie is painless” otwierającej film „M*A*S*H”.

The game of life is hard to play
I'm going to lose it anyway

/Bo w życie gra jest ciężka wszak,
I przegrać muszę ją i tak…/


I cóż? I ambiwalentne uczucia, moi drodzy. Eutanazyjna maszyna Kevorkiana wzbudzała we mnie wątpliwości mniejsze, niż prezentowanie kompletnej listy samobójczych rozwiązań… Owszem, podobne „listy” są zamieszczane także na stronach prewencyjnych, lecz właśnie stricte medycznie, jako kathartyczne egzempla. Przykładowi, który przybliżyłem, de facto nic się zarzucić nie da…. Nigdzie bowiem nie znajdziemy zwrotu: „Pragniesz śmierci? Zgłoś się do nas!”.  Tylko suchy spis. Tak samo niemal suchy, jak lista samobójczych procedur, które oferuje Dobra Ciocia Wikipedia. Może gdyby chociaż umieścić nań zwyczajną notkę o dobrej wierze strony?

Wiele z owych suicide sites polega właśnie na tym, i w ten sposób lawiruje prawnie, a konsekwencje prawne na moderatorze można zastosować jedynie wtedy, gdy udowodni się bezpośrednie namawianie bądź sugerowanie samobójstwa (np. via mail, jak to miało ostatnio miejsce w – a jakże – Japonii).

I po tej traumie wyjątkowo ucieszyły mnie dwa wpisy na Moim Ulubionym Forum (do wiadomości redakcji): pierwszy głos, nie do końca pewne, czy prowokacyjnie, krzyczy o pomoc, że już sił brak i wszystko na bakier, i czy ktoś nie zna recepty na bezbolesną śmierć… Odpowiedź brzmiała:

„Dasz radę. Wytrzymaj. Człowiek to twarde bydlę, dużo zniesie”
.

Zniesie. I basta.