Elektryczne perły, Konrad T. Lewandowski

Autor: Webmaster
Data publikacji: 07 lutego 2008

Elektryczne perły

Autor: Konrad T. Lewandowski

Trzeci tom przygód (nad)komisarza Drwęckiego nie zawodzi, choć trudno tu o jakąkolwiek gradację z poprzednimi. Lewandowski gra tak samo: obyczajowo, figlarnie, wyzywająco i okrutnie. Wszystkiego tam jest po trochu, szczęśliwie w dobrze utrzymanych proporcjach.

Choć Lewandowskiego uważam za jedynego dotąd konkurenta Krajewskiego (u Wrońskiego musimy poczekać na więcej), stoi on na nieco innym biegunie gatunku. Przede wszystkim przez mgiełkę buffo, która konsekwentnie wisi nad jego prozą, o ile bowiem uniwersum Breslau ciężkie jest od pesymizmu i frenetyczności, Lewandowski na równi (a nieraz nawet bardziej) z intrygą kryminalną prowadzi treści obyczajowe, ze skłonnością nawet do burleski. Babcia Irena, zażywna staruszka skłonna w każdej chwili wprawić w bojowy ruch parasolkę, i wuj Hiacyntus, weteran wojenny i piłsudczyk, nie są li tylko dopełniającym tła motywem, a bohaterami pełnoprawnymi: ich życiowe mądrości przydadzą się nie tylko państwu Drwęckim (Maria spodziewa się dziecka), lecz i pewnej krnąbrnej pannicy z Poznania, zakochanej miłością najpierwszą, najprawdziwszą i – rzecz jasna – fatalną. Jej brat,  komisarz Witkowiak, któremu przyszło z naszym bohaterem współpracować, będzie przydatny do ukazania nam (wciąż z przymrużeniem oka) konwenansowego gorsetu epoki.  Sam Drwęcki, mimo zakazów ekscentrycznego doktora zza ściany, kontynuuje z ciężarną małżonką erotyczną edukację, co także ma w sobie sympatyczną sztubackość. I jest przecież wciąż żywy duch dekadencji , który każe nam znów porządnie zjeść (Lewandowski kulinariami dorównuje Krajewskiemu), wypić, rubasznie pofilozofować (Franc Fiszer), czy rubasznie popolitykować (Boy Żeleński i jego Słówka).

Fakt, że cała ta obyczajowość – detaliczna, plastyczna i wciągająca – może niektórym przysłonić intrygę, ja widzę w tym jednak pierwszą z trzech ważnych tendencji, dzięki którym Lewandowski wyłamał się z „zerowego” schematu kryminalnego, którego trzymają się i Krajewski, i Wroński, i Maćkowski. Owszem, sytuuje się to niebezpiecznie blisko powieści obyczajowo-przygodowej (czy – za czym stoję – „Literatury Nowej Przygody”), i rodzi pytanie, jak bardzo pretekstowo można brać kryminalny wątek by rzecz tkwiła nadal w gatunku (Trylogia nowojorska Austera to już kostium)? Lewandowski jeszcze się tu mieści, bo broni się użyciem choćby namiastki policyjnych procedur, oraz tragizmem samych antagonistów…

Drugą cechą jest odejście od chandlerowskiego schematu gliny zimnego, zmarnowanego, aspołecznego: Drwęcki to wszak małżonek wzorowy, ba, poza robotą nawet nieśmiały i skromny. I przeważnie udaje mu się zostawiać pracę za domowym progiem (oczywiście z kryzysowymi wyjątkami), a gdy do niej wraca – staje się inteligentnym, profesjonalnie działającym twardzielem.

Po trzecie wreszcie Lewandowski sprytnie zagrał na nosie tym, którzy bili się o dominację na literackiej mapie Polski, gdyż w Elektrycznych perłach zagarnął Warszawę i Poznań jednocześnie: wysłanie Drwęckiego w zesłańczej misji do Poznania było dowodem – i potwierdzeniem - rzemieślnictwa pisarza, który musiał odkurzyć archiwa miasta Anno Domini 1929, z Powszechną Wystawą Krajową w tle. Inna rzecz, czy rezygnacja z apoteozy własnego miasta na rzecz pracy „taśmowej” nie trąci li tylko encyklopedycznością?

Oto więc Drwęcki dostaje sprawę szemraną i tragiczną od początku: pracownik „doświadczalnej podstacji prostowników rtęciowych” zostaje spalony pod wysokim napięciem, a zostają z niego – prócz żarzących się kości i popiołu - … wytopione z kostniny perły. Właściwie jedna, pozostałe, jak podejrzewa nadkomisarz, ktoś wcześniej zabrał. Komuś „na górze” dociekliwość Drwęckiego jest bardzo nie na rękę, sprawa zostaje mu więc odebrana (nic nie daje nawet znajomość z Wieniawą Długoszowskim), a on skazany na banicję w Poznaniu, gdzie ma czuwać nad bezpieczeństwem przygotowań do Pewuki. Funkcja „kustosza” nie daje Drwęckiemu satysfakcji, kontynuuje więc śledztwo na własną rękę (usychając z tęsknoty za żonką). Gdy wkrótce pojawi się w nim sataniczny duch Przybyszewskiego (i jego córki, która nie pogardzi także „kokainką”), tropy odkryją prawdę daleką od klasycznych, kryminalnych przyzwyczajeń.

Lewandowski przekonał mnie zatem ostatecznie konsekwencją dzielenia fabuły po równi na kryminał i obyczaj, gdyż przy debiucie miałem wątpliwości o brak zdecydowania (umiejętności?...). Mimo pewnych naiwności, miejscami nachalnego encyklopedyzmu i z lekka wydumanego rozwiązania nadal oferuje nam wiele, przede wszystkim jako gawędziarz, portreciarz, zgrywus. Uzupełnia tym kryminalne niedostatki, a magicznego, przymglonego ducha retro czyni jeszcze bardziej namacalnym. Byle tak dalej.




Konrad T Lewandowski

Elektryczne perły


ISBN 9788324585939
format 125x195
liczba stron 320
oprawa broszurowa
cena 24,90 zł
seria Kryminał polski




Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Elektryczne perły" Konrad T. Lewandowski

PRZECZYTAJ TAKŻE

RECENZJA

Czas egzorcystów, Konrad T. Lewandowski

Konrad T. Lewandowski to autor, wokół którego ostatnio zrobiło się głośno za sprawą incydentu z blogerką. A to wokół jego książek powinno być głośno! 

29 stycznia 2015

WYWIAD

Konrad T. Lewandowski o...

Łodzi i Perkalowym dybuku - WYWIAD!

14 września 2009

RECENZJA

Perkalowy dybuk, Konrad T. Lewandowski

{mosimage} Nadkomisarz Drwęcki w Łodzi!

07 września 2009

NOWOŚĆ

Elektryczne perły, Konrad T. Lewandowski

{mosimage}Już w sprzedaży (11.I.)

15 stycznia 2008

RECENZJA

Bogini z labradoru, Konrad T. Lewandowski

{mosimage} Gdyby słowa „przygoda” użyć w rozumieniu niegdysiejszej Nowej Przygody (czy Nowego Hollywood), kryminały retro da się zgrabnie wybronić, czyniąc je ...

14 sierpnia 2007

RECENZJA

Magnetyzer, Konrad T. Lewandowski

{mosimage} Jest tu gatunkowy klucz dla zabezpieczenia wszystkich frontów (podtytuł „kryminał retro”). Są ulice międzywojennej Warszawy. Są obudzone na ...

06 sierpnia 2007