Samotnik Llewelyn Moss, weteran Wietnamu, spędza większość czasu polując na antylopy. Przypadkowo na środku pustyni natrafia na makabryczne miejsce mafijnych porachunków: podziurawione kulami samochody, zakurzone trupy, na przyczepie jednego z nich wielkie paki narkotyków. Przy mężczyźnie, któremu udało się odejść o własnych siłach (niedaleko, umiera bowiem z powodu ran…) znajduje walizkę pełną pieniędzy. Rzecz jasna robi to, co zrobiłby każdy – a stąd już bardzo blisko do kłopotów.
Psychopatyczny morderca Anton Chigurh (fenomenalny Javie Barden!) ma odnaleźć zgubę, podąża więc śladem Llewelyna. Owszem, używa broni palnej, jednak woli bardziej osobliwy nośnik śmierci: pneumatyczny przyrząd do zabijania bydła. I każdy, kto stanie mu na drodze musi umrzeć. Czasem tylko okazuje perwersyjną łaskę pozostawiając decyzję monecie.
Lokalny szeryf Bell (Tommy Lee Jones), podstarzały, doświadczony i pozbawiony złudzeń również zabiera się do śledztwa. Podobnie jak wynajęty do zabicia Chigurha Wells (Woody Harrelson).
Ten współczesny western poza formalną zabawą i znakomitą sensacją niesie przesłanie szersze. Pięknie wystylizowane, melancholijne kadry pustyni i sennych, prowincjonalnych miasteczek, brak bohatera bez emocjonalnej skazy, kontrasty pomiędzy snującą się narracją (mistrzowskie budowanie tym suspensu niemal w każdej scenie!) a barbarzyństwem mordów daje poczucie wszechpanującej anomii. Biblijne niemalże przemyślenia szeryfa o przemijaniu, o nostalgii czasów, gdy stróże prawa mogli chodzić bez strzelby, zderzono z gazetowymi doniesieniami o notorycznych ludzkich perwersjach i przestępstwach. Bell jest tu cyniczny, zimny, prowokacyjny, gdy cytuje je swemu pomocnikowi (postać czarno-komiczna), a przebija z tego przejmujące pogodzenie z deprawacją czasów… Chigurh jest także czasem cyniczny (scena z monetą i sklepikarzem), i jawi się jako Boży Bicz, przeważnie jednak – wiedziony wiernością zasadom – jest wybitnym psychopatą, personifikacją szatana, pomieszaniem mistyki i skrajnego profanum. To przez to wcielone Zło Bell przejdzie na emeryturę, i nie będzie wiedział, co z sobą począć… I jak uciec przed profetycznymi, ciężkimi snami…
Wszystko to prowadzi to konkluzji, którą niosło już kilka znakomitych obrazów, jak
Bez przebaczenia Eastwooda czy niedawno
Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady (także z Lee Jonesem!): bracia Coen de facto mówią o degradacji mitu Dzikiego Zachodu, o schyłku Starego, którego miejsce zajęło Nowe – nieokrzesane, barbarzyńskie, upadłe.
Ci, którzy nie śledzą dokonań filmowców, mogą się irytować kilkoma narracyjnymi woltami, miłośnicy twórczości będą zachwyceni ich maestrią. To film znakomity w każdym calu, pokazujący wybitnie, jak dekonstruując schematy
neo noir i thrillera można ułożyć przypowieść może nie nową, lecz uniwersalną. I gorzką jak diabli.
To nie jest kraj dla starych ludzi
No Country for Old Men (USA, 2007)
Reżyseria: Ethan Coen, Joel Coen
Scenariusz: Joel Coen, Ethan Coen
Na podstawie książki: Cormac McCarthy
obsada:
Javier Bardem - Chigurh
Josh Brolin - Moss
Tommy Lee Jones - Bell
Woody Harrelson - Wells
Kelly Macdonald - Carla Jean