Fenomen mystery SF, czyli - kryminalny kostium fantastyki

Etykieta SF Mystery znana jest powszechnie w terminologii zachodniej, aczkolwiek jakiekolwiek poszukiwania ekwiwalentu rodzimego wydają się niepotrzebne, o ile uświadomimy sobie, iż rzeczy kryjące się pod nią są de facto bardzo gatunkowo różnorodne – dotyczą bowiem wszelkiej fantastyki, która przyjęła sobie za kostium gatunek kryminalny.

Piszę – „fantastyki”, choć najczęściej wymienia się realizacje science – fiction – i o ile mowa o Dicku, Gibsonie czy Asimovie rzecz się zgadza; ale wystarczy już sięgnąć po Upadłego anioła Hjortsberga (pamiętacie Państwo film Harry Angel? ...), sprawy się komplikują, bo mamy tu przecież i kryminał, i fantasy, i horror...
Pomijając jednak dylematy lingwistyczne – SF mystery kojarzone jest głównie z fantastyką „przyszłościową” - w dużej mierze dzieje się tak poprzez osobę Isaaca Asimova, klasyka SF, który już w latach pięćdziesiątych budował swe fabuły na motywach detektywistycznych (Pozytonowy detektyw czy Nagie słońce) - choć może ona z powodzeniem sięgać tak po whodunit, jak i thriller czy political-fiction. Szkielet kryminalny jednakże służy nie tyle doprowadzeniu czytelnika do klasycznego rozwiązania przestępstwa, ile jest atrakcyjnym fabularnie pretekstem do przemycenia szerszych, egzystencjalnych kwestii. A do tego fantastyka nadaje się znakomicie.
W nielicznych tylko wypadkach fantastyczność służy dyskusjom stricte kryminalnym, jak  choćby w znakomitym opowiadaniu Philipa K.Dicka Raport mniejszości, gdzie motorem jest właśnie motyw przewidywania przestępstw. Co wiąże się zresztą z nazwiskiem Johna W. Campbella, jednego z najważniejszych krytyków fantastyki, który twierdził (dość zadziornie!), że określenie „SF mystery” jest sprzeczne samo w sobie: obawiał się bowiem, iż nieograniczone miarą wyobraźni możliwości fantastyki, a za tym cywilizacyjny rozwój literackich wersji przyszłości, będą w stanie każdego detektywa wydostać z najgorszej opresji, ba, nawet wprost pozbawić zajęcia! Jest w tym sporo racji: klasyczny archetyp detektywistyczny budował przecież na – de facto – „cywilizacyjnej ułomności”, w miarę rozwoju techniki zadania każdego śledczego stają się łatwiejsze. Ilustrując tę myśl wystarczy spojrzeć na gradację wysiłków trzech detektywów z różnych  okresów: Holmes działał na zasadzie włosek do włoska, Lincoln Rhyme - mikrob do mikroba, zaś Rick Decard jest już na etapie - klik, klik, klik...
Dlatego też wszelkie fantastyczne whodunity są raczej pretekstowe, i zamiast (obok!) zabójcy prowadzą raczej do filozoficznego katharsis. Bezpośrednią odpowiedzią na przytyk Campbella były właśnie pierwsze powieści Isaaca Asimova. Bohaterem trylogii o robotach: Pozytonowy detektyw (oryg. Caves of Steel),  (1954),  Nagie słońce (1957) i Robots of Dawn (1985), plus nowelowego singla Mirror image (1985) jest Elijah „Lija” Baley, urodzony w 4679 roku detektyw policji NY. Świat przedstawiony przez Asimova  ma, powtarzane potem w SF po wielokroć, cechy dystopii: pozostali na Ziemii ludzie gnieżdżą się w stechnicyzowanych, klaustrofobicznych metropoliach („jaskiniach ze stali”), zaś ostatni koloniści opuścili planetę lata temu, żyjąc w dostatnio rozwijających się „nowych Ziemiach”. Motorem wszystkich czterech intryg są antagonizmy pomiędzy ludźmi a robotami, którzy tolerowani są tylko w koloniach, zaś dramatem cyklu jest połączenie Baley’a z nowym partnerem, R.Daneel’em Olivawem, który... także jest androidem, przydzielonym mu do pomocy w pierwszym tomie.Postać Baley’a zbudowana została na schemacie klasycznych, policyjnych śledczych: skrupulatny, całkowicie oddany sprawie, posiadający swe osobliwe odzywki („Jehoshaphat!”) i z reguły działający w pojedynkę. Jest ponadto typowym łazikiem metropolii (cierpiącym przy tym na agorafobię). Zderzenie go z humanoidalnym partnerem podczas kryminalnych śledztw daje autorowi pretekst do rozważań o naturze ludzkiej: androidy są o niebo doskonalsze od ludzi, co było od wieków powodem nieufności, jednakże z drugiej strony pozbawieni są przymiotów czysto ludzkich, jak poczucie moralności, religijność czy emocjonalność. Baley jest niemal obsesyjnie przekonany, iż roboty są przez to „wadliwe”, a trzymające je w ryzach „trzy prawa robotyki” są niewystarczalnym  zabezpieczeniem dla ludzi. Asimov swego robociego policjanta obdarzył jednakże sympatią, więcej nawet – zaprzeczając, iż androidy kierują się jedynie matematycznym, zimnym myśleniem, stylizuje go na ... Chrystusa, który w finale Pozytonowego detektywa zwraca się do pojmanego mordercy: „Idź, i nie grzesz więcej”.

Philip K. Dick, w słynnym opowiadaniu Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? (1968) kontynuuje niemal bliźniaczo obsesje Asimova, bazujące na strachu, iż kiedyś wytwory rąk człowieka przerosną stwórcę. Rick Deckard jest tu łowcą (i eliminatorem) ścigającym grupę androidów nielegalnie przebywających na Ziemi. Fabuła i tutaj służy rozważaniom relatywizmu znaczenia słowa „człowiek”, jednak intryga jest bardzo prościutka - większy nacisk położono tu na postać Deckarda, który uświadamia sobie, iż sam staje się w swej misji bezdusznym robotem.

Na uwagę zasługuje bardziej adaptacja filmowa Ridleya Scotta, który mocniej wyeksponował androidy: w pięknej scenie finałowej umierający humanoid ostatkiem sił ratuje swego prześladowcę... Dodatkowo jeszcze reżyser wykorzystał wizualną spuściznę kina noir,  i miasto molocha wystylizował do granic: wieczny deszcz, zauły pełne ludzkiej egzotyki, bary ze streap-teasem i przede wszystkim Harrison Ford jako sterany życiem łowca, w pomiętym płaszczu i po chandlerowsku snujący egzystencjalne rozważania, co nie pozostawia nam  wątpliwości: obcujemy z klasycznym „czarnym” filmem, tyle, że w realich SF.

Podobną estetykę prezentuje William Gibson w powieści Neuromancer (1984), uważanej za podstawę literackiego cyberpunku. Tym razem mamy wizję świata, w którym globalne korporacje konkurują ze sobą o władzę nad – „cyberprzestrzenią” właśnie (termin pojawia się tu po raz pierwszy), czyli cyfrowym erzacem rzeczywistości, który uzależnia mieszkańców uniwersum Neuromancera. Także i tutaj widać wyraźny wpływ motywów noir – przytoczyć tu warto  słowa cenionego krytyka literatury cyberpunkowej, Lawrence’a Persona: Klasyczne cyberpunkowe postacie były zmarginalizowanymi, odseparowanymi samotnikami , którzy żyli przeważnie na krawędzi dystopijnych społeczeństw gdzie codzienne życie było bombardowane przez nagłe technologiczne nowości, wszechobecne skomputeryzowane informacje oraz natrętną modyfikacją ludzkiego ciała. A wszystkie one są zanurzene w przepełnionym anomią , seksem, narkotycznymi wizjami, pieniędzmi i przemocą świecie. Bohater, odłączony od „sieci”, a uzależniony od niej haker, podejmuje się zlecenia dla japońskiej mafii, by za wszelką cenę na powrót móc korzystać z wirtualnej rzeczywistości. W roku 1984 ostrzeżenia Gibsona przed postępującą dehumanizacją świata zdominowanego przez technologię brzmiały jeszcze nieco abstrakcyjnie, dziś jednak – okazały się nad wyraz prorocze.

W roku 1992 ukazała się na Zachodzie pozycja, która wykorzystując fantastyczny sztafaż (podobnie jak dickowski Raport...) gra gatunkową materią kryminału i thrillera – mowa o Traktacie morderczo filozoficznym (Philosophical investigation) Philipa Kerra (u nas znanego przede wszystkim z Ciemnej materii, kryminału retro, gdzie detektywem jest sir Izaak Newton). Rok 2013, Londyn; neurologia i kryminologia stoją już na tak wysokim poziomie, że wskazanie biologicznych determinantów przemocy i kontrolowanie ich nie stanowi problemu. Specjalna procedura pozwala na dokładne wskazanie, którzy z badanych są potencjalnie zdolni do przestępstwa (tzw. VMN-negatywni). Bohaterka (wyraźny feministyczny rys powieści), „Jake” Jakowicz, specjalistka Scotland Yardu w seryjnych morderstwach, zajmuje się akurat sprawą mordercy kobiet, a w sprawnej, mocno socjologizującej intrydze, nie braknie także filozoficznych i erudycyjnych wycieczek.

Podobnie jest bardzo – i tematycznie, i gatunkowo, w Śledztwie (1959) naszego mistrza Stanisława Lema. Brytyjczycy ponoć zarzucali autorowi, że topografię i realia Londynu, gdzie dzieje się akcja, okulawił bardziej niż mocno, nasi krytycy bronili go jednak zaciekle dowodząc, że służyło to uniwersalizacji powieści. Wszystko wszystkim – mamy zamglony Londyn, mamy porucznika Scotland Yardu, mamy wreszcie zagadkę znikających z kostnic zwłok... I mamy kolejny przykład, ulubionych przez Lema dywagacji na temat „przypadku” i „porządku”, fikcji i realności, naukowej obiektywności i ... – pisarz za formę wybrał tu schemat klasycznego „angielskiego” kryminału - odchodząc jednak od wzorcowych rozwiązań kryminalnych stworzył „antykryminał”, czy raczej jego negatyw. Kontynuację tych poszukiwań odnajdziemy także w powieści Katar (1975), która także jest krzyżówką kryminału i SF.

Krótki przegląd najważniejszych ikon mystery SF trzeba zamknąć jeszcze jedną gatunkową hybrydą: półlegendarne są słowa Stephena Kinga, który mówił , iż gdyby Raymond Chandler napisał Egzorcystę, to powstałby właśnie Harry Angel (Falling angel, 1978) Williama Hjortsberga. Kiedy nowojorski detektyw otrzymuje zlecenie odnalezienia niejakiego Johny Favorite’a nic nie wskazuje z początku, że w miejsce rutynowego śledztwa przyjdzie się bohaterowi zmierzyć z okultyzmem, mroczną erotyką i praktykami voodoo... Jeśli jeszcze dodać, że zleceniodawcą jest, nomen omen, Louis Cyphre, mieszkający przy 666 Fifth Avenue – rozpoznamy od razu gatunkowy, sataniczny horror. 

Tytułów można by tu wymienić jeszcze wiele, wybrane przeze mnie przedstawiają chyba jednak podstawowe spektrum patrzenia na ów specyficzny miszmasz literacki, jakim mystery SF jest: thriler, horror, fantastyka naukowa... – każda ze wspomnianych tu pozycji ma swą samodzielną przynależność gatunkową, jednakże bazując na sprawdzonym, staruteńkim już szkielecie kryminalnym, tworzy całkowicie nową jakość. I nie trzeba dodawać, iż materiał mystery od dawna jest bardzo atrakcyjny dla kina - o tym jednak napiszemy osobno.
Najważniejsze pozycje mystery SF: 
1953, Alfred Bester, Człowiek do przeróbki / The Demolished man
1953, Isaac Asimov, Pozytonowy detektyw / Caves of Steel (Lija Baley i R.D. Olivaw)
1957, Isaac Asimov, Nagie słońce / Naked sun (Baley, Olivaw)
1959, Stanisław Lem, Śledztwo
1968, Philip K. Dick, Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? / Do android dream of electric sheep?, (Rick Deckard)
1975, Stanisław Lem, Katar
1978, William Hjortsberg, Harry Angel / Falling Angel (Harry Angel)
1984, William Gibson, Neuromacer
1992, Philip Kerr, Traktat morderczo filozoficzny / Philosophical investigation
1992, Robert Mason, Solo wojownik / Solo
1995, Sherlock Holmes in orbit, (antologia), red. Mike Resnick i Martin H. Greenberg