Kava bezkofeinowa: artykuł o twórczości Alex Kavy

Kava bezkofeinowa

Niewielu jest na świecie pisarzy, którzy wraz z rozwojem swojej kariery jednocześnie cofnęli się w rozwoju literackim. Takie jednak wrażenie sprawia Alex Kava i z każdą kolejną powieścią pogłębia się ono coraz bardziej. Autorka zresztą nigdy nie należała do szczególnie dobrych, ani tym bardziej niczym się nie wyróżniała, ale jej pierwsze powieści były udane i ciekawe. Teraz, siedemnaście lat od debiutu, na polskim rynku ukazuje się osiemnasta powieść pisarki. Czy warto po nią sięgnąć czy nie, to kwestia indywidualna, Kava w końcu wciąż ma swoich fanów. Na pewno to dobra okazja, by przypomnieć sobie jej twórczość i kulisy powstawania kolejnych książek.

Alex Kava, a właściwie Sharon M. Kava, przyszła na świat w Nebrasce w 1960 roku. Swoje młode lata spędziła właśnie tam, wychowana na wsi położonej niedaleko Silver Creek. Od dziecka lubiła pisać, chciała to robić, jednak jej rodzice byli nieprzejednani – dla nich liczyła się tylko nauka. Nie uznawali także czytania dla rozrywki – lektura miała dla nich sens tylko wtedy, kiedy była wymagana przez szkołę. Nastoletnia Sharon swoje pierwsze opowiadania spisywała więc na tyłach kalendarzy, które ukrywała pod łóżkiem w pudełku po butach. Jej twórczość znał tylko młodszy brat.

W końcu Kava zdobyła stypendium artystyczne i podjęła studia, a żeby mieć za co żyć, zaczęła pracować w lokalnym szpitalu. Zajmowała się tam sterylizacją narzędzi chirurgicznych, także tych przeznaczonych dla pracujących w kostnicy patologów. Po ukończeniu college’u przyszła pisarka imała się różnych zajęć. Zaczęła prowadzić własną firmę Square One projektującą opakowania dla produktów spożywczych oraz logotypy dla korporacji. Pisała też broszury, tworzyła kartki okolicznościowe, a nawet reklamy radiowe i telewizyjne. Po dziesięciu latach, w roku 1992, powróciła do swojej dawnej szkoły, gdzie zatrudniła się na stanowisku specjalistki od public relations. Nie porzuciła jednak marzeń o pisarstwie – po czterech latach zrezygnowała z pracy i poświęciła się tworzeniu. Żeby związać koniec z końcem, reaktywowała własną firmę, obciążyła do maksimum karty kredytowe, a nawet rozwoziła gazety. Poświęcenie jednak się opłaciło: w 2000 roku na rynku pojawił się „Dotyk zła”, a Kava, żeby ukryć swoją płeć, przybrała imię Alex.

Debiutancka powieść autorki z Nebraski traktująca o seryjnym mordercy dzieci z założenia miała być jednorazową przygodą z zaprezentowanymi w niej postaciami. Pisarka główną bohaterkę wprowadziła dopiero w siódmym rozdziale, a bardzo otwarte zakończenie wcale nie zmieniało statusu książki. Jednakże sukces komercyjny „Dotyku zła” wywarł na niej presję, która w ostateczności doprowadziła do powstania całego cyklu o Maggie O’Dell, specjalistce FBI od portretów psychologicznych, która mierzyła się nie tylko z kolejnymi psychopatami, ale także z nękającymi ją demonami. Bez znaczenia było, że często zwroty stosowane przez autorkę balansowały na granicy śmieszności, a sama Maggie, choć zajmująca się profilami morderców, zaczęła uczestniczyć w akcjach niczym agent terenowy, którym przecież nie była. Jej przygody oferowały dużo akcji, sporą dozę brutalności, nutę seksu i solidną porcję romansu (bohaterką targały uczucia do kolejnych mężczyzn).

Debiutancka powieść Alex Kavy, jak zdecydowana większość jej książek, nie była wyłącznie wyssaną z palca fikcją. Zbrodnie w niej opisane wydarzyły się naprawdę, chociaż były dwiema niepowiązanymi ze sobą sprawami. Pierwsza z nich to przypadek Johna Jouberta, seryjnego mordercy chłopców, który działał w latach 1982-1983 w Maine oraz w Nebrasce. Łącznie zabił trzech chłopców, a w roku 1996 (roku, w którym Kava postanowiła napisać pierwszą powieść) został za te zbrodnie stracony. Jednakże w czasie, kiedy Joubert siedział w więzieniu w położonym niedaleko Omaha, doszło do morderstwa jedenastoletniego Ricky’ego Chadeka. Podobieństwa obu przypadków natchnęły autorkę do napisania „Dotyku zła”, co zresztą wyraźnie ujawnia się w fabule.

Drugą część losów Maggie O’Dell, tym razem jeszcze bardziej skupioną na głównej bohaterce i nękających ją demonach, Kava zaczęła pisać od razu. W marcu 2001 autorka wraz ze swoimi ukochanymi psami przeniosła się do swojego domku w Parku Stanowym Rzeki Platte, gdzie chciała w samotności dokończyć książkę. Była jedyną osobą w całej okolicy, a wkrótce także znalazła się w centrum makabrycznych wydarzeń. Już drugiego dnia bowiem nad lasami i jeziorem przeleciał helikopter. Szukał dwóch mężczyzn, którzy najpierw obrabowali bank, a potem zastrzelili mieszkające na farmie małżeństwo, któremu zabrali samochód. Wydarzenie to stało się kanwą dla piątej powieści autorki i pierwszym od dawna wątkiem opartym na konkretnych faktach. Bowiem „W ułamku sekundy”, „Łowca dusz” i „Granice szaleństwa”, choć inspirowane rzeczywistością (szczególnie druga z tych powieści, traktująca o sektach), były przede wszystkim wytworami fantazji, rozwijającymi postać głównej bohaterki. W nich Maggie musiała zmierzyć się raz jeszcze z seryjnym mordercą, który niegdyś okaleczył ją fizycznie i psychicznie, oraz trudnymi relacjami z matką (i nie tylko). Powieści te wyszły wprawdzie nieźle, ale zaczęło być w nich widoczne „zmęczenie materiału”. „Granice szaleństwa” stały się pozycją nie tylko najskromniejszą objętościowo w dotychczasowym dorobku Kavy, ale także odmienną od wcześniejszych utworów. Treść, choć nadal brutalna, jest łagodniejsza, elementy erotyki wyparowały (i nigdy potem nie wróciły), a klimat znany z „Dotyku zła”, który z każdą kolejną książką był mniej wyczuwalny, ulotnił się niemal zupełnie. Chyba również sama autorka poczuła się zmęczona, bowiem w następnej powieści zrezygnowała nie tylko z postaci Maggie O’Dell, ale także z motywu seryjnych morderców.

„Fałszywy krok”, bo taki tytuł nosiła kolejna książka, był oparty na faktach: wspomnianym wyżej napadzie i bardzo podobnym przestępstwie, do którego doszło ponad rok później. W Norfolk w Nebrasce trzech mężczyzn napadło na bank, a chwilę potem uciekało już bez łupu, zostawiając za sobą zwłoki pięciu osób. I w taki właśnie sposób zaczyna się fabuła powieści, samym początkiem przypominając nieco „Wściekłe psy” (tu również nie widzimy samego napadu, a jedynie wstęp do niego i jego konsekwencje; potem zaczyna się szaleństwo), ale w najmniejszym stopniu im nie dorównując. Zresztą „Fałszywy krok” okazał się powieścią jeszcze słabszą niż „Granice szaleństwa”, a Kava wkrótce powróciła do postaci Maggie O’Dell i niewyjaśnionych spraw z „Dotyku zła”. I wyszło jej to na dobre. Przy okazji wydała też opowiadanie rozwijające wątek relacji jej bohaterki z matką (opublikowane w zbiorze „Thriller”, który ukazał się także w Polsce), ale było ono jedynie ciekawostką, niezbyt zresztą udaną.

Kolejne powieści trzymały jednak poziom. Ich styl nie był już tak mroczny, a rozwiązanie najczęściej dawało się łatwo przewidzieć, niemniej szybkie tempo i częste zwroty akcji (oraz tradycyjne krótkie rozdziały, zawsze kończone retardacjami) w mniejszym bądź większym stopniu rekompensowały minusy. Przynajmniej jeśli chodzi o przygody Maggie. Druga niezależna powieść Kavy, „Trucizna” (2007), okazała się jedną z najgorszych w jej dorobku. Celująca w modny temat terroryzmu i wielkich firm zanieczyszczających środowisko, okazała się sztampą z niewyważoną fabułą. Fakt ten dziwi tym bardziej, że zarówno „Zło konieczne”, które wydano rok wcześniej, jak i opublikowany potem „Zabójczy wirus” świadczyły o zwyżce formy autorki. Kava poszła chyba jednak po rozum do głowy i już nigdy więcej (nie licząc niewydanego w Polsce opowiadania „After Dark” napisanego wspólnie z Deb Carlin) nie stworzyła niczego bez Maggie. Z drugiej jednak strony – właśnie wówczas zaczęły się jej kłopoty na tym polu.

Wracając jednak jeszcze na chwilę do „Zabójczego wirusa”: sama powieść przesycona jest odniesieniami do prawdziwych zbrodniarzy. Są to wprawdzie w większości detale, na takie jak słowa Teda Kaczynskiego czy snajperów z Beltway, ale w powieści pojawia się także autentyczna postać: Tylenolowy Morderca z Chicago. Kiedy Kava pisała swoją książkę, jego tożsamość nadal pozostawała zagadką (gwoli ścisłości: wciąż pozostaje, jako że bakteriolog, na którego wskazały ostatecznie dowody, popełnił samobójstwo, zanim został postawiony w stan oskarżenia), pisarka wykorzystała więc tę postać w swojej fabule.

„Zabójczy wirus” okazał się jednak ostatnią naprawdę niezłą książką Kavy. Powrót do tematu terroryzmu w „Czarnym piątku” okazał się niezbyt udany, szczególnie jeśli zestawić powieść ze znakomitą „Czarną niedzielą” Thomasa Harrisa, a „Kolekcjoner”, wbrew tytułowi niepowracający do przeszłości Maggie (Kolekcjonerem nazywano jej największego wroga), jeszcze bardziej zaniżył poziom. Opowiadanie stanowiące dodatek do polskiego wydania tylko pogłębiło to wrażenie, nie przystając do treści, chociaż dziejąc się w jej trakcie.

Ostatnie trzy powieści o Maggie nic tutaj nie zmieniły. Wprawdzie w „Śmiertelnym napięciu” autorka próbowała przełamać nieco schemat, wprowadzając tematykę zahaczającą o UFO, a „Płomienie śmierci” zakończyło się w sposób otwarty i całkiem niezły, ale „Ostateczny cel” okazał się gwoździem do trumny. Powieść jest do bólu przewidywalna i poprowadzona w tak oczywisty, schematyczny i męczący sposób, że od połowy czytanie jej staje się prawdziwą katorgą. Podobnie rzecz się miała z napisanymi wspólnie z Ericą Spindler i J.T. Ellison eksperymentalnymi „Cieniami nocy” oraz „Żywiołami”, którym nie pomógł nawet powrót dawnego ukochanego Maggie. Nie miałem więc nadziei na odmianę tego stanu rzeczy, sięgając po nową serię Kavy z Ryderem Creedem, specjalistą od szkolenia psów tropiących. Nie okazała się aż takim rozczarowaniem, jednak i tutaj fabuła pełna była mielizn i nudy. Zaczynając od oczywistej w konstrukcji postaci wiodącej, przez stereotypowych bohaterów na dalszym planie, na zagadkach, które nijak mnie nie wciągały, kończąc. Tajemnica w stylu „Archiwum X” – czyli zagadka zaginionej przed laty siostry Creeda – także nie jest zbyt ciekawa (na jej rozwiązanie czytelnicy będą zresztą musieli poczekać do planowanego czwartego tomu cyklu pt. „Lost Creed”). Co zatem pozostaje? Jedynie Maggie, która powróciła jako bohaterka w tle, by szybko stać się drugą najważniejszą postacią cyklu. Czy najnowsza, wydana właśnie w Polsce „Epidemia” dostarczy nieco więcej zabawy? Miejmy nadzieję. Bardziej jednak chciałbym, żeby w naszym kraju ukazała się nowelka „Before Evil” ze „Sweet Dreams Boxed Set”, której akcja dzieje się przed „Dotykiem zła” i ukazuje początki pracy Maggie w FBI.

Póki co jednak mamy to, co mamy. Kavę, która powinna być mocna, a okazała się bezkofeinowa. Pierwsze kilka łyków miało w sobie coś ciekawego, teraz jednak pozostało tylko odtwórstwo. Może kiedyś się to zmieni, niemniej na chwilę obecną autorka z Nebraski, choć bestsellerowa, pozostaje jedynie kolejnym, niczym niewyróżniającym się nazwiskiem na półkach z thrillerami.

Michał Lipka