Zabójcza wycieczka, Ewa Waligóra

Autor: materiały wydawcy
Data publikacji: 08 lutego 2022

Zabójcza wycieczka

Autor: Ewa Waligóra
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Premiera: 08 lutego 2022
Liczba stron: 320
PATRONAT PORTALU KRYMINALNEGO

Energiczna przewodniczka po Warszawie, Magda Łaszyńska, otrzymuje zlecenie opieki nad ekscentryczną grupą polonusów z Wielkiej Brytanii. Kiedy rutynowa impreza zamienia się w pełną niespodzianek i zamętu kryminalną aferę, do akcji wkracza policja w osobie przystojnego komisarza Izydora Kościeszy. Wkrótce okazuje się, że korzenie całej historii sięgają dwudziestolecia międzywojennego i okupacji.

Magda miota się, próbując realizować program mimo obecności irytującego komisarza i realnego zagrożenia ze strony mordercy. Akcja rozwija się w zawrotnym tempie. Jest tu humor, groza, miłość, namiętność, smutek i tajemnica.

Romantyczny kryminał w scenerii współczesnej i dawnej Warszawy.

 

Ewa Waligóra, rodowita warszawianka, ukończyła Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej. Od szesnastu lat jest przewodnikiem miejskim po Warszawie i Zamku Królewskim. Zajmuje się również projektowaniem i wykonywaniem autorskiej biżuterii, barwnych dzianin i pledów. Jej pasją jest historia. Kocha kryminały, podróże, zwiedzanie zabytków i jedzenie w lokalnych restauracjach, a także psy, a szczególnie jednego małego, czarnego adopciaczka. Czasem ucieka od gwarnych ulic miasta na Mazury, gdzie w ciszy oddaje się medytacji i jodze.

Doświadczenie w pracy przewodnika, zainteresowanie historią, biżuterią i kryminałami zaowocowały pomysłem na książkę, która łączy wszystkie te pasje.

 

FRAGMENT POWIEŚCI:

Bristol tonął w ciszy gorącego poranka. O godzinie ósmej w hotelach tej kategorii raczej niewielu gości kręci się po holu. Magda zajrzała do restauracji, gdzie na szwedzkim stole już serwowano najróżniejsze przysmaki. Na razie jednak zaledwie parę osób siedziało i ziewało nad filiżanką porannej kawy.

Jej ekscentryczni podopieczni powoli zaczęli się schodzić i około dziesiątej wszyscy pałaszowali z apetytem śniadanie. Towarzyską siłą ciążenia cała grupa usiadła w końcu przy jednym dużym, okrągłym stole i Magda zagaiła rozmowę o programie na pierwszy dzień zwiedzania.

– Jest piękna pogoda, dlatego po południu proponuję spełnić pierwszą z państwa próśb i wybrać się do ogrodu zoologicznego. To niedaleko, za mostem. Możemy nawet pójść na piechotę. Pan Karol na pewno będzie zadowolony, a państwo, zaręczam, wypoczną w tym pięknym parku. Wieczorem, na wniosek pani Pembroke, idziemy do klubu. Mamy rezerwację na dwudziestą pierwszą. A teraz zapraszam na spacer Traktem Królewskim. Lunch zjemy w jednej z restauracji na Starym Mieście.

– Cudowny plan, urozmaicony, ciekawy i można odpocząć! – wykrzyknęły zgodnie Ethel i Alice ubrane tym razem w kwieciste kreacje.

– A kiedy obejrzymy jakąś drogę krzyżową? – Rita wyglądała na zawiedzioną.

– Jutro, pani Rito. Żeby objechać w Warszawie miejsca tego typu, potrzebujemy busa, a jutro wieczorem druga z planowanych atrakcji… – Magda zawiesiła głos dla podkreślenia dramaturgii. – Rejs statkiem po Wiśle.

– To radochy wielkie! Wszystkie razem w woda wpaść! – wykrzyknął uradowany Rishi i rozejrzał się, uśmiechając się promiennie.

Pełne zdumienia milczenie uznał za radosną aprobatę dla pomysłu i kiwał zapamiętale turbanem.

– Myślę, że plan jest dobry. Co państwo sądzą? – zawtórował mu Harry.

– Wspaniały! – Ethel była zachwycona. – Magda, jesteś mistrzem organizacji – zgodziła się i czule popatrzyła na Łaszyńską.

– W takim razie nie pozostaje nam nic innego, jak wyruszyć w drogę. Umawiamy się za piętnaście minut w holu przy wyjściu z hotelu. Tam będę na państwa czekać. – Magda zakończyła naradę.

Niebawem cała grupa spokojnie szła w kierunku Starego Miasta.

Wypełniony historycznymi i biologicznymi atrakcjami dzień minął bardzo szybko. Kiedy po wizycie na Starym Mieście i w zoo dojechali do hotelu, była osiemnasta. Wszyscy

uznali, że potrzebują około dwóch godzin na przygotowanie się do wyjścia do nocnego klubu.

Towarzystwo rozeszło się do pokoi, a Magda pędem poleciała na przystanek. Miała tylko godzinę na przygotowanie się do wieczornej wizyty w klubie. Punktualnie o dziewiętnastej trzydzieści była już w holu hotelowym i czekała na gości.

Pierwszy zjawił się niezawodny Rishi. Wyglądał niezwykle wytwornie w jedwabnej turkusowej kamiz, tunice rozciętej po bokach, turbanie w takim samym kolorze i ciemnych spodniach. Magda aż się skłoniła, składając ręce, oczarowana wyglądem egzotycznego Brytyjczyka. Rishi też ukłonił się głęboko i usiadł obok Łaszyńskiej, wyprostowany jak struna i uśmiechnięty od ucha do ucha.

– Magda, ty jak rajski ptaka piękna jesteś – komplementował ją tak entuzjastycznie, że aż zaczęła się obawiać o los jego zjawiskowego turbanu.

W tym momencie z windy wysiedli Jonesowie i Karol. Rita, mimo lekkich krągłości, wyglądała bardzo ładnie w czerwonej sukience za kolano. Harry miał granatową koszulę i kremowe spodnie z doskonałej flaneli. Tym razem, bez amuletów i aparatów, sprawiali całkiem przyjemne wrażenie. Karol też pozostawił swoją ukochaną w pokoju. Chwilowo uwolniony od lornetki, mimowolnie gładził się po brzuchu, jakby czegoś mu brakowało.

Podeszli do Magdy i Rishiego i wdali się w rozmowę, a po chwili otworzyły się drzwi windy i do holu weszły Alice oraz Ethel, pogodne i roześmiane. Alice miała koronkową bluzkę do czarnych spodni. Jej przyjaciółka kremową sukienkę. Po nich w holu pojawili się Kowalscy. Magda musiała przyznać, że Halinka i Pawełek mieli dużo lepszy gust, jeśli chodzi o wieczorową modę. Pani Kowalska całkiem nieźle prezentowała się w jasnej sukni w delikatne kwiaty. Małżonek porzucił swoje skarpety i sandały na rzecz świetnych zamszowych mokasynów, które doskonale korespondowały ze tabaczkowymi spodniami i koszulą w kolorze bordo.

Grupa rozmawiała, oczekując na resztę. Drzwi windy ponownie się otworzyły i oczy wszystkich zwróciły się ku oksfordzkiej ognistej Czarnej Mambie, która przyoblekła się na to wyjście w wąską kieckę w czerwono-czarne nieregularne pasy. Świetnie dopasowała kreację do czarnych szpilek Louboutina. Ich czerwone spody były doskonałym uzupełnieniem całości.

– Cześć! – zawołała Carol, zdając sobie sprawę z wrażenia, jakie zrobiła na zgromadzonych. Panowie wpadli w zachwyt. Czarno-czerwona Mamba podeszła prosto do Karola, który w osłupieniu nawet nie zauważył, jak mały wamp wsunął swoją drobną dłoń pod jego ramię.

– Witaj, przystojniaku. – Głos Mamby był lekko schrypnięty i kusząco niski. – Pierwszy taniec jest nasz, prawda? – To nawet nie było pytanie, tylko uwodzicielskie stwierdzenie faktu.

Karol tkwił ciągle w niemym podziwie dla małej kusicielki. Wreszcie ocknął się z chwilowego otępienia i wyszeptał:

– Wyglądasz jak czarno-czerwony broadbill.

Wszyscy spojrzeli na Mambę jeszcze uważniej.

– Jaki bill? – zapytała Halinka.

– Szeroki, szeroki rachunek. – Pawełek odruchowo przetłumaczył nazwę, nie odrywając wzroku od czerwono-czarnej sensacji wieczoru. Halina wzniosła oczy ku niebu.

Mamba zatrzepotała długimi rzęsami, lekko zaskoczona tym jakże wyszukanym porównaniem, ale ponieważ najwyraźniej wszyscy powoli przyzwyczajali się do ornitologicznych skojarzeń Karola, westchnęła tylko i poklepała go po dłoni.

– Jesteś czarujący. – Uśmiechnęła się rozkosznie. Domyśliła się, iż w ustach Zacha był to wyszukany komplement.

W tym momencie pojawił się profesor w eleganckim lnianym garniturze z piękną laską ze srebrną główką. Byli w komplecie. Do klubu jazzowego nie mieli daleko, więc hotelowy bus szybko dowiózł rozbawione towarzystwo na miejsce. Magda trochę się denerwowała, czy Brytyjczykom, przyzwyczajonym do słynnych londyńskich świątyń jazzu, spodoba się miejsce, które dla nich wybrała. Szybko jednak uspokoiła się, gdy weszli do środka. Coraz bardziej lubiła swoich podopiecznych. Jak dotąd nie mieli o nic pretensji. Wszystko im się podobało. Tutaj też zdawali się być zadowoleni, co sygnalizowali uśmiechami i okrzykami zachwytu.

– Fajne miejsce, bomba! – Carol jako pierwsza wyraziła aprobatę. – Magda, świetnie wybrałaś! Przyćmione światło, rewelacyjny wystrój i supermuza, jak słyszę.

Podszedł kelner i skierował grupę do odosobnionej loży, którą przygotowano dla Magdy i jej podopiecznych.

Pomieszczenie było komfortowe i na tyle obszerne, że swobodnie mogło pomieścić do dwunastu osób. Pod ścianami wygodne kanapy zachęcały do wypoczynku. Loża była dyskretnie otwarta na główną salę, więc bez przeszkód można było słuchać muzyki, i na tyle odosobniona, że rozmowy w środku nie przeszkadzały innym. Na małych stolikach obsługa postawiła półmiski z zakąskami i kieliszki.

– Wspaniale, ja poproszę wino. – Harry rozsiadł się wygodnie i natychmiast objął ramionami Ritę i Alice, która usiadła z drugiej strony.

– Dla mnie na początek gin z tonikiem. – Carol z miną bywalczyni usiadła na środku

kanapy i poklepała miejsce obok, wymownie zerkając na nieco zagubionego Karola, który najwyraźniej postanowił poddać się biegowi zdarzeń i przycupnął nieśmiało obok.

Reszta gości usadowiła się wygodnie. Zaczęto zamawiać drinki. Profesor poprosił o whisky, Ethel poszła za jego przykładem. Podobnie Pawełek, mimo że Halinka próbowała oponować. Najwyraźniej jednak Kowalski postanowił tego wieczoru przeistoczyć się w stanowczego macho, bo natychmiast zgasił jej protesty:

– Hala, będę pił, co chcę, ty też. Co zamawiasz? – Ten bunt był tak niespodziewany, że reszta towarzystwa umilkła na chwilę.

Kowalska zdumiona spojrzała na męża i bez namysłu odpowiedziała:

– Wezmę białe wino, kochanie – pisnęła potulnie, co było widomym potwierdzeniem znanej zasady, że kobiety poskramia się stanowczością. Panowie spojrzeli z uznaniem na Pawełka. Panie z podziwem, acz dyskretniej.

– Ja prosić przezroczysta woda! – Rishi rozpromieniony zwrócił się do zdezorientowanego kelnera.

– Z gazem czy bez? – Kelner starał się uściślić zamówienie.

– A jest bez gazu woda w Polska, nie alkoholowana woda tu jest? – zapytał zdumiony Hindus.

Kelner znieruchomiał. Na szczęście Magda szybko pojęła, o co chodzi.

– Pan chce kieliszek polskiej wódki, czystej – zwróciła się do zagubionego młodego człowieka.

Reszta pań zamówiła wino i kelner poszedł realizować zamówienie.

Tymczasem zmienił się repertuar i z sali dobiegły rozkoszne dźwięki muzyki Glenna Millera. Carol natychmiast zaczęła podrygiwać i zachęcać wszystkich do wyjścia na parkiet. Złapała Karola za rękę i wyciągnęła z loży. Za nią pomknęli rozochoceni Jonesowie. Alice i Ethel pod ramię sunęły na parkiet. Pawełek złapał połowicę za rękaw i podążał ochoczo za nimi, nie zważając na lekki opór Halinki. Rishi skłonił się dwornie przed Magdą i oboje dołączyli do pozostałych. Profesor, osamotniony, słuchał muzyki, patrząc z uśmiechem na tańczących towarzyszy, niedługo zresztą, bo Ethel podbiegła do niego i wkrótce całe towarzystwo pląsało w rytm Chattanooga Choo Choo, a potem Little Brown Jug.

W tym czasie przyniesiono zamówione drinki i kiedy zziajani, ale uśmiechnięci goście wrócili, wszystko było już na stolikach.

– Proponuję najpierw wypić zdrowie naszej wspaniałej Magdy! Najlepszej przewodniczki w Warszawie. Twoje zdrowie, Magda! – Harry wysoko podniósł kieliszek.

– Zdrowie! – zawtórowała reszta z uśmiechem.

– Dzięki, kochani. Wasze zdrowie. Jesteście wspaniali i cudownie się z wami pracuje. – Łaszyńska z ochotą spełniła toast. Ulżyło jej, jak każdemu przewodnikowi, kiedy dowiaduje się od gości, że są zadowoleni i świetnie się bawią. Zawsze uważała, że dokładnie o to chodzi w tej robocie.

Usiedli i atmosfera się rozluźniła. Część osób jadła, inni pili kolejne drinki. Magda wyszła na chwilę na zewnątrz. Tam odetchnęła głęboko wieczornym powietrzem. Była naprawdę zadowolona. Goście świetnie się bawili i najwyraźniej zgrali się jako grupa. Uspokojona wróciła do środka. Akurat pojawili się kelnerzy z nowym zestawem, tym razem ciepłych przekąsek, i kilkoma butelkami wina.

– Proszę państwa, to wino to prezent dla państwa od biura podróży. Zapraszam! – Magda skinęła na kelnerów, by napełnili kieliszki.

– Bomba! – Rishi klepnął Pawła i obaj podeszli do stolików.

– No, no, coraz bardziej mi się ta wycieczka podoba. – Harry zatarł ręce i rozsiadł się wygodnie na sofie. Obok usadowiła się uśmiechnięta pani Pembroke. Ornitolog już nie czekał, tylko zajął miejsce koło Carol.

Profesor wrócił z toalety i podszedł do Magdy.

– Cudowne przyjęcie, Magdo. Nie bawiłem się tak ze dwadzieścia lat. – Nagle zawiesił głos i jękliwie odetchnął.

– Wszystko w porządku, panie profesorze? – spytała zaniepokojona Łaszyńska. – Może wody?

Petersky uspokoił się i uśmiechnął.

– O tak. W jak najlepszym. Po prostu dawno tak nie tańczyłem. Odsapnę chwilę i już będzie dobrze. – Mówiąc to, usiadł przy Karolu.

Kelnerzy napełniali kieliszki. Wszyscy ochoczo odbierali je z rąk obsługi.

– A co to takiego? – Ethel uniosła kieliszek do góry. – Na nóżce mam jakąś kolorową kulkę – zwróciła się do kelnerów.

– Nie mają państwo stałych miejsc. W takim wypadku oznaczamy kieliszki zawieszkami. Każdy ma kulkę w innym kolorze, więc się państwu nie pomylą – wyjaśnił chłopak.

– To fantastyczny pomysł! Alice, zobacz. No, genialne! Wreszcie nie muszę odstawiać kieliszka w jakiś kącik i pilnować, żeby ktoś się z niego nie napił. Jaki ty masz kolor? Ja mam fioletowy – spytała przyjaciółkę.

– Ja żółty. – Alice upiła łyk wina.

– A ja zielony! – zawołał Zach. – A Carol ma czarny. Pasuje ci do sukienki. – Ornitolog najwyraźniej coraz bardziej się ośmielał.

Mamba krygowała się, kusząco trzepocząc rzęsami. Na jej twarzy wręcz malowała się pewność, że zdobycz już jej nie umknie.

– Moja jest biała, a Rity czerwona, jakże patriotycznie! – Harry zaśmiał się z tego porównania.

– Hala ma pomarańczową kuleczkę, a ja? Jaką mam ja? – Pawełek zwrócił się do żony z prośbą o pomoc. Najwyraźniej, jak wielu facetów, miał problem z odróżnianiem kolorów.

– Brązową, masz jasnobrązową kulkę. – Kowalska obróciła kulkę na kieliszku męża pod światło. – Pamiętaj, taką, jak twoje spodnie.

Wszyscy wymieniali przez chwilę uwagi o kolorach swoich kulek na kieliszkach, bawiąc się przy tym wybornie.

Kapela znowu grała. Rozochoceni winem i świetną muzyką turyści bawili się doskonale. Ciągle ktoś wstawał i szedł na parkiet. Część osób rozmawiała, śmiała się, częstowała zakąskami, stukała kieliszkami, wznosząc toasty. Atmosfera całkiem się rozluźniła. Mamba już swobodnie tuliła się do Karola, który łechtany w swej męskości, rycersko obejmował ją w talii. Halinka chichotała z Alice i Ethel. Paweł próbował dyskutować z Rishim o kursie brytyjskiego funta i wreszcie przeszli na angielski. Zabawa rozkręcała się na całego.

Podczas kolejnej przerwy muzycznej Carol poszła do toalety. Harry właśnie opowiadał o swoich przygodach na safari, gdy nagle uwagę wszystkich zwrócił głośny dźwięk tłuczonego szkła. Rozmowy gwałtownie ucichły. Zach stęknął jakoś dziwnie, złapał się za lewe ramię i prawie charcząc, spazmatycznie łapał powietrze otwartymi i zsiniałymi ustami. Osłupiałe ze zgrozy towarzystwo patrzyło na niego przerażone.

– Karol, co jest?! – krzyknęła Alice.

Magda pierwsza się otrząsnęła i podtrzymała chwiejącego się mężczyznę. Biedak rzęził i bladł coraz bardziej. Nagle ucichł i znieruchomiał. Przewodniczka przeraziła się nie na żarty.

– Dzwoń po pogotowie, natychmiast! – wrzasnęła do znieruchomiałego kelnera, a gdy dalej się nie ruszył, ryknęła wręcz: – No już! Sto dwanaście, dzwoń, do cholery!

Chłopak złapał telefon i drżącymi rękami zaczął wklepywać numer. W tym momencie pojawił się menedżer, wziął od podwładnego komórkę i sprawnie połączył się z numerem alarmowym.

Karol sprawiał wrażenie martwego. Magda ujęła w dłoń jego przegub i usiłowała znaleźć tętno.

Matko Boska, nie umieraj, Karol, trzymaj się, błagam, szeptała do siebie w duchu. Nagle z uczuciem nieopisanej ulgi wyczuła bardzo słabe i nieregularne tętno.

– Żyje, ledwie, ale żyje – powiedziała. Reszta odetchnęła, ale napięcie cały czas było wyraźnie wyczuwalne.

W tym momencie wróciła Carol i stanęła jak wryta. Spojrzała na Karola, na przerażone towarzystwo i na Magdę nachyloną nad nieruchomym i bladym jak ściana ornitologiem.

– Jezus, umarł?! – pisnęła przerażona.

– No, tamten na pewno, ale to już ze dwa tysiące lat temu – syknęła Magda, której na chwilę puściły nerwy. – Karol żyje… – Nie dokończyła, bo Mamba dramatycznie klęknęła u stóp biedaka. Jej szpile błysnęły drapieżnie czerwienią podeszew.

W tym momencie weszli ratownicy pogotowia i fachowo zaczęli udzielać pomocy. Jeden natychmiast zbadał Karola, pielęgniarz podłączał kroplówkę. Szybko przyniesiono nosze. Lekarz wypytywał Magdę o dane pacjenta, objawy ataku i kontakt. Najwyraźniej sytuacja była poważna, bo bardzo się spieszyli. Szybko wynieśli chorego, wsadzili do ambulansu i natychmiast z wyciem syreny karetka zniknęła za rogiem ulicy.

Zapadła cisza. Ludzie wyszli na zewnątrz. Nie tylko grupa Anglików, lecz także część pozostałych gości. Wszyscy wyglądali, jakby cały wypity alkohol całkowicie z nich wyparował.

– Matko Boska, co mu się stało? – Pierwsza odzyskała głos Ethel. Alice czule ją przytuliła.

– Duszno mi – wyszeptał profesor drżącym głosem.

No nie, jeszcze jeden. Magda aż skamieniała ze zgrozy. Spojrzała na Grega, który chyba z nerwów trząsł się jak osika.

Reszta gości też wyglądała, jakby miała zaraz zbiorowo paść trupem.

– Proszę państwa, proponuję jak najszybciej wrócić do Bristolu. Karol jest pod opieką lekarzy. Mam nadzieję, że do jutra sytuacja się wyjaśni i wszystko będzie dobrze. Zadzwonię, żeby podstawiono nam busa, i jedziemy, zgoda? – Łaszyńska postanowiła jak najszybciej odwieźć gości do hotelu.

– Tak! To najlepszy pomysł – przytaknął Harry.

Po piętnastu minutach wszyscy, komentując zajście, żegnali się z Magdą i powoli rozchodzili się do pokoi. Pani Pembroke cichutko chlipała w chusteczkę.

Kiedy za ostatnim gościem zamknęły się drzwi windy, Magda prawie zachwiała się i sama omal nie upadła.

– Boże, co za ulga, że nie wykorkował. – Przeglądając komórkę, wyszła przed hotel, wsiadła do taksówki i kazała jechać do szpitala.

Na miejscu skierowano ją na oddział intensywnej terapii, gdzie umieszczono nieszczęsnego ornitologa. Chwilę czekała, aż pojawił się szary ze zmęczenia lekarz.

Magda szybko się przedstawiła, opisała sytuację i poprosiła o jakieś wstępne informacje.

– Ale nie jest pani krewną pacjenta. Nie jestem upoważniony… – Lekarz był tak zmęczony, że nawet nie usiłował zrozumieć, w czym problem.

– Tak, ma pan doktor rację, ale muszę coś wiedzieć, żebym rano, kiedy skontaktuję się z jego rodziną w Anglii, mogła im cokolwiek powiedzieć, najlepiej optymistycznego… – Zawiesiła głos pełen nadziei i zrobiła coś, co zwykle skutkowało w takich sytuacjach, to znaczy minę zagubionego i głupiutkiego kobieciątka.

Lekarz nie był zupełnym idiotą i mimo wyczerpania wielogodzinnym dyżurem zachował resztki błyskotliwości. Chwilę patrzył na Magdę i uśmiechnął się znużony.

Wie, że udaję kretynkę, pomyślała, tracąc resztki nadziei na sukces.

– Rozumiem panią i wiem, w jakiej jest pani sytuacji. Ale to właściwie dobrze, że mogę z panią porozmawiać – odpowiedział i nagle ciężko usiadł na krześle.

– Pani gość żyje – zaczął z profesjonalną rezerwą. – Jego stan jest poważny, ale stabilny i w tej chwili nie ma zagrożenia życia. Oczywiście wszystko okaże się po badaniach, które zleciliśmy. Jest monitorowany i na razie pozostanie na oddziale.

Usłyszawszy to, Magda cichutko odetchnęła z ulgą.

Na chwilę przerwał i zastanawiał się, jakby chciał ją o coś zapytać. Wreszcie zwrócił się do niej:

– Pani jest pilotem tej grupy turystycznej? – Spojrzał na nią uważnie.

– Tak, a także przewodnikiem po Warszawie – odpowiedziała.

– Mam do pani pytanie. Czy pan Karol pali?

– Nie, na pewno nie. Na ile zdążyłam się zorientować, to raczej typ, jak by to powiedzieć, ekologicznego harcerza. Nie dość, że nie pali i nie nadużywa alkoholu, to jeszcze jest wegetarianinem. Poza tym ma fioła na punkcie ornitologii, nie rozstaje się z lornetką, więc pewnie dużo spaceruje na świeżym powietrzu. – Magda starała się udzielić jak najwięcej informacji o swoim gościu.

 

– Taaa, i to mnie zastanawia. Tak mi się wydawało, że to krzepki człowiek. Taki zdrowy tryb życia i nagle taki atak? Cóż – powiedział lekarz, wstając – w medycynie nie ma rutyny. Zawsze nas coś zaskakuje. Niemniej zlecę dodatkowe badania, bo zawał w tak młodym wieku i przy tak zdrowym trybie życia to bardzo dziwne… – Zamyślił się na chwilę, a potem uśmiechnął się zdawkowo i podał rękę Magdzie. – Dziękuję pani za te informacje. Jutro pewnie będziemy wiedzieli coś więcej. I lepiej, żeby pani miała pełnomocnictwo. W dzień jestem bardziej stanowczy.

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Zabójcza wycieczka" Ewa Waligóra